Pamiętacie Playroom na PS4? Jego VR‑owa wersja w końcu do czegoś się nadaje
Serio, Playroom VR to najlepsze, co dotąd ogrywałem na wszelkiej maści goglach.
No i mamy tę wirtualną rzeczywistość. Oculus sprawuje się nieźle, Vive - w mojej opinii - nawet lepiej. Z dużych graczy w tym roku mamy jeszcze Sony z PlayStation VR i w pełni podzielam opinię Pawła, że to naprawdę dobry sprzęt. Również, podobnie jak on, poważnie zastanawiam się nad kupnem tych konkretnie gogli, choć nie z powodu ceny czy wygody użytkowania.
Sprzęt Sony wygrał dla mnie jedną aplikacją, czy w zasadzie zbiorem mini gierek, o nazwie Playroom VR. Zaraz, zaraz, powiecie, Stodolny cieszy się z powodu jakichś popierdółek? Przecież to on w prawie każdym swoim tekście o wirtualnej rzeczywistości marudzi, że na goglach nie ma porządnych tytułów. Cóż, może faktycznie Playroom VR nie jest ani skomplikowany, ani rozbudowany, ani nawet zaawansowany graficznie, ma za to coś, czego konkurencji brak. Możliwość wspólnej zabawy z użytkownikami pozbawionymi gogli.
The Playroom VR | Gameplay trailer | PlayStation VR
Poprzedni Playroom okazał się niewypałem głównie ze względu na fakt, że niewiele dało się z nim zrobić. W końcu ile można odbijać piłkę albo bawić się z robotami Asobi? Wszystko diametralnie się zmienia, kiedy rzeczywistość rozszerzoną zastąpimy wirtualną.
Playroom VR to zestaw sześciu prostych gier umożliwiających wspólną zabawę nawet pięciu osobom. Jedna ma na głowie gogle, pozostałe korzystają z DualShocków. Razem z Patrykiem mieliśmy okazję przetestować cztery z nich i przy każdej bawiliśmy się świetnie.
W pierwszej, Monster Escape, gogle na głowie miałem ja i to mi przypadła rola tytułowego potwora. Wyłoniłem się niczym Godzilla z głębin morskich i ścigałem sympatyczne roboty przez miasto, rozwalając po drodze budynki i próbując zrzucić odłamki na uciekającego przede mną Patryka, który za pomocą kontrolera sterował jednym z robotów. Później role się odwróciły i to ja musiałem unikać rzucanych w moją stronę przedmiotów.
The Playroom VR "Monster Escape" - Paris Games Week 2015 Gameplay Footage | PlayStation VR
Cat N Mouse to z kolei prosta zabawa w kotka i myszkę. Tym razem to Patryk założył PSVR i próbował mi przeszkodzić w zebraniu kawałków sera rozrzuconych po wirtualnym pokoju. Wyglądał przy tym dość śmiesznie, bo co chwilę musiał wstawać z krzesła i wychylać się w stronę ekranu. Wszystko dlatego, że w Cat N Mouse gracz sterujący myszą może bezpiecznie poruszać się tylko wtedy, gdy kot schowany jest za kurtynami. Jeśli zostanie przyłapany - runda się kończy.
Smaczku całości dodaje fakt, że kotek może odsuwać kawałki sera albo schowaną pod puszką mysz, skutecznie utrudniając jej tym samym realizację celu. Salwy śmiechu wywołała nasza 15-minutowa przepychanka przy ostatnim kawałku.
The Playroom VR "Cat and Mouse" - Paris Games Week 2015 Gameplay Footage | PlayStation VR
Później z rywalizacji przeszliśmy do kooperacji, a do zabawy dołączyła też ekipa odpowiedzialna za pokaz. W Saloon Shootout wcieliłem się w rewolwerowca, który wkracza do saloonu by trochę narozrabiać. Sęk w tym, że nie wiedziałem, do kogo mam strzelać. Tutaj z pomocą przyszła reszta, która na ekranie widziała zdjęcie ofiary i musiała mi ją opisać. Gościu z czapką kowbojską, bez gwiazdy i z przepaską na lewym oku!, Bez czapki, z wąsem i okularami!, padało co chwilę, wywołując przy tym napady śmiechu. Szczególnie kiedy się pomyliłem i zastrzeliłem nie tego, co trzeba. Wtedy cały saloon eksplodował, a mi zostało tylko oddanie ostatniego strzału do pianisty.
Wariacją Shootouta jest Ghost House. Tutaj osoba w goglach jest łowcą duchów, ale tych duchów nie widzi. Widzą je za to na ekranie pozostali gracze, którzy muszą nakierować tego w goglach. Nad misiem, za telewizorem i tak dalej. Kiedy trafimy w straszydło odgrywana jest sekwencja przypominająca trochę tę z "Pogromców Duchów" i delikwent ląduje w specjalnym zbiorniku.
The Playroom VR: Ghost House - SCEK Press Conference Footage
I to tyle, a w zasadzie - aż tyle, bo choć gry są proste, dostarczają masę frajdy właśnie z powodu zaangażowania kilku osób. W większości przypadków gogle odcinają nas od świata zewnętrznego i niekoniecznie jest to złe, w końcu taka ich rola, ale czasem fajnie pograć wspólnie ze znajomymi i rodziną, a kupowanie kilku kompletów mija się z celem, choćby ze względu na kwestie finansowe.
Sony pokazało przy tym coś jeszcze. Firma otwarcie mówi, że jej gogle są jakościowo gorsze od pecetowej konkurencji i tak w rzeczywistości jest, jednak wcale nie musi być pięknie, żeby dobrze się bawić. Szczególnie, że jakość wyświetlanego obrazu i tak jest zadowalająca, a ewentualne różnice przestają być po jakimś czasie zauważalne.
Bartosz Stodolny