Grzebiąc ostatnio po sieci, trafiłem na info o tym, że Encore przygotowuje się do wydania w Stanach dwóch gier produkcji Ascaron. Pierwsza z nich to trzecia już odsłona świetnej ekonomiczno-historycznej symulacji Patrician, o którym wiedziałem już wcześniej. To drugi tytuł mnie zaintrygował - Pirate Hunter. Jestem w redakcji swego rodzaju ekspertem od pirackich gier (nie chodzi mi o nielegalne kopie bynajmniej), więc zaraz rzuciłem się do poszukiwań jakichś bardziej szczegółowych informacji. Po kilkunastu minutach dowiedziałem się, że ten cały „Łowca Piratów” to amerykańska wersja Tortuga: Age of Piracy, który u nas wydany zostanie pod tytułem Piraci Nowego Świata. Gdy tylko spojrzałem na screeny, powiedziałem sobie – „toż to Port Royale z poprawioną grafiką!”. Miałem rację, choć powiedzieć coś takiego o nowej grze weteranów morsko-handlowych gierek to zbytnie uproszczenie...
No właśnie, uproszczenie. Świetny Port Royale, co by o nim nie powiedzieć, był dość skomplikowany i mniej zahartowani w tych klimatach gracze mogli się ździebko zniechęcić wobec tak zaawansowanego modelu ekonomicznego, bogactwa opcji, możliwości konstruowania budynków i relatywnie wielkich bitew morskich z udziałem kilkunastu okrętów. Dlatego właśnie Ascaron postanowił stworzyć produkcję bardziej „głównonurtową”, uboższą w aspekty handlowo-strategiczne, bogatszą za to w elementy akcji i przygody. Nie bójcie się, nie będzie to jakaś głupawa gierka dla szczurów lądowych, po prostu więcej RPG i emocjonujących bitew morskich, a mniej budowania i kupiectwa. I do tego ładniejsza grafika.
Mapa i przedział czasowy pozostają te same co w Port Royale, a więc znów przeniesiemy się na Karaiby przełomu XVI i XVII wieku - krainę wysp, flot handlowych oraz krwawych, a chciwych wielce piratów. Choć tak jak i w poprzedniku, z którego silnika Piraci Nowego Świata korzystają, sam koncept gry zakłada jej otwartość i nieskrępowanie gracza w obrębie założonych ram czasoprzestrzennych (całkiem przestronnych zresztą), to w nowej odsłonie serii (bo to już właściwie seria, skoro prace nad Port Royale 2 są w toku) będziemy mieli wyraźniejszą linię fabularną. Jej głównym składnikiem będą następujące po sobie, powiązane misje, o wiele wyraźniejsze i ciekawsze, niż motyw poszukiwania rodziny w PR. Najlepsze zaś jest to, że gra zawierać ma w sumie szesnaście różnych scenariuszy „kampanii” – po jednym dla każdej nacji w każdym okresie historycznym. Oczywiście, oprócz tych „najważniejszych” zadań, dostępna też ma być cała masa różnych misji pobocznych, a do tego jeszcze nasza w niczym nie skrępowana wolność pozwoli podejmować różnorakie przedsięwzięcia według własnego pomysłu. I żeby była jasność – przedsięwzięcia te dalekie będą od sfery biznesowej. W Piratach Nowego Świata nie ma bowiem wcale opcji budowania czegokolwiek, a handel, choć nadal oparty na wypracowanym w Patrician II i zastosowanym z powodzeniem w PR zaawansowanym modelu ekonomicznym, odgrywał będzie rolę drugorzędną, i często sprowadzał się do upłynniania łupów z piracko/korsarskich wypraw. Tych zaś spodziewajmy się w liczbie znacznej, choć odrobinę zmniejszono (czyt. urealniono) natężenie ruchu między poszczególnymi miastami. Hmm, właściwie to ta zmiana podejścia do samego gameplaya upodobniła nowych „piratów” do prekursora gatunku - Sid Meier’s Pirates!. Tam też handel nie liczył się tak bardzo jak korsarstwo, statki nie kupowaliśmy, a zdobywaliśmy, budowaliśmy za to tylko własną reputację i nic innego. Oczywiście tam bitwy morskie rozgrywaliśmy zawsze jeden-na-jeden, a nie całymi flotami, ale...
...ale w Piratach Nowego Świata właśnie ograniczono liczbę biorących udział w walce okrętów do jednego! Jednego z naszej strony, bo wrogów może być nawet i czterech, jeżeli zdarzy nam się zaatakować hiszpańską Flotę Skarbów. Do walki staniemy sami i pod piracką banderą, ale nie znaczy to, że nasz konwój nie może liczyć sobie nawet do 10 statków – może, tylko że one nie uczestniczą w samym starciu (robią za juczne muły, he, he). Trzeba też przy tym pamiętać, że będziemy mieli tylko jeden jedyny taki konwój, zatem skończy się zmora zawiadowania automatycznymi (lub nie) trasami kilku zespołów naszych okrętów...
Ulepszenia w kwestii graficznej dotyczą głównie wszelakich wydarzeń i spotkań. Zmienił się także widok portu (nie potrzeba już tych wszystkich budyneczków). Liftingu doczekały się też okręty, co najlepiej widać na screenach z bitew – w końcu można rozróżnić poszczególne elementy takielunku i działa. Do tego zaś dołączą prześliczne efekty wystrzałów (i trafień), oraz dopracowana woda (może nie tak śliczna jak w Piratach z Karaibów, ale i tak niebrzydka).
W sumie, choć sam fakt istnienia takiej gry był dla mnie zaskoczeniem, to już cieszę się na jej niezbyt odległą w czasie premierę, która nastąpi jeszcze w tym roku (to był dobry rok dla czarnej bandery, nieprawdaż?). Ciekaw jestem strasznie, co też Ascaron wypichcił tym razem...