Plastikowi żołnierze ruszają do boju - Toy Soldiers: Cold War

Plastikowi żołnierze ruszają do boju - Toy Soldiers: Cold War

marcindmjqtx
04.09.2011 11:16, aktualizacja: 08.01.2016 13:22

Tower defense jest nudne. Ustawia się te wieżyczki na ścieżce tortur przeciwników i potem nie ma już nic do roboty. Nie w Toy Soldiers!

Gorąca wojna Cold War to rzecz jasna sequel Toy Soldiers, jednego z największych hitów Xbox Live Arcade minionego roku. Jak wskazuje tytuł, studio Signal poszło za współczesnymi trendami i w drugiej części zafundowało nam solidną zmianę realiów. Z czasów pierwszej wojny światowej Cold War przenosi nas w  okres zimnej wojny pomiędzy USA i Związkiem Radzieckim. A właściwie w dużo „gorętszą” jego wersję alternatywną, w której obie armie (złożone z plastikowych żołnierzyków i nakręcanych pojazdów) co chwila spotykały się na polu walki. Są też wielkie roboty, gigantyczne łodzie podwodne, a od czasu do czasu wpadnie sam John Rambo, w jednej ręce dzierżący bazookę, w drugiej m60, wyrzucający z siebie tyle samo ołowiu, co zwięzłych obelg. Gra nie nauczy nas może historii, ale od lektury podręczników jest zdecydowanie ciekawsza.

No właśnie, bo choć Toy Soldiers: Cold War u swoich podstaw ma reguły wzięte z gatunku tower defense, to wymaga jednak od gracza (lub graczy - bo całą kampanię można przejść w dwie osoby, lokalnie i przez Xbox Live!) duuużo większego zaangażowania w to, co dzieje się na planszy. Już wyjaśniam.

Sam sobie lufą, pociskiem i spustem Owszem, w specjalnie wyznaczonych miejscach możemy wybudować jeden z kilku typów wieżyczek. Są one bardzo standardowe - ckm, artyleria, działo AA, miotacz ognia, moździerz, wyrzutnia rakiet itp. Akurat tu autorzy nie poszaleli. Najlepsze jest jednak to, że gdy wrogie oddziały zaczną maszerować, jechać czy lecieć w kierunku naszej bazy, rola gracza wcale się nie kończy.

Każdą z wybudowanych wieżyczek możemy bowiem obsługiwać samodzielnie. I bynajmniej nie jest to tylko ciekawostka. Gdy własnoręcznie eliminujemy wrogów, to nie dość, że rośnie siła i zasięg pocisków, ale też zdobywamy dużo więcej pieniędzy, potrzebnych do rozbudowy i napraw systemów obronnych bazy. Sama satysfakcja pokierowania pocisku artyleryjskiego (możemy sterować nim w locie) w skupisko wrogich jednostek jest nagrodą samą w sobie. Oprócz wieżyczek możemy też zasiąść za sterami śmigłowców, czołgu, pojazdu opancerzonego, a nawet myśliwca i samemu dołączyć do walki. Przynajmniej do wyczerpania baterii w pojeździe, ale te można teraz regenerować w trakcie akcji.

Nowinką są specjalne ataki, które zdobywamy za eliminowanie oznaczonych czerwoną gwiazdą jednostek. Może to być bombardowanie określonego obszaru, ostrzał artyleryjski spoza planszy, wizyta na polu walki Rambo, ręczne kierowanie ostrzałem z samolotu AC-130, czy wreszcie tak lubiane przez graczy odpalenie atomówki. Warto się o nie starać, bo wsparcia nigdy za wiele. Chociaż...

Normalnie za łatwo

No właśnie - na normalnym poziomie trudności Cold War jest dużo łatwiejsze od swojej poprzedniczki. W Toy Soldiers byłem pogodzony z faktem, że raczej nie przejdę misji za pierwszym razem. Tutaj kluczem często jest dobre rozpoczęcie i szybkie uzbieranie wystarczającej ilości pieniędzy. Potem możemy się już beztrosko bawić. O ile na arenę nie wkroczy boss, co na szczęście dzieje się stosunkowo rzadko. Piszę „na szczęście”, bo walki z tymi olbrzymami są dziwnym połączeniem chaosu i... monotonii, a gra lubi wyraźnie zwolnić, gdy wielka maszyna przetacza się przez pole bitwy i wypuszcza kolejne hordy wrogów.

Szkoda, że zanim odblokujemy dwa wyższe poziomy trudności, każdą planszę i tak trzeba pokonać na normalu. Dla graczy, którzy mieli kontakt z pierwszą grą, będzie to pestka. Zwłaszcza że i kombinowania, jakie ustawienie wieżyczek sprawdzi się najlepiej, jest tu jakby mniej. Większy nacisk został położony na własnoręczne sterowanie pojazdami (w zasadzie na każdej planszy jakiś się znajdzie), więc zła wieżyczka w danym miejscu ma dużo mniejszy wpływ na wynik starcia. Odpadła zabawa w budowanie zasieków, bo co czołgom czy desantowi z powietrza zrobi drut kolczasty?

Ręce pełne roboty Na pewno trzeba pochwalić studio Signal za mnogość trybów i wyzwań, które oddało w nasze ręce. Kampania, w której dobrzy Amerykanie bronią się przeciwko agresorom ze Związku Radzieckiego,  to jedno. W trybie versus obiema stronami konfliktu mogą dowodzić żywi gracze, zarówno siedzący w tym samym pokoju, jak i przez sieć. Do planowania obrony dochodzi jeszcze wówczas wysyłanie w bój własnych żołnierzy i choć nie jest to jakaś wyrafinowana strategia, to frajda z zaciętych walk z żywym przeciwnikiem jak zwykle daje kopa rozgrywce. A jeśli nie mamy nikogo pod ręką, zawsze możemy spróbować pobić rekordy w trybie Survival (nieskończone fale przeciwników) czy minigierkach rodem ze strzelnicy. Gra kosztuje co prawda 1200 MSP, ale w przypadku takiego bogactwa zawartości pułap nie wydaje się za wysoki.

Werdykt Toy Soldiers: Cold War to uzależniająca sprawa. Gra jest bardziej przystępna od części pierwszej i mocniej stawia na akcję, a nie właściwy dobór wieżyczek czy ustawienie zasieków. Budowanie i przede wszystkim samodzielne kierowanie działkami sprawia mnóstwo frajdy, ale tym razem więcej czasu spędzicie za sterami pojazdów, własnoręcznie przechylając szalę zwycięstwa. Albo ze znajomym. Albo w trybie versus... Polecam! Zwłaszcza tym, dla których pierwsza gra była zbyt dużym wyzwaniem.

Maciej Kowalik

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)