Po pokazie: Call of Duty: Black Ops
Po rozejściu się dróg Activision i szefów Infinity Ward, Treyarch ma szansę na wyjście z cienia autorów Modern Warfare 2 i pchnięcia serii Call of Duty na nowe, wybrane przez siebie tory. Zaczęło się od zapowiedzi porzucenia drugiej wojny światowej, ale musicie też wiedzieć, że po raz pierwszy absolutnie wszyscy pracownicy studia skupiają się na pracy nad jednym projektem (World at War towarzyszyły 007: Quantum of Solace i Spiderman: Web of Shadows). Czy ludzie z Santa Monica staną na wysokości zadania? Sprawdzałem to w Londynie.
30.05.2010 | aktual.: 12.01.2016 15:26
Pokazano nam wycinki dwóch misji. Każdy, kto miał do czynienia z ostatnimi grami z serii Call of Duty wie, że zabieg nie jest przypadkowy. W końcu receptą na sukces w przypadku tej serii jest swoisty przekładaniec z misji, w których ekran non stop skąpany jest w ogniu pocisków i eksplozjach granatów, a gracz nie ma ani chwili na spokojny oddech oraz takich, w których liczy się klimat, nieszablonowe zagrania i zaplanowane z głową oskryptowane niespodzianki.
WMD - Związek Radziecki, 1968 rok Jako pilot podrywamy do lotu SR-71 Blackbird, odpalamy dopalacze i po chwili znajdujemy się już na wysokości graniczącej z kosmosem. Naziemny oddział, operujący na terenie wroga prosi o wsparcie powietrzne. Poruszając gałkami wizjera pomagamy mu znaleźć ukrycie przed zbliżającym się patrolem wroga. Niestety rozpoczyna on przeszukiwanie terenu. Trzeba działać!
Zmiana perspektywy. Teraz akcję obserwujemy oczami jednego z żołnierzy na ziemi. Cały oddział leży schowany między zaśnieżonymi krzakami, czekając aż zastępy wroga przejdą dalej. Przez komunikator słychać informacje o aktualnej sytuacji, dostarczane przez załogę Blackbirda. Nie udało się - ktoś nas zauważył. Krótka strzelanina i znów możemy zaszyć się w zimowym krajobrazie. Omijamy kolejne patrole, choć czasem zaniepokojony pies potrafi napędzić stracha. Po chwili trzeba zejść po stromej ścianie skalnej. Ruchy głowy oddane są zawodowo, ale w tej serii to żadna nowość. Teraz nadszedł czas na przejście do prawdziwej ofensywy.
Kojarzycie ten moment w zwiastunie, kiedy gracz kilkoma strzałami rozbija okno i wpada z oddziałem do środka pomieszczenia? W grze wygląda to jeszcze lepiej, a tempo akcji rośnie błyskawicznie. Najlepsze momenty są wyeksponowane dodatkowym zwolnieniem czasu, tak by nic nie umknęło naszej uwadze. Zaskoczeni przeciwnicy nie mają szans, a posiłki kończą się szybko, więc możemy wznowić podchody.
Karabin zamieniamy więc na kuszę z celownikiem optycznym i dwoma rodzajami bełtów (zwykłe i wybuchowe). Wybieramy jednego z żołnierzy na nasz cel, a resztą zajmują się sterowani przez SI towarzysze - tak jak w Modern Warfare 2. Po kolejnej strzelaninie i wykonaniu zadania czas na ewakuację. Rakieta niszczy most przez który właśnie przebiegliśmy, nie pozostaje więc już jedynie solidny rozbieg i skok w przepaść. Tajni agenci już dawno temu praktykowali base jumping.
Zimna Wojna Termin Black Ops oznacza misje, których główni bohaterowie, operując głęboko na terytorium wroga, nie mogli w razie wpadki liczyć na pomoc swojego rządu ani żadnej agencji wywiadowczej. Byli "najlepszymi spośród najlepszych z najlepszych", zdani sami na siebie, zapomniani przez innych nie przejmowali się regulaminowym mundurem czy wyposażeniem. Stąd na przykład wspomniana wyżej kusza, ale na tym niestandardowe narzędzia eliminacji przeciwników na pewno się nie skończą.
