Rozgrywka W zasadzie wiecie już, że kooperacja to świetna zabawa, ale co w sytuacji, gdy akurat nie mamy kolegi pod ręką? Całość podzielona jest na dwa główne tryby i jeden z nich jest typowo fabularny, gdzie tworzymy naszą postać i zagłębiamy się w historię dziejącą się w tym interesującym uniwersum. Tak, jak kreator postaci jest naprawdę zajmujący i sporo możemy sami ustawić, tak cała opowieść jest niesamowicie sztampowa i wręcz z odległości czuje się w niej rękę japońskich deweloperów. Zaczynamy, jako mało znaczący „żołnierz” i musimy zwalczać pewną organizację terrorystyczną. W odbiorze fabuły nie pomagają bardzo statyczne dialogi (więcej o tym, we wrażeniach), choć praktycznie wszystkie teksty są dubbingowane, co nadal robi wrażenie, jeśli chodzi o PSP.
W ramach historii poruszać się będziemy po różnych planetach, gdzie przede wszystkim będziemy zwalczać typowe zło, zdobywając lepszy ekwipunek i doświadczenie. Jest to o tyle ważne, że postać tę wykorzystywać będziemy również w trybie kooperacji, więc będziemy się mogli pochwalić przed kumplami, co ostatnio fajnego nam wypadło z zabitych potworów.
Sam system walki jest dość przyjemny. Przede wszystkim, dlatego, że deweloper naprawdę postarał się, jeśli chodzi o schemat walki różną bronią. Myślę, że każdy, kto ma zacięcie do chodzenia po różnego rodzaju lochach i zdobywania kolejnych broni będzie miał ochotę sprawdzić różnego rodzaju katany, wielkie dwuręczne miecze, włócznie, ale również karabiny, działka i pistolety. Świetnie sprawdza się system zmiany broni, który pomimo ograniczonej liczby przycisków w PSP bardzo szybko pozwala zmienić ustawienie na naszą ulubioną zabawkę. Troszkę gorzej jest z kamerą, która nie zawsze jest w stanie utrzymać się na celu (pomimo naciskania przycisku do tego stworzonego), co powoduje niepotrzebne zamieszanie.
Jeśli chodzi o tematykę, to tak - jest to bardzo japońskie science fiction, gdzie częścią świata rządzi rasa, którą nazwalibyśmy „elfami”, a z drugiej strony mamy roboty, które uczą się uczuć. Mieszanka wybuchowa. Osobiście muszę powiedzieć, że zaciekawiło mnie to uniwersum, szkoda tylko, że historia jest tak niskich lotów, bo gra zdecydowanie zyskałaby w moich oczach, gdyby nie uzależniać rozgrywki od trybu kooperacji.
Na koniec chciałem tylko dodać, że Sega nie patyczkowała się w tworzenie ładnie wyglądających miast i ograniczyła je jedynie do kilku statycznych teł. Całość operacji związanych z przygotowaniami do misji - sprzedaż rzeczy, kupno pocisków, zmiana ekwipunku itd. wykonujemy z podręcznego menu. Gdyby była to wersja na konsole stacjonarne to uznałbym to za lenistwo, ale ponieważ mówimy tu o PSP, to przyznaję, że to rozwiązanie się sprawdza, bo gracz nie chcę biegać od sklepu do sklepu, a po prostu szybko wyruszyć na misje.
Oprawa Na pierwszy rzut oka jest całkiem ładnie, choć z czasem przychodzi pewne znudzenie schematycznością kolejnych przestrzeni. Jeśli kojarzycie Monster Huntera, to tam mieliśmy spore tereny, mocno różniące się między sobą, a to roślinnością, a to klimatem. Tutaj czasem zaczynamy się gubić czy te drzwi to przypadkiem nie te same, przez które już przeszliśmy, bo przecież to znowu wygląda tak samo. Zdecydowanie brakuje różnorodności, jeśli chodzi o rodzaje przeciwników i samych plansz. To, co oglądamy jednak jest dość ładne, szkoda tylko, że takie zamknięte.
Jeśli chodzi o muzykę to powiem krótko - nie drażni, ale z drugiej strony po sporym czasie spędzonym z grą nie zapamiętałem żadnego kawałka, który brzmiał w tle rozgrywki. Ale to chyba lepsze, niż cierpienia przy zbyt dziwnych dźwiękach.
Werdykt Przeczytałem właśnie, co napisałem powyżej i czuję, że nie przekonałem Was do tej gry. No i tak naprawdę nie powinienem, bo to specyficzna produkcja, która musi trafić w odpowiednie ręce by się nią cieszyć. Macie ochotę pobiegać po korytarzach, wybijać potwory i sprawdzać różne klasy w stylu Diablo, tylko z nutką japońskości? No to prawdopodobnie to będzie gra dla Was, a jeśli macie kumpli, którzy razem z Wami zakupią ten tytuł to możecie wsiąknąć na długo. Oj tak, Phantasy Star Portable to japońska gra, bardzo podobna stylem do tego, co znacie z Monster Huntera. Tutaj, co prawda dorzucono historię, ale czuję, że jest ona tylko wypełniaczem, gdy akurat nie ma innych graczy pod ręką.
To jest jedna z tych japońskich gier, które albo pokochacie i poświęcicie im naprawdę sporo czasu albo po 10 godzinach uznacie, że jednak nie był to najlepszy zakup i odłożycie na półkę. Nie ma innej drogi, ale przynajmniej dzięki temu mogę Wam postawić sprawę jasno i nikt mi nie zarzuci, że nie ostrzegałem. Osobiście odkładam ją na półkę, a to wszystko przez brak trybu Infrastructure, co mocno ogranicza możliwości rozgrywki sieciowej, przynajmniej w Polsce, gdzie w metrze nie znajdę chętnych do gry.
Beniamin Durski