"Pieśń o Warszawie" Dominiki Tarczoń - recenzja

"Pieśń o Warszawie" Dominiki Tarczoń - recenzja

"Pieśń o Warszawie"  Dominiki Tarczoń - recenzja
Joanna Pamięta - Borkowska
22.04.2019 11:58, aktualizacja: 23.04.2019 11:48

Niezaspokojona ciekawość...

Dominika Tarczoń jest miłośniczką fantastyki w estetyce a’la Mad Max, Metro lub ewentualnie… World War Z. Debiutowała w dwumiesięczniku Fantom opowiadaniem pt. „Filtr”. "Pieśń o Warszawie" to niejako konsekwencja sukcesu tego opowiadania.Akcja książki osadzona została w postapokaliptycznej Warszawie. Nie zostało wyjaśnione jaka katastrofa dotknęła świat, ale poznajemy miasto „podziemne”. Ludzie zostali zmuszeni do ucieczki pod powierzchnię. Świat współczesny to dla bohaterów książki jedynie mglisty mit z przeszłości. Technologię zabrał ludzkości kataklizm, promieniowanie uczyniło życie niemal niemożliwym, miasto w posiadanie wzięli wypaczeni mutanci. Żeby przeżyć trzeba było szukać schronienia w tunelach. Ludzie zaczęli wegetować, z powodu chorób i głodu cykl przemiany pokoleń nieco przyspieszył. Doborowi naturalnemu zaczął momentami towarzyszyć dobór „ręcznie sterowany”. Większość społecznie użytecznych zajęć wymagała wysiłku fizycznego, a więc zdrowia. Gdy przestrzeń życiową można było wygospodarować wyłącznie w tunelach i fedrując na przodku w chodnikach nikt już nie pamiętał o ogrodach. Wartość książki można było przeliczyć co najwyżej na ilość kalorii w piecu, a wiedza stała się cokolwiek nieaktualna. Za to umiejętność czytania i pisania nie była w cenie i stopniowo zanikała.O dalekim świecie nie za wiele się niestety dowiemy, zasięg i natura konfliktu, który poprzedził lub spowodował skażenie pozostaje tajemnicą. Ponieważ walcząc o przeżycie nie myśli się o utrwaleniu historii dla potomnych można uwierzyć, że nie przywiązując do tego wagi ludzie zapomnieli o przyczynach upadku cywilizacji. Być może Ci, którzy przeżyli nie mieli pojęcia o źródłach nieszczęścia, być może przeżyli właśnie Ci, którzy stali tak daleko sceny, że przed falą uderzeniową osłoniły ich rzędy gapiów przed nimi. W pakiecie z drugą szansą dostali niewiedzę. Być może.Zagłębiając się w lekturę zauważyć można znaki upływu czasu, które autorka rozrzuca jak wskazówki w podchodach. Wydaje się, że główny bohater, młodzieniec imieniem Oskar, jest już kolejnym pokoleniem wychowywanym pod ziemią. Wprawdzie jest swego rodzaju wyrzutkiem, ciążą na nim wydarzenia z przeszłości, ale poznajemy zasady tego brutalnego świata właśnie jego oczami. Trudni się fachem tyleż pożytecznym co ryzykownym – jest gońcem czyli należy do kasty wychodzących na powierzchnię. Artefakty upadłej cywilizacji są bezcenne. Z nich powoli odbudowuje się nowy ład. To właśnie te okruchy gońcy znoszą do gniazda niczym robotnice do mrowiska. W tym miejscu skojarzenie z zoną opisaną w „Pikniku na skraju drogi” braci Strugackich jest jak najbardziej na miejscu.Oskar jest po części bohaterem, a po części wariatem. Wychodząc na powierzchnię kusi los, igra ze śmiercią, ale jednocześnie wypełnia misje, które zleca mu „władza”. Niby jest wyrzutkiem spisanym na straty, ale jednak daje się wykorzystywać dla dobra ogółu. Powierzchnię zwiedzamy razem z nim, konfrontujemy pewne opowieści zasłyszane w podziemnej Warszawie z rzeczywistością, która otacza Oskara. Autorka czyni naszego bohatera odrobinę naiwnym, ale tym samym pozostawia wyciąganie wniosków czytelnikowi.Wydarzenia opisane w książce następują szybko – jedno po drugim, akcja jest wartka, a fani fantastyki nie powinni czuć się zawiedzeni. Jest to pozycja szczególnie dla fanów gatunku, bez zadęcia i pretensji do „wielkiej” literatury. Czyta się szybko i przyjemnie. Ważnym aktorem tej historii jest tytułowe miasto, autorka bez przerwy odnosi się do charakterystycznych miejsc, co jest szczególnie ciekawe kiedy się okazuje, że z Warszawy wcale nie pochodzi. Jednak ta opowieść, choć osadzona w świecie tak odmiennym od naszego, jest o ludziach, o potrzebie akceptacji, o potrzebie miłości, o potrzebie bezpieczeństwa, ale też o tym ile ludzi może podzielić.Opisy zostały skrócone, dzięki temu akcja jest bardziej esencjonalna. Jednakże rozbudzona zostaje ciekawość, której się potem nie zaspokaja. Historia świata pozostaje w głównej mierze ukryta. Pieśń o Warszawie najwyraźniej dopiero się rozpoczyna, bo ciąg dalszy wręcz musi nastąpić – nie sposób oprzeć się wrażeniu, że mamy do czynienia z pierwszym tomem większej całości. Historia zna takie przypadki. Niby akcja jest linearna, ale zawiązuję się szereg wątków, z których właściwie żaden się nie rozstrzyga. Gdyby „Pieśń o Warszawie" była serialem, to właśnie obejrzałem/przeczytałem pilota.

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (6)