Plants vs. Zombies: Garden Warfare 2 - recenzja. Battlefroncie, bierz przykład
Dice mogłoby nauczyć się tego i owego od Roślin i Zombiaków. Mowa przede wszystkim o różnorodności.
Plants vs. Zombies: Garden Warfare 2 nie jest raczej pierwszą grą, która przychodzi do głowy dorosłemu graczowi, kiedy zastanawia się, w co by tu teraz pograć. Nie dziwne - nie rozstrzelamy tutaj nikogo M16, nie rozprujemy cudzego brzucha nożem i nie uratujemy świata przed nazistami/terrorystami/świniami z kosmosu. Nawet okładka nie ma kroczącego z giwerą twardziela na tle piętnastu eksplozji. Lipa, co? Zamiast tego w Garden Warfare 2 wystrzelimy groszek, ujeździmy armatę jako pirat zombie i założymy na głowę kukurydzy maszynę do prażenia popcornu. Bo świat roślin i umarlaków to niby świat ciągłej wojny, wiecie, takiej co to się nigdy nie zmienia, ale przy tym kreskówkowej, niewinnej, zabawnej. Krótko mówiąc: dziecięcej - a przez to teoretycznie nieatrakcyjnej dla dorosłego odbiorcy.Praktyka wygląda jednak nieco inaczej, bo Garden Warfare 2 to miodna i sprawnie zaprojektowana sieciowa (ale nie tylko!) strzelanka, a i klimat ma zupełnie przystępny dla starszych osób, jeśli nie pogardzą one nutką absurdu, bajkowości i superfasoli. Oto słodkie i uzbrojone po pręciki Rośliny toczą nieustanny bój z nierozgarniętymi Zombiakami pod wodzą doktora Zombossa. Ich soczysty konflikt rozgrywa się głównie na podwórkowym polu walki, czyli klasycznych, amerykańskich przedmieściach podzielonych symetrycznie na strefę zieleniny i umarlaków. Przeciwnicy mają rozmieszczone po obu stronach frontu rozbudowane bazy, a w nich... cóż, w nich toczy się cała gra.W Garden Warfare 2 nie znajdziemy klasycznego menu głównego, w którym wybierzemy czy chcemy pograć w kampanię, czy może rzucić się do rozgrywek sieciowych albo pogmerać w opcjach. Zamiast tego zwiedzimy nasze centrum dowodzenia i to ono stanie się żywym, tętniącym menu. Efekt? Bardzo pozytywny i kreatywny. Spacerując po bazie, możemy wchodzić w interakcję z różnymi elementami otoczenia - przy portalu wybierzemy tryb sieciowy, w którym chcemy postrzelać, a potem przejdziemy przez niego, by znaleźć mecz, w budce zmienimy postać i ją spersonalizujemy i tak dalej, i tak dalej... Menu tak ściśle zintegrowane z samą rozgrywką okazuje się wygodnym narzędziem, a przy tym sprytnie zaprojektowanym, w pewien sposób przytulnym i - przede wszystkim - zwiększającym imersję. O ile możemy mówić o imersji w grze, w której jako cytryna walczymy z superbohaterem zombie o eksplodującego gnoma. Ale załóżmy, że możemy.
Z bazy wyjdziemy bezpośrednio na front, czyli podwórkowe pole walki w postaci wspomnianych wcześniej przedmieść: jakiś park, osiedla, port, ratusz, boisko... Mowa o całkiem dużym poziomie, na którym powalczymy, poszukamy skrzynek ze skarbami, zawiesimy flagę niewiarygodnej mocy, sprowadzając tym samym falę wrogów, którą trzeba odeprzeć... A wszystko to, jeśli tylko zechcemy, w kooperacji. Z kolegą lub koleżanką wcielicie się nawet w przeciwne strony konfliktu i ramię w ramię pokłócicie się o dominację nad podwórkiem. Przedmieścia będą też scenerią dla lwiej części misji w trybie dla pojedynczego gracza. Bo tym razem, w odróżnieniu od części pierwszej, taki tryb otrzymaliśmy.Kampania nie urwie żadnej tylnej części ludzkiego ciała, ale z pewnością można ją zaliczyć do zalet Garden Warfare 2. Złożona z ponad 30 misji (po paręnaście na stronę konfliktu) zaoferuje nam standardowe wojenne zadania w rodzaju chodzenia z punktu A do punktu B i zabijania wszystkiego, co się rusza, eskortowania NPC-ów, podkładania ładunków... Wszystko jednak doprawione jest absurdalnym, pociesznym humorem i kreskówkową stylistyką Plants vs. Zombies, więc nawet te nieskomplikowane, obleczone umowną fabułą zadania przechodzi się z przyjemnością. Szczególnie po stronie zombiaków, gdzie misje częściej zaskakują zabawnym gagiem czy pozytywnie głupkowatym zwrotem akcji. Skompletujemy zatem złożoną z nieumarłych superbohaterów Ligę Sprawiedliwych, by potem w takt klasycznie westernowej muzyki wesprzeć ich w walce z Superfasolą albo zamienieni w kozę będziemy uciekać przed wielkim, halucynogennym słonecznikiem...
