Pierwsze wrażenia: Ni no Kuni
Na Ni no Kuni czekam od pierwszych zapowiedzi. Po kilkudziesięciu latach istnienia Studio Ghibli zdecydowało się współtworzyć grę, dzięki czemu autorzy odpowiedzialni za m.in. Mojego sąsiada Tottoro, Laputę czy Ruchomy Zamek Hauru dostarczają na potrzeby przenośnej konsolki grafikę i scenariusz. A ta pierwsza jest doprawdy znakomita. Zresztą spójrzcie na trailer - ręcznie rysowane tła, trójwymiarowe, przepiękne postacie i przerywniki filmowe, które mogłyby równie dobrze ukazać się w kinie. Dodatkowo w pełni profesjonalna gra aktorska i mamy bardzo wysoki standard, do którego Level 5 nas przyzwyczaiło, a dzięki Ghibli wzniosło na jeszcze wyższy poziom.
Ale skoro to jRPG, to zapewne mamy jakąś historię. I nie inaczej jest tutaj, na dodatek przynajmniej na początku nikt nie każe nam ratować świata. Młody chłopak, Oliver, traci matkę, a łzy wylane po tym wydarzeniu ożywiają jego maskotkę. Mały futrzak, który swoją drogą nawija bardzo zabawną osaczańską gwarą, pokazuje chłopcu, że dzięki specjalnej księdze z runami może on się przenieść do "drugiego świata" (tytułowe ni no kuni) i tam odszukać mamę. Demo prezentowane na TGSie było mocno ograniczone i stanowiło bardziej tutorialowy wstęp, niż dawało posmak jak gra będzie wyglądała dalaj. Sterowanie odbywa się albo za pomocą krzyżaka, albo stylusem, przy czym w drugim przypadku nie skopiowano po prostu rozwiązań z Zeldy, a zastosowano autorski pomysł. Po miznięciu stylusem touchpada, pojawia się na nim strzałka pokazująca w jakim kierunku nasz bohater ma się poruszać. Trzymając cały czas stylusa przy ekranie możemy zmieniać kierunek lub ją wydłużać, co powoduje przyspieszenie kroku. Mi jednak staroszkolne rozwiązanie z przyciskami wystarczyło. Walka odbywa się w bardzo tradycyjny sposób, w każdej turze wybieramy jakie akcje chcemy wykonać i po kolei wszyscy na ekranie atakują/leczą się/korzystają z przedmiotów. Intrygująco zapowiada się dołączana do gry księga z runami. Już w demie musieliśmy sami sobie narysować bramę do drugiego świata, natomiast w pełnej wersji ma być tego znacznie więcej i bez knigi się nie obędzie. Miejmy tylko nadzieję, że nie będzie ona w zbyt dużym formacie, bo nikomu przecież nie będzie chciało się targać kilku zbędnych kilogramów do szkoły/pracy. Premiera ma mieć miejsce na wiosnę 2010 na DSie oraz, co można zauważyć na trailerze, "na innych platformach". Brzmi to intrygująco, chociaż znając Level 5 może chodzić po prostu o japońskie komórki. Tak czy owak, to jeden z bardziej oczekiwanych przeze mnie tytułów i jeśli kogoś urzeka tradycyjna japońska animacja, a do tego nie ma uczulenia na japońskie RPG na DSa, to czeka go obowiązkowy zakup. Nie wiemy nic o pozajapońskiej dacie premiery, ale podobnie jak niemal wszystkie filmy Studia Ghibli, również i ta gra powinna w końcu zawędrować na nasze półki.