Po pokazie: Transformers: War for Cybertron

Po pokazie: Transformers: War for Cybertron

Po pokazie: Transformers: War for Cybertron
marcindmjqtx
02.06.2010 11:08, aktualizacja: 15.01.2016 15:48

Początkowo do kolejnej części Transformersów podchodziłem z uprzejmą ignorancją. Jasne, kiedyś niekończąca się walka Autobotów z Decepticonami  kręciła mnie niesamowicie, a każdy film czy komiks oglądałem z zapartym tchem od początku do końca. Problem w tym, że były to czasy wczesnej podstawówki. Ostatnie produkcje kinowe staram się pomijać milczeniem, a przygoda z grami kończyła się na demie czy zwiastunach, na których mogłem pooglądać sobie, jak "moje" roboty wyglądają teraz. W Londynie udało mi się położyć łapki na padzie i spróbować zarówno kampanii jak i trybów wieloosobowych. Było miło.

Pa pa, Ziemio! Zacznijmy od tego, że gra wygląda naprawdę dobrze. Przerzucenie akcji z Ziemi na Cybertron - rodzinną planetę Transformersów sprawiło, że High Moon nie było już ograniczane w kwestii designu plansz. Efekty widać od razu - cała planeta pulsuje swoim, cybernetycznym życiem, co wygląda oczywiście należycie efektownie. Nawet taka drobnostka jak otwieranie bram, które po prostu transformują się tak, żeby nas przepuścić potrafi przykuć wzrok. Umiejscowienie kamery i ociężale poruszający się bohaterowie szybko przywodzą skojarzenia z Gears of War, a wygląd otoczenia naprawdę nie odstaje mocno od produkcji Epic. Brakuje może nieco jaśniejszych kolorów i wrzucenia kilku przyciągających wzrok detali, ale widziałem w końcu jedynie drobny wycinek - kto wie, co będzie później.

Gdy rozmawiałem z Jamesem Bonti, bardzo zależało mu na uzmysłowieniu graczom, że War for Cybertron to nie kolejna "gra na licencji". High Moon najpierw zatroszczyło się o stworzenie konkretnego i nowoczesnego szkieletu gry, a dopiero później ubrało go w szaty Transformersów. Nie ma tu mowy o przyspieszaniu premiery, by zrównać się z kinową produkcją, bo takiej nie ma w planach. Jeszcze...

Ja, on i [tu wpisz swoje imię] We wstępie celowo nie pisałem o kampanii dla samotnego gracza, bo w War for Cybertron będziemy mogli grać razem w dwoma znajomymi. Przed startem misji każdy będzie mógł wybrać jedną z trzech dostępnych postaci, które będą oczywiście różniły się między sobą umiejętnościami. Świetną wiadomością jest implementacja systemu drop in/drop out, który jest po prostu konieczny w takich grach (czy autorzy Lost Planet 2 mnie słyszą?). W każdym momencie kontrolę nad postacią może przejąć SI, więc wieczorne sesje nie będą musiały być przerywane przez nagły brak mleka w lodówce.

Akcja gry dzieje się przed wszystkimi wydarzeniami, które możecie znać. Każda ze stron konfliktu będzie mieć osobną kampanię, którą możemy przechodzić niezależnie od postępów w graniu drugą frakcją (choć fabuła będzie miała swoją chronologię).

Historia Optimusa zacznie się na długo przed tym, gdy doczekał się rangi Prime. Poznamy więc całą drogę, którą musiał przejść, by zostać prawdziwym liderem Autobotów (i jednym z dwóch ulubionych Transformersów Maciusia Kowalika!). Kampania Decepticonów skupi się oczywiście na Megatronie. Nie będzie to jednak typowa "zła" strona konfliktu. Poznamy go z innej strony, jako przywódcę, dokonującego trudnych wyborów, które jednak są konieczne, by przetrwała cała rasa robotów. Nie spodziewam się bynajmniej epopei, ale obie historie mnie intrygują.

No, ale War for Cybertron to gra akcji, a nie dramat psychologiczny, więc warto powiedzieć też parę słów o samej rozgrywce. Jeśli chodzi o samo strzelanie, to przed oczami niezawodnie staje Lost Planet 2. Skaczemy, strzelamy, rzucamy granaty i unikamy strzałów przeciwnika dosyć typowo, chociaż może zdziwić brak przyklejania się do osłon. Przy pierwszym kontakcie może denerwować niechęć postaci do bardziej dynamicznego poruszania się po planszy. Ociężałość jest jednak zrozumiała, bo przecież nie kierujemy tu gibkim adeptem wojskowych akademii, a wielotonową maszyną. Zresztą nawet my wiemy, że nogi nie są najlepsze do szybkiego poruszania się, a mówimy przecież o robotach, mogących się transformować. W grze będziemy mogli zmieniać się w cztery różne pojazdy. Ma to kapitalne znaczenie dla trybu wieloosobowego, ale znajdzie zastosowanie również w kampaniach. Niektóre misje będą kładły mocniejszy nacisk na przykład na latanie, a myślę, że nie zabraknie również jakiegoś rodzaju wyścigów.

Liczba mnoga Przy promocji gry autorzy dużo bardziej chwalili się trybem dla wielu graczy, niż kampaniami. Po rozegraniu kilku rund mogę z całą odpowiedzialnością stwierdzić, że na pewno nie jest to element, robiony "na doczepkę". Cztery klasy postaci, system awansów i wiążących się z nimi umiejętności mocno wzorowany jest na serii Call of Duty.

Szybki atak inżynierów (ta klasa może zmieniać się w samolot) i późniejsze bronienie punktu, w oczekiwaniu na wolniejszych i mocniejszych kolegów to chyba moja ulubiona akcja z pokazu, ale ciekawych sytuacji było bez liku. Plansze nie powalają oprawą, ale swoim rozbudowaniem stwarzają naprawdę mnóstwo możliwości do tworzenia własnych strategii. Miłe są również informacje o bonusach punktowych, które zdobywamy za mnóstwo drobnych rzeczy. Mała rzecz, a cieszy. Podobnie jak fakt, że wraz ze zdobywaniem kolejnych poziomów zmienia się wygląd naszej postaci i pojazdu w jaki się zmienia.

War for Cybertron mnie intryguje. Nie jest to gra spędzająca mi sen z powiek, ale wygląda na to, że ma wszystko, co potrzeba by zapewnić dobrą zabawę. Kampania (a nawet dwie!), którą można przejść z dwoma znajomymi; rozbudowany multiplayer i ładna oprawa lokują nowe Transformersy gdzieś w przedziale "fajna gra na 3+". Chętnie w to zagram.

Maciej Kowalik

Obraz
Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)