Po 45 minutach z Get Even już wiem, że to coś więcej niż kolejny symulator chodzenia
Ale mimo ciekawego arsenału wciąż mniej niż typowy FPS.
Dwa i pół roku. Tyle czasu minęło od pierwszej prezentacji Get Even do dziś, kiedy to w końcu mogłem w nie zagrać. W końcu, bo to druga po Zaginięciu Ethana Cartera tak mocno stawiająca na fotogrametrię gra, która od pierwszego wejrzenia przyciąga oprawą, a od drugiego niepokojącym klimatem.Grałem jakieś 45 minut. Ogólnie, z oglądaniem trailera i intra na stoisku Bandai Namco, które wzięło pod skrzydła grę gliwickiego The Farm 51, spędziłem jakąś godzinę. I wciąż nie wiem o czym Get Even właściwie jest. Początek wydaje się prosty, porwano dziewczynę, a ty jej szukasz. I dosyć szybko znajdujesz, jest to tak naprawdę jednak tylko koniec początku. I początek problemów, a także mam wrażenie, że twojego końca. Jako weteran wojenny o jakże oryginalnym nazwisku Black budzisz się w jakimś równie obskurnym budynku co miejsce ukrycia zakładniczki. Jakby tego było mało, nie masz pojęcia skąd się tam wziąłeś, dlaczego nękają cię jakieś chore wizje i tajemniczy typ z telewizora. I co się właściwie stało z tą dziewczyną. Idziesz więc przed siebie próbując wydostać się z tego szaleństwa, ale im dalej w las, tym wiadomo.Zanim jednak przetransportowałem się do tego dziwnego miejsca, byłem w jakichś ruinach, które zapożyczyły sobie trochę assetów z Prypeci i okolic Czarnobyla. The Farm 51 wydało ostatnią grę niegrę, interaktywną aplikację-wycieczkę na gogle VR po zamkniętej od lat osiemdziesiątych skażonej strefie na Ukrainie. Tworzona właśnie przy użyciu fotogrametrii symulacja była więc świetnym poligonem doświadczalnym przed Get Even, gdzie poruszamy się po dosyć podobnych lokacjach. Na potrzeby gry skanowano też różne polskie ruiny, a nawet pewien opuszczony szpital. Jeżeli chodzi więc o projekty i klimat poziomów, to nie ma tu do czego się przyczepić. Ba, nawet graffiti na ścianach bywają oryginalne.Po tych (nie bójmy się użyć tego słowa) fotorealistycznych wnętrzach spacerujemy z pistoletem i smartfonem, wbrew pozorom częściej używając tego drugiego. Jest tam nie tylko latarka na ultrafiolet, ale też dynamiczna mapa, wiadomości czy skaner, który w połączeniu z takim szpiegowskim odpowiedniki Siri pomaga identyfikować nam różne podejrzane przedmioty. Od wojskowego drona po oderwaną rękę. Mówiłem, że podejrzane.Get Even na początku, jeszcze na długo przed umową wydawniczą z Namco, było promowane jako gra tworzona z myślą o VR. Z czasem pojawił się pomysł na Get Even i Get Even VR, dostosowaną do gogli wersję. Dziś, póki co, nikt nie wspomina o wykorzystaniu Oculus Rifta, HTC Vive'a czy PlayStation VR. The Farm 51 ma jednak w tym temacie duże doświadczenie, więc jeszcze nic straconego.W telefonie jest też termowizja, gadżetem całkiem sporo trzeba więc pstrykać. Z włączonym UV miniemy emitującą ciepło rurę. Bez UV nie zobaczymy natomiast śladów na podłodze. Get Even jest więc w sporej mierze grą eksploracyjną/dochodzeniową, gdzie przemierzamy powoli korytarze. Dosłownie, często po kilka razy w te i we tę, ale o dziwo nie wydaje się to nużące. Przykład? Idziemy po śladach UV, dochodzimy do zatrzaśniętej na zamek elektryczny kraty. Wciskamy przycisk, spięcie, wywalamy korki. Przełączamy się na podczerwień i cofamy korytarzem, ale tym razem nie patrząc już na prowadzące nas tu przed chwilą ślady, a biegnący po ścianie kabel, który zaprowadzi nas do skrzynki z bezpiecznikami. Po ich wpięciu wracamy do drzwi. Jeden korytarz, trzy kursy, zero znużenia. Te Farm 51 serwuje bardzo ładny recykling bardzo ładnych korytarzy.Ważne jest jednak też to, że raz na jakiś czas wychodzimy na zewnątrz. Get Even nie jest więc kolejnym horrorem z akcją umiejscowioną w jakimś dużym budynku. Czasem przyjdzie nam też połazić pod chmurką - wtedy fotorealistycznie już nie jest (las w wykonaniu Astronautów wciąż pozostaje niedościgniony), ale klimatycznie już tak. Betonowe konstrukcje połączone z roślinnością to ten specyficzny stalkerowy klimat, który zawsze i wszędzie się sprawdza.Eksploracja, zagadki przestrzenne i zabawa gadżetami to jednak tylko połowa Get Even. Od początku dema miałem bowiem też pistolet z tłumikiem, a także tzw. CornerGun, odpowiednik istniejącego naprawdę w Izraelu CornerShota. To taki „śmieszny” pistolet do strzelania zza węgła bez narażania się na trafienie. Wystarczy wystawić wygiętą lufę, a uchwyt ze spustem i ekran pokazujący w co celujemy, schowany jest za rogiem. Razem ze strzelcem bezpiecznie schowanym z tyłu. W demie konstrukcja ta przydatna była raz, w starciu z dwoma przeciwnikami. Szybko (to znaczy po pierwszym albo bodajże drugim trafieniu we mnie) okazało się, że w Get Even nie ma zmiłuj i po prostu nie można wystawiać się wrogom na ostrzał. Fajnie wymagająco. I zaskakująco. Drugi raz pistoletu użyłem już w tradycyjny sposób na podejrzanego typa, który rzucił się na mnie z jakąś deską. I to było dziwne uczucie.Jeden strzał, w sumie w samoobronie. Wiedziałem, że to był oczywisty wybór. Ale jednak czułem się nieswojo, co patrząc przez pryzmat konstrukcji gry było świetnym zagraniem designerów. I mocno przewrotnym, bo po pierwszej reakcji „o, jest pistolet, fajnie, że Get Even to nie kolejny symulator łażenia” i drugim jego użyciu nachodzi myśl „wcale nie chcę go używać, wolałbym już tylko łazić”. Ale tak się nie da, bo wrogowie gdzieniegdzie się pojawiają. Choć nie zawsze w sumie wiadomo, czy są to wrogowie...Po 45 minutach z Get Even już wiem, że to coś więcej niż kolejny symulator chodzenia. Ale mimo ciekawego arsenału wciąż mniej niż typowy FPS. I wciąż w sumie nie wiem co dokładnie. The Farm 51 po kilku po prostu rzemieślniczych zleceniach z poprzedniej generacji konsol robi coś wyjątkowo oryginalnego. Finalna wersja pojawi się na wiosnę 2017 roku na PC i konsolach.
Paweł Olszewski