Tak, mechanizmy mogą być nudnawe, ale kampania nadrabia zwariowanym klimatem. Jest też dobrą okazją do nauczenia się podstaw rozgrywki i zarobienia pierwszej gotówki. O tym, na co władającej magią róży albo tenisiście zombie potrzebny hajs, powiem później, choć nie odnotowano tutaj zmian względem jedynki. Miło wspomina się też naszych zleceniodawców - każdy z fabularnych agentów reprezentuje którąś z nowych grywalnych postaci i oprócz charakterystycznych cech, może pochwalić się świetnie zaprojektowaną siedzibą. Kukurydziany samolot na farmie Komandora Kukurydza, sala zamkowa Róży czy kajuta pirackiego statku Kapitana Siwobrodego to obrazy pomysłowe i miłe dla oka, a tym samym zapadające w pamięć.Trudno nie porównać tutaj Garden Warfare 2 do wydanego w zeszłym roku Star Wars Battlefront - innej sieciowej strzelaniny EA, którą wykastrowano jednak z kampanii dla pojedynczego gracza. Grając w Plants vs. Zombies, co i raz z natrętnością komara gryzła mnie myśl, ile Gwiezdne Wojny od Dice mogłyby zyskać, gdyby jednak posiadały jakikolwiek tryb fabularny. A ten w Garden Warfare 2 nie jest taki krótki i spokojnie starczy na kilka godzin rozgrywki, a jak ustawimy wyższe poziomy trudności (przy Trudnym robi się zauważalnie wymagająco, a jest jeszcze Szalony), to i więcej. Dzięki kampanii wrażenia płynące z obcowania z grą rzeczywiście stają się pełniejsze.
Część fabularnych (choć pamiętajmy, że fabuła tutaj jest naprawdę umowna) misji rozegra się również w klasycznym dla Plants vs. Zombies trybie hordy. Po postawieniu ogrodu lub nagrobka, wraz z trzema towarzyszami obronimy go przed kilkoma falami Zombiaków/Roślin. Kolejne fale będą coraz cięższe, pojawią się bossowie, my zaś będziemy mogli ufortyfikować teren doniczkowymi obrońcami lub małymi robotami doktora Zombossa - będą one służyć jak typowe wieżyczki, raniąc, ogłuszając, zamrażając, lecząc i co tam tylko jeszcze się da zrobić z wrogiem lub sojusznikiem. Nasi towarzysze mogą zaś być zarówno żywymi graczami, jak i AI. W drugim przypadku nic nie stoi na przeszkodzie, żeby się między nimi dynamicznie przełączać w trakcie walki.Tryb ten jest też oczywiście dostępny poza kampanią - gdy podejdziemy do odpowiedniego pojazdu w bazie, będziemy mogli rozpocząć tzw. operacje ogrodowe lub cmentarne. Po przejściu wszystkich misji u którejś ze stron odblokujemy z kolei tryb Nieskończoności. A teraz uwaga,zapnijcie pasy: wsiadamy w nim za stery robota godnego Power Rangersów (mechaniczny triceratops u Roślin, kot u Zombie), po czym przenosimy się do alternatywnego, kosmicznego wymiaru nazwanego Nieskończonością i odpieramy tam fale Gnomów. Rozgrywka trwa, dopóki nie zginiemy lub nie zdestabilizuje się czas (w celu jego stabilizacji musimy niszczyć specjalne gnomie jednostki). Pokonując przeciwników, zbieramy po nich odłamki czasu, które nie tylko przywracają nam życie, ale są także sumowane na końcu byśmy mogli otrzymać za nie stosowną nagrodę. W Nieskończoności