Penny Arcade Expo - nieco inne targi
W czasie targów gier nasza uwaga skupia się głównie na wielkiej hali wystawowej, na tym, co producenci zaprezentowali, co zapowiedzieli, w co dali zagrać, a co tylko pokazali z daleka. A także jakimi gadżetami i sposobami (te nieszczęsne hostessy) kusili naszą uwagę. Tymczasem, choć Penny Arcade Expo ilością stoisk niewiele ustępuje E3, to jednak nie one są esencją tych targów.
15.09.2010 | aktual.: 15.01.2016 15:46
Bo tu jest kameralnie, choć w kilkadziesiąt tysięcy osób Właściwie lepiej niż "targi" pasuje tu określenie "konwent", bowiem na każdym kroku można spotkać się z objawami tego, że to impreza od graczy dla graczy. Przede wszystkim PAX jest poświęcony wszystkim grom: produkcjom konsolowym i komputerowym, planszówkom, karciankom (Amerykanie mają ładne wspólne określenie "tabletop") i klasycznym papierowym RPG. A także wszystkiemu, co znajduje się pomiędzy - to tu można rozegrać Osadników z Catanu na Microsoft Surface i LARP Dungeons&Dragons na środku hali wystawowej. Dlatego z pewnością można spędzić całą imprezę wśród zgiełku stoisk, ale nie wyczerpie to możliwości jakie daje PAX.
Zapewne Jerry Holkins (Tycho) i Mike Krahulik (Gabe), twórcy komiksu internetowego Penny Arcade, nie spodziewali się sześć lat temu, że ich konwent ewoluuje w imprezę, która w tym roku zgromadziła 67 tysięcy ludzi. Na trzy dni we władanie graczy zostało oddane olbrzymie centrum konferencyjne w śródmieściu Seattle, a także sala w hotelu Sheraton oraz główna scena Benaroya Hall, na co dzień pełniącej rolę filharmonii. Całość stała się świątynią grania.
Wszystko gra Może to zabrzmi dziwnie, ale to miejsce, gdzie można po prostu przyjść pograć. Nie tylko w najnowsze produkcje, do których tłoczy się w spoconych kolejkach. Do dyspozycji graczy oddano dwie wielkie sale - jedną pełną pecetów z najnowszymi tytułami, gdzie można też przynieść własny komputer. Możecie zapytać: "Po co, skoro można grac w domu?". Cóż - na PAX bez problemu znajdziecie chętnych do partyjki w League of Legends czy Team Fortress 2, a w przeciwieństwie do gry online, wspólne pykanie w multi może przerodzić się w ciekawą znajomość. Identyczną salę dostali miłośnicy konsol, gdzie dodatkowo wydzielono kącik dla miłośników starych maszynek. Jeśli komuś nie wystarczyła rekreacyjna gra z kolegami, to mógł wziąć udział w licznych turniejach z nagrodami. A apogeum dbania o wygody gracza były wielkie poduszki rozrzucone w różnych miejscach korytarza, gdzie można było się ułożyć z własnym DSem, iPadem czy po prostu laptopem. Dla pragnących sławy przygotowano scenę Rock Band - można było tam zaprezentować się przed publicznością siedzącą przy stolikach restauracyjnych. Nie mogłem wyjść z podziwu, gdy siedzący przy jedzeniu zaczęli klaskać i śpiewać "Bohemian Rhapsody" wraz z wymiatającym na ekspercie zespołem. Zaś wyjątkowo ambitnych czekał Omegathon - rozgrywający się przez cały konwent turniej w najróżniejsze gry, gdzie biorąc udział w kategorii Rock Band trzeba było wystąpić jako suport na wieczornych koncertach. Zaraz, nie wspomniałem o koncertach?
PAX to przy okazji mały festiwal muzyki, którą najłatwiej skategoryzować jako "muzykę grową" - zarówno coverów utworów z gier jak i projektów w stylistyce 8-bit i chiptune. W piątek i sobotę główna aula wypełniła się muzyką m.in. Protomen, MC Frontalot, Minibosses czy Metroid Metal. Nie wiem na ile prawdziwe jest przekonanie, że gracze lubią piosenki z gier, które już znają, ale opaski dające wstęp na koncerty rozchodziły się błyskawicznie.
