Pięść Północnej Gwiazdy? Nie, dziękuję
Po świeżutkie demo Fist of the North Star: Ken's Rage sięgałem z lekką obawą. Niby lubię serię Dynasty Warriors i sprawia mi przyjemność bezmyślne gromienie hord przeciwników, ale czułem, że Ken's Rage zboczyło na nieodpowiednią ścieżkę. Niestety niewiele się pomyliłem.
20.10.2010 | aktual.: 07.01.2016 15:56
Demonstracja nie zajmuje mało, więc najpierw musicie uzbroić się w cierpliwość. A to na pewno przyda się w pierwszym podejściu do gry. Pech chciał, że rozpocząłem zabawę jako Rei licząc, że wybór postaci nie ma znaczenia. Jakże srogo się pomyliłem, kiedy trafiłem na zamkniętą arenę, stając twarzą w twarz z typem dzierżącym w dłoniach wyrzutnię rakiet.
Kiedy już przyjąłem na klatę kilka strzałów zrozumiałem, że wypadałoby wreszcie zaatakować. Klikając bezmyślnie X wyprowadzałem kolejne ataki, Y ładowało jakąś kolorową aurę, a B odpowiadało za cios specjalny, który twórcy postanowili okrasić nudną animacją. Jakoś udało się pokonać jegomościa i przyznam szczerze, że miałem już dosyć. Coś jednak podkusiło mnie do sprawdzenia zabawy drugą postacią. Jak się okazało, dopiero to pokazało mi jak naprawdę wygląda rozgrywka w Fist of the North Star: Ken's Rage.
A miało być tak pięknie Jest podobnie jak w Dynasty Warriors czy Ninety Nine Nights, z tą jednak różnicą, że wrogów na mapie jest zwyczajnie mało. Bohater nie posiada długiej, sięgającej przeciwników z kilku metrów broni, przez co efektowność starć jest praktycznie zerowa. Demo pokazuje ponadto w kółko te same modele przeciwników, przez co miałem wrażenie, że cały czas stoję w miejscu. Sytuacji nie ratuje jazda motorem, okładanie wrogów napotkanymi przedmiotami (sporo większymi od bohatera), ani też finałowa walka z przerośniętym szefem hord przygłupich oponentów.
Obraz nędzy i rozpaczy Każda kolejna minuta zabawy to próba powiedzenia sobie - „Może to nie God of War, ale jest fajnie. Na pewno skończę to demo, już blisko finału...naprawdę blisko”. Przymykanie jednego oka również nie pomaga, a głupiejąca kamera i tragiczne animacje przerywnikowe dopełniają obrazu nędzy i rozpaczy. Jakby tego było mało, wszystko wygląda jak na poprzedniej generacji i nie ma w oprawie wizualnej Fist of the North Star: Ken's Rage ani jednego elementu, który mógłby się podobać. Jedynym pozytywnym aspektem jest muzyka - to ostre gitarowe granie, które zupełnie nie pasuje do rozgrywki, ale szybko wpada w ucho. Jeśli planowaliście sprawdzenie dema Ken's Rage, to radzę Wam spożytkować te kilkanaście minut na coś ciekawszego. Dawno nie grałem w tak kiepską demonstrację. Zdecydowanie nie polecam.
Paweł Winiarski