możemy zabawić się z trzema innymi graczami i nie, narkotyki twarde, miękkie lub al dente nie są wymagane, by jako kaktus w mechanicznym triceratopsie walczyć z gnomami w alternatywnym wymiarze.Do ośmioosobowego składu z pierwszego Plants vs. Zombies dołączyło sześć nowych postaci. Komandor Kukurydz, Róża i Cytryn wspierają Rośliny, a Imp, Kapitan Siwobrody i Supermózg zasilają szeregi Zombie. Kukurydz to archetyp amerykańskiego komandosa, który "brał udział w pierwszej wojnie ogrodowej", co niewątpliwie odcisnęło na nim swoje piętno. Potrafi m.in. wyskoczyć wysoko niczym prażące się ziarno kukurydzy albo wpakować w umarlaka potężny Ziarnisty Strzał. Róża miała być podręcznikową klasą wspierającą, ale coś poszło nie tak i od dnia premiery na serwerach pełniła raczej funkcję "tej irytującej czarownicy, którą biorą wszyscy, bo najłatwiej nią fragować". Ostatnia aktualizacja sprowadza ją jednak na ziemię i przemodelowuje tak, by zamiast siać absolutny pogrom, rzeczywiście wspierała sojuszników swoim obszarowym spowolnieniem czy polimorfią zamieniającą wroga w kozę. Po stronie Roślin doszedł jeszcze futurystyczny Cytryn, który ma m.in. ochronne pole siłowe i możliwość zamienienia się w... turlającą się z dużą szybkością cytrynę. Tak, powtórzę: zamienia się w turlającą się cytrynę. Słowo "cool" nabiera w tym przypadku zupełnie nowego smaku.
Nowoczesnym odpowiednikiem Cytryna po stronie cmentarnej jest z pewnością malutki, szalony Imp, który poza dwoma szybkostrzelnymi blasterami, może m.in. zasiąść za sterami potężnego Z-Mecha. Supermózg to nieumarły superbohater specjalizujący się w walce wręcz i potrafiący przyfasolić (he, he) swoją prywatną wersją kamehameha. Ostatnim świeżakiem jest mocno nieświeży pirat, Kapitan Siwobrody, który wyśle swoją papugę na zwiad połączony ze skromnym ostrzałem, a siebie wpakuje w beczkę pełną prochu i wysadzi się w grupie łatwopalnej zieleniny.
To, co widoczne jest na pierwszy rzut oka, to jak różnorodne, zabawne i pomysłowe są to postacie. A należy pamiętać, że oprócz nich mamy jeszcze równie urokliwych ośmiu wojowników z poprzedniej części. Każdy dysponuje trzema umiejętnościami i unikatową bronią. Na dodatek wszyscy mają po kilka wariacji, które modyfikują nie tylko wygląd, ale i np. rodzaj zadawanych obrażeń. W jaki sposób je odblokowujemy? Tak samo jak w pierwszej części - kupując naklejki. Kolejną rzeczą godną pochwały jest fakt, że gracze bez problemu mogą przetransportować odblokowane w jedynce postacie i to nawet między platformami. A przy okazji tego transferu, w zależności od tego jaką rangę wbili w Garden Warfare, otrzymają w dwójce stosowną nagrodę za osiągi na poprzednim polu bitwy. To się nazywa troska o weteranów! Brawa dla twórców.Zatem: czternaście postaci, każda z trzema specjalnymi umiejętnościami, kilkoma odmianami i specjalnymi bonusami do wyboru po wbiciu kolejnych poziomów (np. szybsza regeneracja zdrowia). Różnorodność Garden Warfare 2 w tej kwestii