Perseverance: Part 1 - recenzja. Tej rodzinie przydałoby się kilka godzin terapii

Czyli witajcie w amerykańskim serialu.

Perseverance: Part 1 - recenzja. Tej rodzinie przydałoby się kilka godzin terapii
Joanna Pamięta - Borkowska

30.07.2018 | aktual.: 31.07.2018 13:17

Polskie studio Tap it Games postanowiło przedstawić nam świat w przeddzień zagłady. Jack Cutter, mieszkaniec miasteczka Grey Ville, wita nas niewesołymi słowami: "Mam na imię Jack. Nie martw się, nie musisz go pamiętać i tak niedługo umrę".Już na samym początku tego klimatycznego visual novel drażniło mnie szybkie wprowadzenie do codzienności Jacka. Biorąc pod uwagę, jak istotny jest wątek rodzinny, naprawdę nie zaszkodziłoby, gdyby scenarzyści byli bardziej wścibscy i nieco dłużej zatrzymali się przy każdej z postaci. Za to w końcu lubimy tego typu produkcje – karmią naszą wiecznie niezaspokojoną ciekawość brudów, które trzyma na zapleczu sąsiad. Przecież podświadomie wiemy, że pod koniec będzie masakra, że życie miasteczka zostanie przewrócone do góry nogami. Aby jednak mocniej to odczuć, musimy mieć szansę zżycia się z bohaterami, polubienia ich. A tutaj tego zabrakło.Poznajemy raptem kilka postaci i odbywa się coś w rodzaju szybkiego rajdu ku uciesze rodzinnego terapeuty. Jack, jego żona Natalie i ich córka Hope popełniają podstawowy błąd atrybucji – upatrują przyczyn zachowania w wewnętrznych cechach członków rodziny, a nie w przyczynach zewnętrznych, środowiskowych. Po szybkiej, bolesnej kłótni małżonków następuje konfrontacja Jacka z córką, która kończy się łzami. Jack, zrezygnowany, przegrany, ale wciąż żywiący nadzieję, że kiedyś uda mu się uszczęśliwić dwie najważniejsze kobiety w jego życiu, wyjeżdża do chatki w lesie na odpoczynek. Swoją drogą, rodzina ledwo wiąże koniec z końcem, Natalie haruje jak wół w szpitalu na posadzie pielęgniarki, a Jack tak po prostu znika na cały weekend. Już czuję, jak to się skończy.Na szczęście, scenariusz w pewnym momencie porzuca cliche i zaczyna ciekawić, chociaż w ogólnym kształcie Perseverance pozostaje mocno stereotypowe. Z drugiej strony, Stranger Things też grało na konwencji i podejrzewam, że twórcom z Tap it Games przyświecała taka sama idea. Trzymać się schematu i dowolnie żonglować znanymi powszechnie wzorcami. Czy to źle? Nie dla mnie, ponieważ lubię takie klimaty. Zapyziałe miasteczko, w którym mieszkańcy mają sobie nawzajem coś do zarzucenia, ale łączy ich dziwna więź? Proszę bardzo. Ludzie z pozoru zwykli i nudni, ale tak naprawdę każdy z nich ma jakiś dziwny sekret, zupełnie jak w Twin Peaks? Ten motyw też tam znajdziecie, chociaż zapomnijcie o psychodelii pokroju Lyncha, to nie ten poziom. Tajemnicza baza wojskowa, która na równi drażni mieszkańców, co oferuje im niezbędny dopływ gotówki, więc jest złem koniecznym – czujecie, w którą stronę to zmierza? Nie dziwi zatem kobieta napotkana przez głównego bohatera na skraju drogi, która brała udział w dziwnym eksperymencie, ale nie pamięta, co się z nią działo. Ani agentka o karminowych ustach, która musi „zająć się problemem”.Znamy to i lubimy.

Trochę jednak brakuje decyzji do podjęcia. Jest ich bardzo mało, więc drzewko wyborów nie imponuje ilością gałęzi. Poza tym, najważniejsze zadania i tak prędzej czy później zostaną wykonane tak, jak to sobie wymyślili scenarzyści. Nawet jeśli z uporem maniaka wybieraliśmy najbardziej absurdalne rozwiązanie, nie skutkowało to zmianą historii, a tylko stopniowym kurczeniem się listy opcji. Oczywiście, co innego dotyczy relacji z postaciami, a dokładniej – z córką i żoną Jacka. W pierwszym epizodzie konsekwencji rozmów z nimi jeszcze nie uświadczymy, ale domyślam się, że dopadną nas one w kolejnych odsłonach.Muzyka jest filmowa i dobrze współgra z tym, co dzieje się na ekranie, aczkolwiek niektóre utwory są zbyt krótkie więc, zapętlone w kółko, zaczynają męczyć. Za to graficznie gra prezentuje się całkiem ciekawie – postacie są komiksowe, ich twarze pełne wyrazu i ekspresji. Tła są dość oszczędne, ale nie jest point and click, a visual novel, zatem lokacje naprawdę nie grają większej roli. To, co najważniejsze, to historia.I myślę, że z jej powodu warto sięgnąć po ten tytuł, chociaż po przejściu całości pozostaje pewien żal, że twórcy nie pokusili się o nic bardziej oryginalnego. Ponadto pierwszy epizod jest bardzo krótki – mi ukończenie go zajęło 63 minuty (które na Steamie wyceniono na 13,99 zł). Można było zadbać o więcej zawartości, ponieważ pierwszy epizod gier tego typu jest jak odcinek pilotażowy serialu. Jego zadaniem jest maksymalne zainteresowanie widza. Niestety, Perseverance może mieć z tym problem.

Źródło artykułu:Polygamia.pl
recenzjesteamrecenzja
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (5)
© Polygamia
·

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje się  tutaj.