Piątek na Poznań Game Arena 2015 - 1/3 targów za nami
Kto nie kocha piątkowego popołudnia? To piękne kilka godzin życia, od których o lata świetlne oddalony jest poniedziałkowy poranek. Chwila spokoju, zadumy, możliwość oddechu pełną piersią i wsłuchania się w szum otoczenia. Chyba, że jest się na targach. Wtedy cóż, no, jakby to powiedzieć, po prostu czytajcie dalej.
Piątek, piąteczek, piątunio. Najpiękniejszy dzień tygodnia, ale czy najpiękniejszy dzień targów? Tego jeszcze nie wiem, bo dwa kolejne przede mną. Jednego jestem już natomiast pewien. Organizatorzy wyciągnęli lekcję z ubiegłego roku.
Halę otwarto o godzinie 10:00. Na miejsce dotarłem około 20 minut później, sądząc, że skoro jest piątek rano, VIP DAY czy tam Dzień Prasowy (zwał jak zwał), a bilet na te nadchodzące 8 godzin kosztował 100zł, to na spokojnie i bez czekania dostanę się do środka. Mam wrażenie, że setki osób stojące przed wejściem pomyślały dokładnie to samo. 1-0 dla ciebie Murphy. Nawet kolejka po odbiór akredytacji przypominała dość zaawansowany etap gry w Snake'a na Nokii 3310. Popsioczyłem jak Bóg przykazał i ucieszyłem się z wręcz geometrycznej szybkości rozwoju poznańskich targów gier.
Oskar Śniegowski
„Zamknięty” dzień przyciągnął naprawdę dużo osób. Dokładnych danych niestety nie mam, ale pamiętając ten sam piątek na PGA 2014, liczba „VIP-ów” wzrosła o kilkadziesiąt (jeżeli nie kilkaset) procent. Na szczęście było czym oddychać, a okrzyk „pożar, uciekajcie” nie sprawiłby, że ktoś zostałby stratowany. Ogólnie w tym roku nie powinno być tłoku. A przynajmniej nie takiego jak w ubiegłym. Choć organizatorzy przewidują, że targi odwiedzi przynajmniej 60 000 osób, a rekord frekwencji kolejny raz zostanie złamany, to PGA rozłożyło się na większej przestrzeni, dzięki czemu w sobotę nie powinno być problemów ze złapaniem oddechu. Chyba. Zaraz zweryfikuję ten pogląd.
Większych kolejek nie uświadczyłem do żadnego stanowiska, poza jednym. Spokojnie pograłem chociażby w Rise of the Tomb Raider, Chernobyl VR od Farm51 i zostałem królem amerykańskich szos w American Truck Simulator. Największą furorę zrobiło jednak HTC Vive. Jego stanowisko było oblegane bez najmniejszej przerwy. Kolega, który za punkt honoru obrał sobie sprawdzenie tego cuda, spędził w kolejce ponad dwie godziny. 120 minut stania w dniu, na który bilet kosztował cały portret Władysława Jagiełły. Naprawdę nieźle, ale całkiem zrozumiałe. To zdecydowanie najbardziej efektowne ze wszystkich gogli VR.
Flying Wild Hog pokazywało za zamkniętymi drzwiami Shadow Warriora 2 (wygląda obłędnie!), HardWest prezentuje się bardziej niż ciekawie, stoiska z Xboksem 360 świeciły pustkami (wszyscy grali na One), sceny na których rozgrywano turnieje nieustannie zapełnione po brzegi, a Filip „Neo” Kubski był rozrywany przez morze fanów. Moja nagroda za najlepszy piątkowy cosplay wędruje natomiast do pana w stroju Mokujina.
Oskar Śniegowski
To byłoby na tyle, bardziej emocjonującej relacji oczekujcie z dnia dzisiejszego, albowiem targi nie są targami, kiedy w powietrzu nie unosi się zapach setek spoconych ciał, nie czujesz się jak samochód w czasie crash testów, a na sprawdzenie jakiegoś tytułu czekasz co najmniej dwucyfrową liczbę minut. Chyba najlepszą metaforą będzie tramwaj nr12 odjeżdżający z przystanku Poznań Główny w kierunku Ronda Rataje w niedzielny wieczór. Było fajnie. Będzie sobota.
Oskar Śniegowski