Pierwsze wrażenia: Street Fighter IV
Czas oczekiwania na Króla dobiegł końca. Dziś kurier w godzinach wieczornych zapukał do mych bram i przyniósł piękne, aczkolwiek lekko nadłamane pudełko z kopią Street Fightera IV. Przesadnie podniecony tym, co miało nastąpić gdy wsadzę płytę do konsoli nie zdążyłem go nawet upomnieć i puściłem wolno. Najważniejsze, że jestem po pierwszej sesji ze grą. Czy, parafrazując naszego redakcyjnego kolegę Piotra, zwiotczały mi członki?
18.02.2009 | aktual.: 14.01.2016 15:52
Na samym początku wita nas przepiękne, kilkuminutowe intro, w którym prezentowane są poszczególne postaci. Wykonane z olbrzymim smakiem i wyczuciem nie pozostawia wątpliwości kto robi to najlepiej i jednocześnie pobudza apetyt na to, co nastąpić ma chwilę później. W dalszej kolejności naszym oczom ukazuje się menu, które jest dość surowe, ale przejrzyste i funkcjonalne, a to najważniejsze. No to włączamy tryb 'arcade', wybieramy Ryu i jedziemy z koksem. No może niezupełnie, bo najpierw oglądamy krótkie anime wprowadzające nas w historię poszczególnych postaci stworzone specjalnie dla konsolowej edycji gry. Ale przechodzimy dalej i...
Rozpoczyna się walka, a ja przeżywam lekką konsternację. Gdy oglądałem grę na Games Convention wydawała mi się ona nieco bardziej kolorowa i bogata w detale. Nie zrozumcie mnie źle, SFIV nie wygląda brzydko czy biednie, ale część aren naprawdę można było nieco bardziej zapełnić. Postaci w trakcie ich przedstawiania wyglądają odrobinę karykaturalnie, natomiast na taki design celowo postawili twórcy, a ja nie zamierzam się czepiać. Animacja trzyma 60 klatek nie zwalniając ani na moment, a dynamika jest nieporównywalna z innymi, popularnymi ostatnio bijatykami 3D. Chociaż fakt, w Tatsunoko vs. Capcom jest szybciej i bardziej widowiskowo.
Bijatyk nie kupuje się jednak by je oglądać, tylko by się okładać po twarzach i żebrach. Aby ten aspekt zagłębić potrzeba wielu godzin, a nie ledwo kilku rozegranych partyjek, natomiast wrażenie jest fantastyczne. Bawiłem się wspólnie z kolegą, nowicjuszem w tej serii i od razu załapał czym to się je i byliśmy w stanie rywalizować. Nie chcę wydawać jeszcze werdyktu, chociaż trudno jest nie sugerować się zachodnimi recenzjami, które każdy oczekujący na tę grę zapewne chłonie hurtowo. A wszyscy jak jeden mąż zwracają uwagę na z jednej strony prostotę systemu i łatwą początkową przyswajalność, a z drugiej ukrytą głębię, do której dokopią się tylko najtwardsi.
Wcześniej wspominany przez twórców Challenge Mode, w którym znajduje się Trial, czyli swojego rodzaju trening zdaje się działać dla obeznanych z tą serią świetnie, natomiast dla początkujących będzie zdecydowanie za trudny. Komendy nie są rozpisane zbyt szczegółowo i jeśli w instrukcji nie ma legendy (wersja promocyjna, którą mamy jej nie posiada) to niezbędne będą poradniki internetowe.
Wracając do meritum, czyli "pierwszych wrażeń" - te są jak najbardziej pozytywne i przemagluję Street Fightera IV na wszelkie możliwe sposoby. Recenzji możecie spodziewać się jeszcze do końca tego tygodnia, więc gdybyście przypadkiem nie byli zdecydowani - w okolicach niedzieli dowiecie się więcej.
PS. Grałem w wersję na 360 na padzie i nie wiem jak oni to zrobili, ale ... da się! Hadoukeny/shoryukeny wychodzą bez problemów.
PPS. Z nowych wojowników sprawdziłem Crimson Viper i chociaż nie potrafiłem nią grać, to zdaje się pasować do wizerunku serii.