Padem, kostką i zaklęciem Prawda jest więc taka, że Penny Arcade Expo można spędzić w praktycznie dowolny sposób. Jeśli zdecydowanie bardziej interesują Was gry planszowe i RPG, to ich prezentacje odbywały się nie tylko na głównej hali, lecz także w licznych pokojach i na korytarzach. Wystarczyło podejść i porozmawiać, by pracownicy lub inni gracze zaprezentowali tajniki ulubionej gry - od razu można było dać się wciągnąć w partyjkę. Bardziej doświadczeni mogli podzielić się taktykami i zmierzyć z lepszymi od siebie. W sobotę w wielu pokojach rozgrywki toczyły się długo po zamknięciu hali wystawowej. Fenomenalnym pomysłem jest wypożyczalnia planszówek, w której za dokument ze zdjęciem dostajemy możliwość rozłożenia się z grą choćby w rogu korytarza czy na stoliku w restauracji. Rozgrywane tak partyjki Magic: the Gathering to normalny widok.
Dyskusyjny klub growy Odniosłem wrażenie, że PAX to także świetne miejsce dla młodych twórców gier. Produkcje indie były bardzo silnie reprezentowane na hali, a przed konwentem wybrano 10 najbardziej obiecujących tytułów i prezentowano je na dużym wspólnym stoisku. Także do młodych developerów skierowane było sporo z wykładów i paneli dyskusyjnych, które odbywają się przez trzy dni. Jak zostać projektantem gier?; Podstawy dobrego projektowania gier; Życie testera gier; Tworzenie historii, w które gracze zechcą zagrać; - to tylko niektóre z tegorocznych tematów. Sporo miejsca poświęcono także kondycji dziennikarstwa growego i sposobom na zabłyśnięcie w nim. Oczywiście nie wszystkie panele były na serio - sporo śmiechu wzbudziła sesja pytań do twórców Penny Arcade, rozgrywana na żywo sesji RPG z ich udziałem. PAX chętnie gości osoby kultowe w środowisku graczy - swój własny panel miała ekipa Mega64 czy redakcja Destructoida, rozmaici twórcy podcastów robili to na żywo z publicznością, a noc filmową ze swoimi produkcjami zorganizował The Escapist. Oglądanie Zero Punctuation przez trzy i pół godziny to chyba kwintesencja nerdowej rozrywki. Wisienką na torcie niech będzie panel prowadzony przez "Evil" Wila Wheatona, zatytułowany po prostu "Wil Wheaton". Kolejka na niego zaczęła się ustawiać już półtorej godziny przed startem.
Czy ten konwent jest faktycznie idealną imprezą dla gracza? Cóż - nie. Wszystko byłoby tak pięknie, gdyby PAX trwał dziewięć dni - a trwa trzy, skutkiem czego zawsze jest coś, co przegapiliście, na co nie zdążyliście i czego już nie dało się zobaczyć. By dostać się na panele trzeba ustawić się wcześniej w kolejce, co można przecież zamienić na kilka partyjek w ulubiony tytuł lub zobaczenie dwóch albo trzech prezentacji. Choć ze swojego doświadczenia wiem już, że spędzenie większości czasu na hali ekspozycyjnej sprawiło, że czuję, iż coś mi umknęło.
Gram w gry i nie zawaham się ich użyć Te niedogodności wynagradzała naprawdę niesamowita atmosfera. Wchodząc na PAX trafiasz między swoich - pod ścianą wyleguje się kilku graczy w M:TG, obok dwie dziewczyny wymieniają się Pokemonami, Master Chief z Big Daddym patrolują korytarz, kogoś goni zombie, a na rockbandowej scenie mangowej elfiej lolicie akompaniuje na bębnach ludzik LEGO. Czuje się, że na PAX gracze są sobą, u siebie i że są dumni ze swojej pasji. Przebieranie się za postacie z gier jest na tyle popularne, że zaczynasz czuć się głupio bez kostiumu. Dosiadanie się do kogoś obcego w celu wspólnej gry, to także nic niezwykłego. W takiej atmosferze łatwo nawiązywała się rozmowa. Zwykle zaczynało się od zagadnięcia o fajny t-shirt, pochwalenia czyjegoś skilla, choć właśnie ostro Cię złoił, albo skomplementowania fantastycznego kostiumu. Spory w tym udział ma na pewno zwyczajowa serdeczność Amerykanów, z którą na co dzień spotykam się na ulicach, ale to PAX wyzwala dodatkową magię.
Szkoda tylko, że Penny Arcade Expo odbywa się w Seattle, mieście pięknym, ale leżącym na tak odległym krańcu Stanów, że dalej się nie da. Na szczęście od tego roku jest także PAX East w Bostonie, ciut bliżej do Polski. Jakbyście kiedyś mieli okazję, to pamiętajcie, że warto.
Paweł Kamiński