Pillars of Eternity 2: Zimowa bestia - recenzja. Chłodne przyjęcie
Pierwsze DLC do Pillars of Eternity 2 to solidna przygoda, miły powrót do gry i absolutnie nic, co mogłoby przekonać do niej nowych graczy.
Wśród zarzutów do Pillars of Eternity 2 jest jeden, z którym najłatwiej mi się zgodzić. Zresztą zgadzają się z nim nawet twórcy. Główny wątek fabularny jest z różnych powodów problematyczny. Zbyt krótki, zbyt mało angażujący. Jak również zaznaczał Igor Trout w swoim znakomitym (choć poza tym niemal całkowicie kłamliwym) tekście - bardzo mocno polegający na ciężkiej, trudnej do ogarnięcia intelektualnie i przeżycia emocjonalnie kosmologii.Zimowa bestia, czyli pierwsze z zaplanowanych minirozszerzeń do gry, nie robi nic, by zmienić ten stan rzeczy. Wręcz przeciwnie - wchodzi w tę kosmologię jeszcze głębiej, wprowadzając jako centralną postać kolejnego z bogów świata Eory - Rymrganda. Odpowiedzialnego za entropię, rozkład i śmierć, kojarzonego z wiecznym zimnem (swoją drogą jest to jeden z aż trzech bogów śmierci w tym świecie; nie patyczkują się).W centrum wyspy, na którą przybywa gracz, a właściwie w umiejscowionej na niej świątyni (jest więc i loch, jak na porządne zadanie poboczne przystało) tkwi szczelina, prowadząca wprost do domeny Rymrganda. Wieczna zmarzlina przenika z niej coraz bardziej do świata żywych, grożąc jego całkowitym pochłonięciem. Stąd cała lokacja, w której toczy się dodatek, pokryta jest lodem - mimo tego, że znajduje się w obrębie tropikalnego archipelagu.To dobra decyzja, nawet jeżeli bardzo przewidywalna (dodatek do pierwszego Pillars of Eternity też był “zimowy”, zresztą to pomysł na rozbudowanie świata fantasy stary jak Warcraft 3, a pewnie i jeszcze starszy). Bo przynajmniej nie ma tego, co tak uwierało mnie w dodatku do Tyranny - że jest to po prostu dodatkowe, miniaturowych rozmiarów zadanie poboczne, zrealizowane w tych samych dekoracjach i z użyciem tych samych środków, które wykorzystane są w podstawowej wersji gry. Coś co (częsty zarzut do DLC) zostało z niej wycięte przed premierą.Nie, tutaj gracz rzucany jest w lokacje i sytuacje, wyraźnie odcinające się od klimatu reszty Deadfire. I może pozachwycać się stworzonym przez Obsidian silnikiem, obserwując refleksy światła na taflach lodu. Pozwiedzać domenę bogów, świat poza światem, gdzie nie działają prawa fizyki. Spotkać dawno umarłych i przeżyć wydarzenia, o których dotychczas tylko słyszeliśmy. Pojawia się również prosta, ale dość zaskakująca w kontekście tej akurat gry, zagadka logiczna. Twórcy wyraźnie się napracowali, tutaj nie ma im czego zarzucić.Nie tylko wygląda to wszystko fenomenalnie, ale też dobrze zakorzenia się w głównej fabule gry i wydaje się istotne dla jej rozwoju. Nie jest jedynie poboczną przygodą. Ale z drugiej strony, chociaż ciekawie jest dowiedzieć się nieco więcej o Wojnie Świętego, stanąć na moście, o którym czytaliśmy w pierwszej części, zobaczyć wybuch bomby, która zabiła Eothasa i puściła w ruch wydarzenia, stanowiące oś fabularną Pillars of Eternity… To my o tej Wojnie Świętego, moście i bombie słuchamy właśnie od początku pierwszych Pillarsów. Mam wrażenie, że wiem o tym już więcej niż o jakimkolwiek konflikcie z rzeczywistego świata. Czy potrzebowałem usłyszeć więcej?Podobnie tematy poruszane przez ten dodatek. Wiara, ale rozumiana nie jako przekonanie o istnieniu jakiegoś wszechpotężnego bytu - w tym świecie nie jest to potrzebne - ale jako poczucie obowiązku i oddanie sprawie. Walka o niezależność. Wyzwolenie spod ograniczającej tradycji. Pojawiają się tu postacie i wątki, dzięki którym te tematy można potraktować trochę bardziej osobiście niż w samej “dwójce”, ale i w tym przypadku - wszystko to już było. Może zamiast starać się znów powiedzieć to samo, tylko tym razem trochę lepiej, twórcy powinni jednak wymyślić coś nowego?Ale pewnie, że grało mi się świetnie, bo Pillars of Eternity 2 to wciąż rewelacyjna gra. Z angażującym systemem walki, z którym znów chce się eksperymentować dzięki intrygującym nowym przedmiotom, które znaleźć można w dodatku. Z postaciami, które zawsze miło po raz kolejny spotkać, posłuchać, zobaczyć jak reagują na wydarzenia w grze i decyzje gracza.Tyle tylko, że nie bardzo wiadomo, do kogo kierowane jest to DLC. Nie wiem, czy gdybym nie musiał go recenzować, to chciałoby mi się wracać do gry, by przeżyć nową przygodę na 6-8 godzin. Bardzo ciekawą i dobrze zrealizowaną przygodę - ale tego w Deadfire nie brakowało. Podobnie jak często w przypadku takich pakietów umieszczanych w środku wydarzeń z “podstawki”, lepiej sprawdzi się on u tych, którzy wciąż w Pillars of Eternity 2 grają lub dopiero zagrać zamierzają.A najlepiej wypadnie już wraz z dwoma kolejnymi rozszerzeniami jako część jednego zestawu w ramach jakiejś “Edycji Gry Roku”. Do tego Obsidian najwyraźniej dąży, na to warto czekać, szczególnie, jak jeszcze nie graliście, a na razie - przy całej mojej miłości do Deadfire - pozwalam się wstrzymać.