Pierwsze wrażenia: Assassin`s Creed 2
Przed wyjazdem na Tokyo Game Show nastawiałem się przede wszystkim na możliwość sprawdzenia gier rdzennie japońskich, takich, które nie są pokazywane nigdzie indziej. I z początku, gdy Naczelny powiedział, że mamy coś od Ubi, to nie byłem zachwycony. Ale chwila, moment, przecież to Assasin's Creed 2, jedna z bardziej wyczekiwanych gier przez graczy w ogóle. Nie było zatem innego wyjścia - zagrałem w nadchodzący hit Ubisoftu.
I wiecie co? Wcale nie żałuję. Prezentacja pokazywała nam Wenecję w, mniej więcej, 2/3 gry. Nie była to na dodatek żadna wersja demo, tylko pełna gra, jedynie jeszcze lekko zabugowana, ale poza tym kompletna. Ja szczerze mówiąc tych bugów zbyt wiele nie zauważyłem, a poza oczywistymi umownościami w oprawie (jak spadasz z dachu na stóg siana, to pozostaje on w zasadzie nieruchomy) gra wyglądała bardzo ładnie. Oczywiście nie jest to poziom Uncharted 2, ale z racji tego, że to sandbox, to prędzej powinniśmy porównać z GTAIV. W takim przypadku Ubi jest zdecydowanie górą - bardzo ładne miasto, świetne scenki przerywnikowe, kapitalna widoczność - to sandboxowa najwyższa półka.
Prezentowany fragment rozgrywki zaczynał się od scenki, w której w klimatycznej, weneckiej bibliotece zostajemy wynajęci do pozbycia się łuczników strzegących jakiegoś ważniaka. Dlaczego? Poprzednio już złodzieje chcieli się za niego zabrać, ale zostali zdziesiątkowani właśnie przez czających się na dachach ochroniarzy z łukiem, więc będzie to zadanie dla nas. Czym prędzej wyruszamy zatem oczyścić teren i...
W tym momencie dostaliśmy pada we własne ręce i mogliśmy robić w zasadzie co chcemy. Claude Langlais z Ubisoft Shanghai zasugerował między innymi, aby sprawdzić możliwości, jakie daje nam średniowieczne miasto. Mamy zatem sklepy, gdzie można nabyć choćby masę różnorakich zbroi, mamy różne grupy osób, które za odpowiednią opłatą staną po naszej stronie. Chcemy stać się niewidoczni? Proszę bardzo, płacimy kurtyzanom i przebywając pomiędzy nimi nikt nie zwróci na nas uwagi. Potrzebujemy trochę lepszej opinii w mieście? Idziemy do kaznodziei, a ten przekona lud, że Ezio to fajny gość i warto go wspierać. Tu i ówdzie poukrywane są też pieniążki w skrzynkach czy na łodziach, którymi możemy zresztą pływać - Ezio w roli flisaka wygląda przeuroczo.
Wróćmy jednak do misji i tym, co się z nią nieodłącznie wiąże - mordowaniem. Korzystać będzie można z całego arsenału broni, w tym legendarnego, jednostrzałowego pistoletu Leonardo da Vinci. W trakcie prezentacji niestety jednak nie posiadaliśmy go i trzeba było dać sobie radę bronią białą. System walki bardzo nawiązywał do poprzednika, gdyż kluczowe było parowanie w odpowiednim momencie i wyjście z kontrą. Mnie to nie przekonuje - z jedną grupką rzezimieszków w centrum miasta (trzech na krzyż) biłem się chyba z 10 minut, bo nie mogłem trafić w kontrę. Z różnic związanych ze sterowaniem warto jeszcze nadmienić, że nareszcie bohater będzie mógł pływać i skok do wody nieraz uratuje nam życie, gdyż nawet jeśli zrobimy to z najwyższego budynku, to nic nam się nie stanie. Tutaj wychodzi trochę niekonsekwencja autorów, gdyż wspomniani wcześniej łucznicy padali jak muchy po zrzuceniu z dachu, ale może są mniej odporni niż Ezio.
Kolejne ciekawostki to nowa Baza Danych, gdzie będziemy mogli sprawdzić informacje o napotkanych osobach, czy historycznych miejscach. Autorzy zapowiadają, że głód wiedzy na temat średniowiecznych Włoch powinien zostać u wszystkich zaspokojony. Nie mogło zabraknąć także Eagle Vision, po włączeniu którego widzimy wrogów również za ścianami. Na tyle ułatwia to jednak zabawę, że autorzy postanowili w tym trybie zabrać graczowi HUD i zniekształcić dźwięki. I słusznie, raz na jakiś czas wystarczy.
Prezentacja podczas Tokyo Game Show nie odpowiada jednak na jedno, szalenie istotne pytanie. Czy zmieniło się coś w temacie misji i ich schematyczności? Tego nie wiemy, a autorzy niechętnie na ten temat się wypowiadali. Oprawa, żyjące miasto z ogromem możliwości, masa informacji na jego temat - to wszystko jest fajne. Pozostaje tylko pytanie, czy same misje i scenariusz będą w stanie przykuć nas do telewizora na tak długo, aby z wypiekami na policzkach przejść grę do końca. Na ten osąd przyjdzie jednak chyba zaczekać do pierwszych recenzji.
Jakub Tepper