Po co inwestować w Final Fantasy XIV, skoro "piętnastka" wkrótce umożliwi sieciowy multiplayer
Tego jeszcze nie grali. Wygląda na to, że rok po premierze będzie to rzeczywiście zupełnie inna gra.
27.07.2017 12:08
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Jestem ciekaw, na ile to ciągłe inwestowanie w Final Fantasy XV jest odpowiedzią na pozytywne reakcje konsumentów, a na ile wynikiem dziwnej polityki Square Enix, ewidentnie traktującego pozycję jak przestrzeń do eksperymentów. Przypominam, że gra nadal się rozwija; przez ostatnie kilka miesięcy trafiły do niej istotne rozszerzenia scenariusza oraz fabularne dodatki, dzięki którym rozwiewa się premierowy mętlik, jakim była krucjata Noctisa. Trochę. Bo odbiór tych DLC także daleki jest od optymizmu. No cóż, niełatwo jest ogarnąć dziesięcioletni bałagan, jaki w grze zostawił choćby mój znienawidzony Tetsuya Nomura. A teraz jeszcze to.
Ta informacja wprawia mnie w zakłopotanie. Przecież Square ma sieciowego Finala, który jest na topie. "Czternastka" przeszła bardzo długą drogę od jednego z największych rozczarowań japońskiej szkoły gier do wychwalanego przez krytyków MMO, a obecnie weszła w kolejną fazę rozszerzeń i trzyma przy sobie ponoć satysfakcjonującą liczbę graczy. Czyż nie po to od czasów Final Fantasy XI istnieją numerowane odsłony serii skoncentrowane na zabawie przez sieć, by "normalne" Finale pozostały przy klasycznym modelu rozgrywki? Ale nawet mając te zmartwienia gdzieś z tyłu głowy, nagłe otwarcie FF XV na multiplayer mnie intryguje.
Bo to prawda - przyziemna zabawa w piaskownicy była w "piętnastce" najlepsza. Lepsza od rozklekotanej kampanii fabularnej. I miała w sobie wystarczający potencjał, by bez strat przeżyć takową metamorfozę. Czas pokaże, czy wiedzą, co robią.
Adam Piechota