Podział na single-player i multiplayer to przeżytek
W wywiadzie dla Gamasutry Edward Stern, projektant z firmy Splash Damage, wypowiedział się na temat podejścia swojego studia do tworzenia gry Brink oraz do trybów single i multiplayer. Według niego, taki podział jest już kompletnie przestarzały.
04.08.2009 | aktual.: 15.01.2016 15:30
To po prostu głupie. Są gry z osobnymi plikami wykonawczymi, zupełnie innym doświadczeniem, a całkiem innym systemem sterowania. W zasadzie dlaczego? To szaleństwo. Nie ma żadnego powodu.
To absurdalne, że całkowicie oddzielamy online, offline, single-player, multiplayer. To już przeszłość. Nie ma powodu, żeby dalej tak robić.
Są naprawdę, naprawdę dobre gry - gramy w nie naprawdę dużo - gdzie poprostu idziesz zawsze po jednej linii i to naprawdę satysfakcjonujące, ale za każdym razem z tych samych drzwi wychodzi ten sam gość. I nie bardzo jest sens grać w tę grę ponownie, chyba że będzie trudniejsza, na czas i tak dalej.W Brink za każdym razem, gdy gracz będzie online, do twojej gry solo dołączyć będzie mógł jeden z twoich znajomych, zastępując któregoś z NPCów. Stern dodał, że w poprzedniej grze firmy, Enemy Territory: Quake Wars, AI była tak dobra, że podczas przezentacji gracze brali boty za ludzi, a ludzi za boty.
Cóż, o ile Stern ma rację, że osobne systemy sterowania w obu trybach to przesada, to jednak zdecydowanie nie zgadzam się z nim w pozostałych kwestiach. Podział na tryby single player i multiplayer to żaden absurd. Zazwyczaj wolę grać sam i nieszczególnie chcę, żeby inni mogli dołączać do gry za każdym razem, gdy gram, niezależnie od tego, jak dobry jest tryb gry wieloosobowej. Nawet jeśli ma to sens w przypadku Brink, to jak dla mnie nie ma szczególnego sensu krytykowanie innych deweloperów za to, że nie wygląda to podobnie w innych grach.
[Warto też przypomnieć o nieco odmiennym podejściu do tego problemu, jakie zaprezentowano w - niestety skasowanym - The Crossing - przyp PG]
Naszą relację z pokazu Brink możecie przeczytać tutaj.
[via Gamasutra]
Paweł Dembowski