Pół godziny Far Cry 3: Blood Dragon jest dokładnie tak szalone, jak można się było spodziewać
Widać, że autorzy nie rzucali słów na wiatr i faktycznie chcą sobie robić jaja z wizji przyszłości snutych w erze kaset VHS. Ale nie tylko.
09.04.2013 | aktual.: 21.01.2016 16:46
Jest muzyczka z Terminatora, prężenie muskułów rodem z Predatora i prawdopodobnie najbardziej pozbawiony sensu i wkurzający samouczek ostatnich lat (rzecz jasna, będący solidnym mrugnięciem w stronę gracza, który wie, że żeby się porozglądać musi się porozglądać).
Kiedy zaczyna się akcja, nie ma możliwości, żeby pomylić Blood Dragona z Far Cry 3. Jasne, kilka elementów mechaniki (skanowanie otoczenia, seryjne zabójstwa z ukrycia) przeniesiono, ale tętniący neonami i syntezatorową muzyką świat rodem z taniego sci-fi chce nas zabić dużo bardziej, niż przyroda Rook Islands. Zewsząd wysypują się ubrani w odblaskowe kostiumy przeciwnicy, ale nie od parady jesteśmy cyber-komandosem. W dodatku z kipiącym testosteronem partnerem u boku. Komentarze obu z nich zabijają (o dziwo, tylko metaforycznie).
Rozgrywka wygląda dość prostolinijnie, ale na tyle efektownie, by nie było to wadą. Zresztą nasz wojak w końcu traci swoje zabawki i trafia na stado -a jakże by inaczej- neonowych smoków, z którymi trzeba postępować ostrożniej (mają kiepski wzrok, ale reagują na głośne dźwięki).
Są i smoki
Blood Dragon będzie dostępny w XBLA i PSN, nie spodziewam się więc po nim gry rozmiarów Far Cry 3. Parodia tandetnego sci-fi i humor, strasznie mi się podobają. Jeśli autorzy urozmaicą rozgrywkę, przeplatając wymiany ognia, skradaniem i zabawą ze smokami, to niczego więcej do szczęścia potrzebował nie będę.
O samej grze będziemy zresztą mogli powiedzieć wam więcej już niedługo, bo jeden z moich kolegów ogląda ją (i kilka innych) w Londynie. Póki co, śpieszcie się oglądać powyższe 30 minut, bo Ubisoft usilnie kasuje wycieki.
Maciej Kowalik