robi bardzo duże wrażenie i ponownie stawia w dosyć śmiesznym świetle Star Wars Battlefront, gdzie co prawda zupełnie zrezygnowano z domyślnych klas, ale dostępne umiejętności z pewnością nie dorównywały szerokiemu wachlarzowi talentów Roślin i Zombiaków. Ani pod względem liczby, ani różnorodności, ani pomysłowości. Och, Szturmowcu, żeby cię tak słonecznik sponiewierał...Wszystko pięknie, ładnie, ale co z najważniejszym? Jak się gra w sieci? Jeśli ktoś pamięta jedynkę, to nie będzie zaskoczony, kiedy napiszę, że bardzo dobrze. Zresztą, jeśli nie graliście w poprzednią odsłonę, a zaszliście do tej części recenzji, to też raczej nie jesteście zdziwieni. Garden Warfare 2 ogólnie jest miodną, dopracowaną grą. Zróżnicowane postacie i przyjemna mechanika strzelania, w której czujemy siłę i specyfikę naszej broni, sprawiają, że nie ma na co narzekać. Wrażenie robi też szybkość, z jaką jesteśmy dołączani do meczów. Zawsze trwało to maksymalnie kilka sekund. Irytacja pojawiała się za to między kolejnymi rozgrywkami, bo przerwy trwały bodajże półtorej minuty, ale najnowsza aktualizacja miała je zredukować. Od początku cieszą z kolei szczegółowe statystyki meczy i wyłanianie na podium najlepszych graczy.No dobrze, ale coś musi zgrzytać, prawda? Coś zawsze musi zgrzytać, inaczej cały świat grałby po prostu w Garden Warfare 2, zamiast kłócić się czy lepiej w Battlefieldy, Call of Duty czy Counter Strike'i. Cóż, należy pamiętać, że to jednak gra przeznaczona również dla najmłodszych, a to wiąże się z tym, że rozgrywka jest mocno arcade'owa, podobnie jak we wspominanym już wielokrotnie Battlefroncie. Co to oznacza? Że sieciowe naparzanie może się znudzić, ponieważ nie oferuje odpowiedniej głębi rozgrywki. Jasne, postacie są świetnie wymyślone i zróżnicowane, strzela się przyjemnie, dzieje się dużo, ale za którymś razem człowiek orientuje się, że nieco ziewa, bo wszystko sprowadza się do dosyć chaotycznej, kolorowej rzeźni, w której wszystko staje się zbyt znajome i prostolinijne. Bez względu na wybrany tryb...
A tych mamy kilka - są klasyki jak drużynowy deathmatch, walka o trzy punkty na mapie czy stopniowe przejmowanie lub obrona terenu albo ciekawsze wariacje w stylu mieszanki powyższych lub Gnomobomby będącej alternatywą Capture the Flag - przejmujemy w niej ładunek wybuchowy w postaci gnoma, po czym musimy podłożyć go w jednym z trzech obozów wroga. Drużyna, która pierwsza pozbędzie się wszystkich nieprzyjaznych placówek, wygrywa.
To, czego zabrakło mi podczas testowania poszczególnych trybów, to bardziej szczegółowych instrukcji co do tego, co się w ogóle dzieje. Z początku podczas meczy towarzyszyła mi delikatna dezorientacja. Kiedy pomyślę natomiast o młodszych odbiorcach, stwierdzam, że oni już w ogóle muszą tylko biec na oślep i pruć we wszystko co się rusza. Zdecydowanie przydałyby się lepsze opisy trybów lub jakaś forma samouczka, żeby wszystkie zasady stały się jasne, a rozgrywka czytelniejsza.
