Pierwsze wrażenia: multiplayer w Blur
Do Blur podchodziłem trochę jak pies do jeża. Nie podobało mi się, że Bizarre Creations musiało pożegnać się z Project Gotham Racing. Z nieufnością odnotowałem fakt, że ich pierwsze dziecko z mariażu z Activision co prawda będzie wyścigami, ale dziwnymi w treści. No bo jak to - normalne samochody i porozrzucane po trasie bonusy, "przeszkadzajki" i towarzyszące wszystkiemu kolorowe wybuchy? Toć każdy wie, że takie rzeczy to tylko w wyścigach gokartów. I jeszcze od pierwszych trailerów nie podobał mi się styl graficzny gry, przywodzący na myśl najbardziej szaro-bure edycje serii Need for Speed.
02.03.2010 | aktual.: 13.01.2016 16:03
Ostatnia z moich obaw pękła niczym bańka mydlana zaraz po odpaleniu multiplayerowej bety. Okazuje się, że stylistyka gry jest jej mocną stroną. Blur ma własny styl, wyraźnie inspirowany neonami reklamowymi, co widać zwłaszcza w schludnych menusach. Te są nawet lekko rozmyte, co z kolei świetnie koresponduje z kolorystyką całej gry. O dziwo podczas wyścigów tytułowy "blur" zobaczymy jedynie przy korzystaniu z dopalaczy, jak jest więc z tą korespondencją? Wbrew temu co widziałem na wcześniejszych trailerach (może to wina słabej ich jakości?) granie w Blur zamiast ponurych, nocnych klimatów przywoływało na myśl raczej ciepłe letnie wieczory, kiedy to słońce jeszcze nie zaszło, ale dzień ustępuje już miejsca nocy. To sprawia, że oprawa, choć pozbawiona fajerwerków a modele samochodów nie grzeszą szczegółami, cieszy oko. Wszystkiemu towarzyszą też różnobarwne eksplozje przy korzystaniu z power up'ów.
Ogień z wodą Bizarre zgrabnie wybrnęło z połączenia normalnych, dodajmy, że licencjonowanych, samochodów z szalonymi wyścigami naszpikowanymi różnymi "znajdźkami" porozrzucanymi na torze. Okazuje się, że power up'y zostały zaprojektowane tak, że przy odrobinie elastyczności i dobrej woli można wyobrazić je sobie w realnym świecie. Podzielono je na 8 rodzajów mamy więc EMP (sygnał elektromagnetyczny), po wystrzeleniu którego przed liderem wyścigu pojawiają się trzy pola, które albo wszyscy ominą, albo w nie wjadą, są miny, jest pole siłowe, którym odpychamy pojazdy w naszym pobliżu. Jest możliwość zregenerowania auta (im więcej oberwiemy, tym bardziej się niszczy) - co prawda po zdemolowaniu naszego wehikułu nie odpadamy z wyścigu, ale powrót na trasę to cenne sekundy. Możemy wystrzelić też kierowaną kulę energii, po której przeciwnik wylatuje w powietrze, wreszcie są tarcze i dopalacze. "Znajdźki" rozmieszczone są zgodnie z najlepszą tradycją znaną z Mario Kart, czyli w szeregu, zatem trzeba o nie powalczyć, a nie zawsze trafi się na taką, jakiej akurat potrzebowaliśmy. W przeciwieństwie do rozwiązania z gry Nintendo, tutaj od razu widzimy jaki power up zgarniamy z trasy. Na raz możemy zgromadzić trzy bonusy, między którymi da się przełączać i używać najbardziej odpowiedniego w danej chwili. Na tym nie koniec możliwości, bo po wychyleniu gałki w odpowiednim kierunku możemy posłać niespodziankę przeciwnikom z przodu lub z tyłu naszego pojazdu, a jeden power up można zniwelować drugim. Jeśli ktoś wystrzelił w naszym kierunku pocisk, albo widzimy, że nie da się uniknąć miny to wykorzystanie np. odepchnięcia może zneutralizować taką pułapkę.
Gra nagradza nas zresztą za takie akcje. W pełnej wersji ma znaleźć się aż 50 rang, a osiągnięcie każdej kolejnej odblokowuje nowe samochody, umiejętności oraz rodzaje wyścigów. Miłe jest również to, że po każdym wyścigu gra przyznaje specjalne wyróżnienia wskazując graczy, którzy np. oberwali od przeciwników najwięcej, ani razu się nie rozbili czy też wykazali się największą celnością przy używaniu power up'ów.
Metal, pot i łzy No dobrze, ale jak się w to gra? Choć z powodu pustek na serwerach nie dane było mi sprawdzić wszystkich dostępnych trybów, to muszę napisać, że znakomicie. Przede wszystkim, Bizarre oddaje nam do dyspozycji tryb, w którym na trasie może zmierzyć się aż 20 maszyn i to w wyścigu w sieci (są też wyścigi dla 10, najwyraźniej skierowane do tych, którzy tłoku nie lubią). Co prawda takiej liczby grających na raz w Blur jeszcze nie widziałem, ale już 11 szaleńców na trasie daje jakieś pojęcie o tym, co się będzie działo. Walka jest niesamowita, pozycje zmieniają się jak w kalejdoskopie, a zażarte pojedynki trwają dosłownie o każde miejsce na mecie. Wszystko to oczywiście za sprawą porozrzucanych po trasach bonusów. Nierzadko można prowadzić i spaść momentalnie w stawce z powodu celnych trafień przeciwników. O dziwo nie ma tu wielkiego chaosu, a jeśli już się pojawia to przynajmniej każdemu dostaje się mniej więcej po równo. Blur to szalona i ekscytująca zabawa, a omijanie zastawianych na trasie pułapek o grubość lakieru dostarcza masę frajdy. Tylko do modelu jazdy trzeba się nieco przyzwyczaić. Nie jest on zły ale jak to u Bizarre lawiruje gdzieś między czysto zręcznościowym podejściem a koniecznością dobrego kontrolowania maszyny. To sprawia, że jednak przed niektórymi zakrętami warto hamować, a nie każdy drift nam się opłaci, nawet jeśli gra przyzna nam dodatkowe punkty. Trochę nierówne wydają się trasy, jedne oferują wiele rozgałęzień i swoim charakterem przywołują na myśl wręcz Motor Storm, inne upchane są w ciasnych uliczkach. Choć twórcy obiecują aż 30 torów, więc pewnie każdy znajdzie swoje ulubione miejsca.
Trochę mi teraz głupio, że nie wierzyłem w Bizarre, bo beta rozwiała wszystkie moje obawy co do Blur. To będzie naprawdę świetna gra i jedyne co mnie teraz martwi, to czy będzie mi się chciało przechodzić singla dla odkrywania tras, kiedy w sieci gra się tak dobrze. Pewnie Bizarre jednak znowu coś wymyśli by przykuć mnie do konsoli.
Marcin Lewandowski