Mark Lamia - szef studia Treyarch - jest autentycznie zafascynowany wszystkimi tajemnicami, które mogą ukrywać przed nami historycy. Widać to, kiedy opowiada o tym, ile trudu zadali sobie jego pracownicy, by dotrzeć do żołnierzy, którzy brali udział w tych misjach. Autentyczność oraz przywiązanie do najdrobniejszych detali są dla autorów gry bardzo ważne.
Olbrzymią pomocą są opinie majora Johna Plastera. Jego przeżycia stanowią podstawę dla misji, które znajdziemy w grze, ale Black Ops nie stawia na dokładne odwzorowanie historycznych wydarzeń. Są one raczej pretekstem do snucia własnych opowieści, inspirowanych rozmowami z autentycznymi agentami SOG (Studies and Observations Group). Czy naprawdę wiemy wszystko o zimnej wojnie? Jak wyglądałaby jej historia opowiadana przez tych, którzy zdecydowali się oddać ojczyźnie wszystko, nie prosząc o nic w zamian? Black Ops ma podsunąć kilka teorii na ten temat.
Slaughterhouse - Hue City, 2.02.1968
Nowa misja i od razu drastyczna zmiana klimatu. Tu już nie ma mowy o skradaniu się i cichym eliminowaniu wroga. W tle szaleje bitwa o Hue City a gracz po nieudanym desancie ląduje (znowu wybijając przy tym okno) w płonącym budynku na skraju zawalenia. Tak, ten moment też możecie zobaczyć w zwiastunie.
W trakcie przebijania się przez kolejne pomieszczenia trudno znaleźć czas na podziwianie mocno podciągniętych efektów świetlnych, ale warto poświęcić im chwilkę między kolejnymi eksplozjami. Wrogowie atakują z różnych pięter, choć "podłoga" czy "ściana" to w tym wypadku pojęcia krótkoterminowe, bo ekranem co chwilę wstrząsają eksplozje. Typowa COD-owa jatka, która niezawodnie pompuje adrenalinę do krwi. Po wydostaniu się na zewnątrz zyskujemy możliwość oznaczania celów dla działek helikoptera. Błyskawicznie zamieniają one dowolny obszar w starannie zaorane pole (dźwięk zaorze za to wasze uszy - to jeden z elementów, nad którymi Treyarch mocno pracuje). Radzą sobie nawet z czołgiem, dzięki czemu droga w głąb miasta staje otworem. Tu jednak prezentacja się kończy.
Treyarch walczy o swoje Przyznam, że Treyarch pozytywnie mnie zaskoczył. Nie spodziewajcie się żadnej rewolucji - Call of Duty to Call of Duty i nikt nie ma zamiaru wyważać otwartych przez miliony dolarów drzwi. Black Ops ma jednak po swojej stronie porzucenie ogranej do granic możliwości drugiej wojny światowej. Scenarzyści mogą dzięki temu popuścić wodzę fantazji, opleść ją popularnymi domysłami na temat tajemnic zimnej wojny i zahaczyć o klika prawdziwych wydarzeń, by stworzyć odpowiednio wciągającą historię. A może i "zadomowić się" w tym okresie na dłużej...
Black Ops ma dołożyć do sprawdzonej formuły jeszcze większą różnorodność misji i lokacji, niestandardowe uzbrojenie oraz mnóstwo drobnych smaczków. Na razie to tylko slogany, ale coś mi mówi, że można w nie wierzyć. Żałuję, że o ważnym dla mnie trybie kooperacji Mark Lamia nie chciał jeszcze rozmawiać, ale zapowiedział "coś unikalnego". Warto bacznie obserwować E3 i w ogóle dalsze poczynania studia Treyarch. Jestem przekonany, że Black Ops ma potencjał, by zaspokoić apetyty graczy, którzy po skończeniu Modern Warfare 2 nie byli do końca zadowoleni. Tu nowych elementów nie powinno zabraknąć.
Maciej Kowalik