Za mecze zdobywa się dużo pieniędzy, dzięki czemu nie ma problemów z kupowaniem kolejnym naklejek. Te odblokowują wizualne dodatki dla naszych żołnierzy, nowe warianty postaci i wspomnianych wcześniej doniczkowych lub zrobociałych pomocników, którzy wesprą nas niczym wieżyczki - także w rozgrywkach sieciowych. W grze pojawiły się ostatnio mikrotranskacje pozwalające kupić wirtualną walutę, ale naprawdę są one dla tych leniwych graczy z grubymi portfelami, bo zarabianie w Garden Warfare 2 przebiega nadzwyczaj sprawnie. Przyjemnie jest zakończyć mecz i zobaczyć tysiące monet, które wpadają na nasze konto.Map do roślinno-cmentarnych zmagań mamy 12, z czego 4 przygotowano tylko i wyłącznie dla trybu "Bitwa o teren". Mało? Ano trochę mało, ale ostatnia darmowa aktualizacja wprowadza choćby dwie nowe. W grze nie ma też Season Passa, co pozwala wierzyć, że autorzy nie planują zasypać nas masą płatnych DLC koniecznych do cieszenia się rozgrywką (tak, na ciebie patrzę, Battlefroncie). Trzeba też przyznać, że dostępne tereny są nadzwyczaj ciekawe - zanurzymy się m.in. w klimatach egipskich, azjatyckich, rzymskich (Koloseum!), kosmicznych, prehistorycznych... Mówiłem już, że ta gra potrafi być szalenie zróżnicowana?Oprócz tego jest też bardzo ładna i urocza. Kreskówkowa grafika i absurdalny klimat służą oprawie audiowizualnej jak papuga Kapitanowi Siwobrodemu. Świat jest przyjemnie klockowaty, gładki, kolorowy i rozbudzający wyobraźnię. Przypomina trochę kinowe animacje, a trochę najlepsze platformówki z Waszych wspomnień. Wrażenie robią też liczne stroje dla naszych Roślin/Zombiaków, które wywołują niejeden uśmiech i potwierdzają, że wszystko w Garden Warfare 2 wygląda a) przyjemnie i b) zwariowanie.
Nie mogę przyczepić się też do zawadiackiej, dziwacznej ścieżki dźwiękowej, która idealnie oddaje luźny klimat gry. Irytowały mnie za to charakterystyczny dla serii bełkot postaci. Przez pierwszą minutę mogłem na to nie zwracać uwagi, ale w środku kampanii myślałem, że wsadzę mojemu zleceniodawcy ziemniaczaną minę w gardło. Musicie bowiem wiedzieć, że wszystkie dialogi są w formie pisemnej, a bohaterzy tylko coś tam nieskładnie mamroczą dla efektu i "śmiechu". Oj, dużo mamroczą. Za dużo. Tutaj warto jednak wspomnieć, że gra jest spolszczona i poza jakąś niewinną literówką, nie można się raczej przyczepić do jakości tłumaczenia. Czuć, że jego autorzy dobrze wczuli się w abstrakcyjny klimat tytułu i mieli dobre pomysły na rodzime nazewnictwo.
Wielokrotnie odnosiłem się w tej recenzji do Battlefronta od Dice, ale nie bez powodu. Obie gry, choć wydane przez EA i będące sieciowymi strzelankami, niezwykle ze sobą kontrastują. Battlefront to chłodno wykalkulowany produkt, którego największą zmorą jest jego model biznesowy zabijający szybko czystą frajdę z gry i wiarę w dewelopera. Plants vs. Zombies: Garden Warfare 2 to z kolei tytuł uczciwy, kompletny, oferujący od dnia premiery masę rozgrywki zarówno dla pojedynczego gracza, jak i tego szukającego sieciowej rozwałki.
Platformy: PC, PS4, X1 Producent: PopCap Games Wydawca: Electronic Arts Dystrybutor: Electronic Arts Polska Data premiery: 25.02.2016 PEGI: 7 Wymagania: 3.20 GHz Intel i5 650 / 2.5 GHz AMD Phenom X4 9850;
4GB RAM; NVIDIA GeForce GT 640 / AMD Radeon HD 7730
To duży krok naprzód względem pierwszej odsłony, który zamiast zmieniać sprawdzoną formułę, pokazuje naukę wyniesioną z błędów, szlifuje niedoróbki i oferuje sporo nowej zawartości. To także ciepłe, zwariowane i bogate dzieło, które dla młodziutkiego gracza jest idealnym, bezpiecznym wprowadzeniem w świat wirtualnych strzelanin, a dla tego starszego odjechanym tytułem dostarczającym porządnej porcji radochy. Owszem, arcade'owy i lekkostrawny charakter gry dorosłego pewnie w końcu znudzi (niektórych może nawet całkiem szybko, kwestia upodobań), ale nie zmienia to faktu, że Garden Warfare 2 jest absolutnie warty polecenia. Szczególnie jeśli mamy grać z dzieckiem. Wtedy już w ogóle nic, tylko szyć tym Groszkostrzelcem i być tym Supermózgiem, i biegać jak opętany za Gnomobombą.Więcej o systemie ocenGrę do recenzji udostępnił dystrybutor. Testowaliśmy wersję na PS4. Screeny pochodzą od redakcji.