Ostatnia misja komandora Sheparda - wrażenia z dema Mass Effect 3
Muszę przyznać, że nawet mnie, fana serii, zaniepokoiły sprzeczne informacje płynące z obozu BioWare. Z jednej strony powrót do RPG-owych elementów z części pierwszej, a z drugiej kolejne zwiastuny sugerujące orgię skryptów rodem z CoD. Czy łączenie tych dwóch elementów w ogóle może się udać? Po sesji z demem Mass Effect 3 mogę stwierdzić, że nawet jeżeli te dwa światy nie przeniknęły się w pełni, to stworzyły produkt na tyle jednolity i solidny, że z pewnością wart poznania. Tekst nie zawiera spoilerów!
13.02.2012 | aktual.: 07.01.2016 15:55
Demo w swojej części przeznaczonej dla pojedynczego gracza zaczyna się tak jak pełna gra - od stworzenia bohatera. Do dyspozycji oddano nam w pełni funkcjonalny edytor postaci, w którym poza wyborem wyglądu i klasy zdecydujemy też o przeszłości komandora. Jedno z pytań dotyczy bowiem kluczowego dla fabuły punktu zwrotnego z poprzednich części. Stosowny wybór zmienia odrobinę oblicze dema. To przedsmak tego, co czeka wszystkich, którzy zdecydują się wykorzystać pliki zapisu z poprzednich części. Bardzo podoba mi się ten pomysł i cieszę się, że wykorzystano tak istotny element serii w małym wycinku gry, jakie stanowi demo. Sam ten zabieg sprawia, że można je rozegrać dwa razy z czystej ciekawości.
To samo menu początkowe przynosi też nowe rozwiązanie: możliwość wyboru charakteru naszej gry. Do wyboru mamy możliwość gry w trybach: akcja, RPG i fabuła. Pierwszy z nich to ukłon w stronę graczy, którym nie w smak przebijanie się przez menu statystyk i inwentarza. To tryb przygotowany dla tych, którzy szukają czystej akcji i godzą się z brakiem możliwości ingerowania w dialogi, które w tym wypadku odgrywane są jako scenki przerywnikowe. W tym trybie nie możemy nawet zmodyfikować wyglądu Sheparda. Skrajnie różnym doświadczeniem ma być ostatni tryb, który pozwala zachować pełną kontrolę nad warstwą fabularną (dialogi i decyzje). W tym samym trybie gra obiecuje również nie nękać nas trudnymi wyzwaniami w walce.
Najbardziej zbliżonym do dotychczasowych doświadczeń jest tryb RPG, w którym to pod naszą kontrolą pozostają wszystkie aspekty gry.
Nie ulega dyskusji, że opisanym wyżej mechanizmem BioWare próbuje upiec dwie pieczenie na jednym ogniu i poszerzyć grupę odbiorców. Liczą, że obiecane odwołania do rozwiązań z części pierwszej udobruchają fanów serii, a kolejne trailery pełne wybuchów, pościgów i szybkiej pracy kamery zainteresują entuzjastów rozwałki. Nie można im mieć tego za złe i prawdę powiedziawszy, nie widzę podstaw dla takiej postawy. Grałem we wszystkich trzech wariantach i każdy z nich miał odrobinę inny wachlarz atrakcji, które faktycznie mogą przypaść do gustu innym typom graczy. Co najważniejsze, wygląda na to, że tryb RPG stanowi receptę na wszelkie bóle i narzekania fanów pierwszej części. W dalszym ciągu nie jest to formuła na miarę Skyrima, a ponadto podczas grania nie czułem się jak na czterokołowym rowerku.
Trzon rozgrywki w dalszym ciągu stanowią batalie prowadzone przy użyciu futurystycznych karabinów, granatów i mocy biotycznych. Rozgrywka jednak nabrała nieco tempa i stała się ciekawsza. Złożyły się na to dwa fakty. Po pierwsze, mam wrażenie, że potyczki są częstsze, ale bierze w nich udział mniejsza liczba przeciwników, więc nie prowadzimy już tak długich wymian ognia i wojny pozycyjnej, którą zapamiętałem z części drugiej. Kolejny ze wspomnianych elementów, urozmaicenie rozgrywki, płynie bezpośrednio z wprowadzenia różnych typów przeciwników. Już w poprzednich częściach mieliśmy od czynienia z różnymi rodzajami osłon i pancerzy. W demie poznajemy nowe typy jednostek, posługujących się wymyślnymi gadżetami, które zmuszają nas do błyskawicznej zmiany taktyki. Sprawia to, że walki są bardziej interesujące i żadnej z nich nie można rozgrywać wciąż wedle tego samego schematu. Mając na uwadze, że w demie gramy ledwo dwie misje, a mimo to poznajemy kilka wariacji przeciwników, możemy podejrzewać, że w pełnej wersji czeka nas ich znacznie więcej.
