Poleciał w kosmos, ale prosi fanów o milion dolarów na nową grę
Richard Garriott, znany też jako Lord British, postanawia wrócić do robienia gier. Ale jego inicjatywa budzi wątpliwości.
11.03.2013 | aktual.: 15.01.2016 15:41
Jeśli w pierwszej chwili nie kojarzycie, kto zacz, to tłumaczymy: to ojciec serii RPG Ultima, którą tworzył od lat osiemdziesiątych aż do 1999 roku. A także, co wie nieco mniej osób, osoba odpowiedzialnego za... niesławnego Origina, czyli klienta cyfrowego sklepu EA. No, przynajmniej za jego nazwę. Tak się bowiem składa, że to właśnie on w 1992 roku sprzedał Electronic Arts firmę Origin Systems zajmującą się dystrybucją.
Jego ostatnia "duża" gra - Tabula Rasa - powstawała przez 7 lat i ukazała się wreszcie w 2007 roku. Nie była jednak sukcesem i już dwa lata później zamknięto serwery tego MMO. W międzyczasie Garriott ogłosił swoje odejście z NCSoft, dla którego ją stworzył, a w 2008 roku za zarobione na grach pieniądze poleciał na Międzynarodową Stację Kosmiczną jako turysta, co kosztowało go, bagatela, 30 milionów dolarów.
Postanowił jednak wrócić do robienia gier i w 2009 roku założył firmę Portalarium. Dwa lata później wygrał zaś z NCSoft proces o złe traktowanie przy odejściu, dzięki czemu otrzymał 28 milionów dolarów odszkodowania.
Portalarium zrobiło dwie facebookowe gry hazardowe (blackjacka i pokera) oraz Ultimate Collector - produkcję przeznaczoną na tę samą platformę o... kolekcjonowaniu. Jak można się domyślić, nie były to oszałamiające sukcesy. Było dokładnie odwrotnie: niedługo po ich premierze firma musiała zwolnić część pracowników. Za to w zapowiedziach pojawiło się tajemnicze Ultimate RPG...
Tym sposobem dochodzimy do dnia dzisiejszego, kiedy to Lord British ogłasza, iż wspomniane Ultimate RPG od Portalarium to Shroud of the Avatar: Forsaken Virtues, duchowy następca serii Ultima. I że potrzebne sa pieniądze na stworzenie go, drodzy fani, tu jest Kickstarter, może byście tak sypnęli groszem. Na co niektórzy reagują pytaniem: "A to on nie ma pieniędzy?"
W końcu stać go było, żeby prywatnie polecieć w kosmos, tak? A potem dostał jeszcze furę pieniędzy od NCSoft, tak? I wszystko to utopił w tych facebookowych pomyłkach? Wierzyć się nie chce. Nic więc dziwnego, że niektórzy internauci reagują na kickstarterowy projekt Garriotta mocno negatywnie. Zwłaszcza, że platforma ta ma w końcu służyć wspieraniu twórców, którzy nie mają innej szansy na sfinansowanie swoich pomysłów. A on? Czy na pewno nie byłby w stanie znaleźć bardziej tradycyjnego źródła?
Choć, z drugiej strony, teoretycznie to projekt jak inne z ostatnich miesięcy. Garriotta łączy sporo choćby z Schaferem czy Fargo - jest uznanym niegdyś twórcą, który teraz chce wrócić do robienia gier, jakie lubi. Od dłuższego czasu nie zrobił w tej branży niczego specjalnego, ale i tak ma pewien społeczny kredyt zaufania. Na co najdobitniejszym dowodem jest fakt, że w ciągu paru dni zebrano już ponad 700 tysięcy dolarów (z miliona) na Shroud of the Avatar.
Shroud of the Avatar
Jego przypadek dobitnie pokazuje, jak zmienił się Kickstarter. Stał się miejscem, gdzie zamiast nowości i rewolucyjnych pomysłów sprzedaje się nostalgię. Gdzie twórcy szukają pieniędzy, które pozwolą im nie dłubać przy grze po godzinach normalnej pracy, ale żyć z jej robienia. Przy Kickstarterach Tima Schafera czy Briana Fargo mało kto pytał, co ci twórcy jeszcze sobą reprezentują. Wszyscy byli upojeni wizją, że oto gry będą takie, jak kiedyś. W miarę narastania fali kolejnych "powrotów do przeszłości", zaczęły się jednak pojawiać wątpliwości. W nas także, choć od początku kibicowaliśmy inicjatywie jako takiej. Jednak gdy Brian Fargo ogłosił powrót do serii Torment, nie kończąc przedtem Wasteland 2, stwierdziliśmy "dość". Nie zaciąga się drugiego kredytu, nie spłaciwszy pierwszego. Pomijając już fakt, że na razie Torment z pierwowzorem wspólny ma tylko tytuł.
Jeśli spojrzeć chłodno, to cała ta kickstarterowa inicjatywa jest kolosem na glinianych nogach. Wielu twórców obiecało powrót do gier sprzed lat. Niedługo powinniśmy się przekonać, w ilu z nich zostało dość kreatywnej energii, by stworzyć nie tylko "grę jak kiedyś", ale przede wszystkim "dobrą grę". Oby góra z milionów dolarów nie urodziła stadka myszy.
Sami wsparliśmy dotychczas kilka projektów, choćby Double Fine Adventure czy Wasteland 2. Choć kibicujemy także Project Eternity, Shadowrun: Returns, Torment: Tides of Numenera i wielu innym grom, to najpierw poczekamy na efekty pierwszych zbiórek, zanim wpłacimy coś na kolejne. A jeśli z pominiętych przez nas kickstarterów wyjdą dobre gry, zawsze możemy je normalnie kupić.
Paweł Kamiński, Tomasz Kutera
"Headshot" to nieregularny cykl komentarzy redakcyjnych, w których subiektywnie odnosimy się do najbardziej aktualnych tematów.