Persona Q: Shadow of the Labirynth - recenzja
08.12.2014 09:10, aktual.: 30.12.2015 13:25
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
To nie jest Persona, której szukacie. Ale jeśli szukacie czegoś innego, niż „standardowa” kontynuacja tej serii jRPG, to Q może być bardzo odświeżającym doświadczeniem.
Lubisz Personę? To dobrze, ja też, ale lepiej, żebyś lubił Etrian Odyssey - japońskiego lochopełzacza w sobie RPG, w którym sami rysujemy sobie mapę na dolnym ekranie, by nie zagubić się w gąszczu korytarzy tworzących labirynt. Persona Q: Shadow of the Labirynth to właśnie gra w tym guście, bez pielęgnowania znajomości z kompanami, bez odpytywania na lekcji i zajęć pozaszkolnych, z niewielkim naciskiem na historię, za to wciąż z tytułowymi personami i znaną plejadą bohaterów. Lepszy Etrian, gorsza Persona? Owszem, tak bym to ujął.
W wyjaśnianie meandrów fabuły nie będę brnął, bo raz, że za bardzo zmeandrowana nie jest, a dwa, że i tak stanowi pretekst do przemierzania kolejnych labiryntów. Co ważne, spotykamy tu postaci z Persony 3 i Persony 4. Co nawet ważniejsze, na początku decydujemy, którym składem będziemy grali, co pozwala historii skupić się na jednym z nich (ja np. ekipę z "czwórki" kocham, a "trójka" jakoś nigdy mnie nie przekonała). Koniec końców obie ekipy się spotykają, co wprowadza sporo kolorytu do tego uniwersum, przede wszystkim ostatecznie łącząc je w jedno. A wspomnianym pretekstem jest fakt, że oto w szkole dzieje się coś niedobrego i pojawiają się wrota do świata pełnego Cieni. No to ruszamy.
Przeciwników żywcem wzięto z poprzednich części, Persony też, na starcie wiemy więc już o grze całkiem sporo. Nie brakuje jednak zmian. Labirynty przemierzamy w trybie FPP, w trakcie walk nie widzimy naszego składu, a co najwyżej przeciwników. Główny bohater nie przełącza się między Personami jak mu się podoba, bo nowe reguły przykuwają go do jednej, a potem co najwyżej drugiej, alternatywnej. Ale nie więcej. Podobnie rzecz ma się z resztą grupy. Druga, pomocnicza Persona dorzuca swoje atrybuty do naszego zdrowia i liczby punktów na specjale. Ale nie każdy ją ma. Na początku spotykamy dziwny duet, który do nas dołącza, choć personami o dziwo nie dysponuje...
Persona Q
Labirynt rysujemy sobie sami, ale możemy też poprosić grę o rysowanie ścian - z czego skorzystałem, bo cały mechanizm przerabiałem już w Etrianach, więc poszedłem na łatwiznę. Na schemat na dolnym ekranie 3DS-a nanosiłem więc tylko skrzynki ze skarbami, zamknięte drzwi czy tajne przejścia. Stopień skomplikowania map jest nieco wyższy niż we wspomnianej serii i niekiedy zmusza do kombinowania. Również przy omijaniu dużych, groźnych przeciwników, który w przeciwieństwie do ekipy z randomowych starć są cały czas widoczni na mapie. I bywają sprytni. W pierwszym labiryncie, wzorowanym na „Alicji z Krainy Czarów”, po labiryncie skaczą przeciwnicy w postaci kart - by odwrócić ich uwagę, musimy zmyć farbę z kwiatów. Skupieni na odmalowaniu roślinności stworzą nam lukę i pozwolą przejść dalej.
Walki, jak to zwykle bywa w Personie, polegają na znalezieniu słabego punktu przeciwnika (np. braku odporności na lód bądź ogień) i wykorzystania go właściwym atakiem. Jest o tyle łatwiej, że taka zagrywka zapewnia nam darmowe użycie specjalnej umiejętności w kolejnej turze. Co jest ważne, bo punktów SP nigdy za mało. Ten zabieg zastąpił znaną z "dużej" serii powtórkę ostatniego ataku w czuły punkt i wniósł sporo świeżości, bo wróg może „skasować” nasz gratis własnym atakiem.
Persona Q
Schemat zabawy jest dość prosty - zwiedzamy labirynt, zazwyczaj do momentu, kiedy nie mamy już punktów na zaklęcia i nie pozostaje nam nic innego, jak teleportować się do szkoły. Tam się leczymy, sprzedajemy znaleziony szrot i kupujemy nowy sprzęt, a potem parujemy persony, uzyskując nowe. Z czasem pojawi się możliwość brania sobie na głowę dodatkowych zadań i wtedy np. szukamy konkretnego przedmiotu. Priorytetem jest jednak schodzenie na kolejne piętra labiryntu i odkrywanie, o co w tej sprawie chodzi.
I jest to zadanie zajmujące, choć momentami monotonne. Zdobywanie poziomów w Personie Q jest dość powolne, a gra niekiedy zmusza do żmudnego pakowania umiejętności. Piszę tu o poziomie trudności Normal, bo można wybrać niższy i gnać do przodu. Albo i wyższy, co utrudni zabawę, ale i zachęci do szukania optymalnego doboru person dla naszych towarzyszy. Właśnie od niego zależy, jak będziemy sobie radzić na polu bitwy.
Persona Q
Co przywitałem z radością, Persona Q ma świetną muzykę (w j-popowym repertuarze nie brakuje utworów z charakterystycznym wokalem), w tym motyw bitewny. Zaskakuje też dużą ilością dubbingu, w którym wracają aktorzy znani z poprzednich odsłon, choć nie wszyscy. Sylwetki postaci w stylu super-deformed nie wszystkim się spodobają, ale mi szybko przestały przeszkadzać. Lokacje są schludne, a design przeciwników jak zwykle odjechany, choć w większości dobrze znany fanom serii.
Persona Q uświadomiła mi, że w tej serii cenię przede wszystko fantastycznie „żywe” postaci, humor, historię z detektywistycznym zacięciem i wszelkie elementy socjalne. Tutaj tego nie znalazłem, była za to mechanika, którą lubię w Etrian Odyssey, więc generalnie z zabawy jestem jak najbardziej zadowolony. Zwłaszcza że do rozwiązań z Etriana dorzucono garść świeżych pomysłów, a bohaterowie to mimo wszystko znana i lubiana ekipa. Yosuke jak zwykle jest pajacem, Chie nieposkromionym pasibrzuchem, a Kanji wrażliwym gościem udającym twardziela. Reasumując: warto zagrać.
Marcin Kosman
Platformy: 3DS Producent: Atlus Wydawca: NIS America Dystrybutor: - Data premiery: 28.11.2014 PEGI: 12
Grę do recenzji udostępnił wydawca. Testowaliśmy wersję na 3DS. Screeny pochodzą od wydawcy.