Poruszanie się od osłony do osłony, sprint i w końcu samo celowanie i strzelanie nie odbiegają znacząco od tego, co znamy z „Mass Effect 2”. Jest lepiej niż w poprzedniej części i zdecydowanie lepiej niż w cześci pierwszej, ale to w dalszym ciągu nie „Gears of War”. W tym tempie tego poziomu możemy oczekiwać od piątej części „ME”.
Jak już wspomniałem, poza karabinami w walce udział biorą też moce i umiejętności biotyków i inżynierów. Wachlarz dostępny w demie był zgodny z tym, który zapamiętałem z części drugiej. Być może pełna wersja gry przedstawi nam kolejne zdolności. Nie zmienia to faktu, że w dalszym ciągu kupę frajdy sprawia szarżowanie w stronę przeciwnika, czy też wyrzucanie go w powietrze.
System rozwoju tych umiejętności w dalszym ciągu opiera się o punkty, które rozdysponowujemy między konkretne umiejętności. Różnica polega na tym, że wykupienie każdego kolejnego poziomu przenosi nas na ekran wyboru specjalizacji, na którym to określamy stronę w która ma rozwijać się nasza umiejętność przydzielając punkty w drzewku umiejętności. Jest to rozwiązanie znane z poprzedniej odsłony, ale jest ono teraz bardziej przejrzyste. Warto dodać, że w demie otrzymujemy w prezencie dość punktów do rozdysponowania by „wykupić” najsilniejsze umiejętności więc sami możecie przetestować, która klasa i które jej zdolności sprawiają Wam najwięcej frajdy z gry.
Oprawa „Mass Effect 3” nie uległa znaczącej poprawie. Oczywiście jest lepiej niż w dwójce, ale nie jest to taki skok jakościowy jak w przypadku drugiej części. Pomieszczenia odwiedzane w czasie misji w dalszym ciągu straszą pustkami i prostacką architekturą. Co prawda w demie będziemy mogli podziwiać ciekawe widoki, ale zawsze ma się wrażenie, że „to ciekawsze” znajduje się gdzieś w oddali, bo tu na miejscu raczej wieje nudą. Animacja bohaterów w dalszym ciągu jest odrobinę sztywna i miało przekonująca. Najlepiej prezentują się twarze postaci, których pula poligonów zwiększa się z części na część. Jest to o tyle ważne, że w końcu to właśnie te twarze będziemy oglądać z bliska w kolejnych scenkach przerywnikowych.
Jeżeli w którymś aspekcie gry dokonał się największy postęp, to właśnie na polu pracy kamery i utrzymania tempa akcji. Wspomniałem już o liczniejszych, ale krótszych potyczkach. Podobny zabieg przeprowadzono przy dialogach. W wersji demonstracyjnej były one krótsze, ale częstsze. Nie trafiłem na żaden trwający dłużej niż 2-3 zdania. Mogło to wynikać z charakteru tych misji i ufam, że w pełnej wersji w dalszym ciągu znajdzie się miejsce dla potyczek słownych. Jeżeli oba rozwiązania będą funkcjonować równolegle, to będzie to chyba najlepsze wyjście.
Z drugiej części gry pamiętacie zapewne dialogi prowadzone w czasie lotu lub spaceru. Jest ich teraz znacznie więcej i zostały znacznie lepiej wyreżyserowane. Bohaterowie przestali się przechadzać niczym rycerze Jedi. Oni faktycznie dokądś idą, a rozmowę prowadzą w biegu, by zaoszczędzić na czasie. Częste zmiany ujęć kamery i dynamika scen przywodzą na myśl rozwiązania rodem z kina. Ale dialogi to niejedyna okazja, przy której BioWare sięga po sztuczki filmowe. Demo jest pełne skrupulatnie wyreżyserowanych ujęć i często posługuje się prostą, ale skuteczną sztuczką. Ostatni przeciwnik zawsze nadbiega z tej strony, w którą powinniśmy patrzeć, żeby obejrzeć jakąś spektakularną eksplozję.
W demie udała się jeszcze jedna rzecz. Trudno ją omówić w szczegółach bez zdradzania choć części fabuły. Musicie mi więc uwierzyć na słowo, że scenariusz, kompozycja scen, praca kamery i muzyka potrafią stworzyć bardzo sugestywny emocjonalnie obraz. Nie podlega dyskusji, że każdy, kto nie ma serca z kamienia, po tym krótkim demie będzie doskonale wiedział, o co walczy komandor Shepard.
Kolejne zwiastuny, którymi bombardowało nas w ostatnim czasie EA, naprawdę nie nastrajały mnie optymistycznie. Bałem się, że z mojej ulubionej gry ktoś zrobił strzelankę. Nie da się ukryć, że strzelania jest dużo, a dialogów mało, ale RPG-i sprzedaje się w demie trudniej, niż jakikolwiek inny gatunek. Niemniej jednak starczyła krótka wymiana zdań z moimi towarzyszami, jedno spojrzenie, jeden uśmiech, bym w mgnieniu oka zechciał powrócić do świata Mass Effect. Nie wyzbyłem się wszystkich obaw, ale jestem odrobinę spokojniejszy.
Marcin Jank