Ośmiobitowy STRACH!

Wystraszyć graczy nie jest łatwo, mimo że deweloperzy mają do dyspozycji technologie, o jakich kilkanaście lat temu nie śnili nawet technicy NASA. Skoro próby przyprawienia nas o gęsią skórkę nadal tak często kończą się na niczym, co mogli na tym polu zdziałać programiści z ery konsol ośmiobitowych? Przekonajcie się sami - poznając dziesięć najstraszniejszych gier na NES-a.

marcindmjqtx

Na początek przyjrzyjmy się jednemu z najsłynniejszych i najgorszych zarazem horrorów w historii gier wideo. O ośmiobitowej adaptacji Piątku 13-ego pisaliśmy już przy kilku okazjach, więc przypomnijmy tylko najważniejsze fakty. Grę wydano w roku 1989, na fali popularności filmów o mordercy w hokejowej masce. Za jej powstanie odpowiada studio LJN - jeden z pionierów sztuki zalewania rynku chłamami opartymi na znanych licencjach.

Czym Friday the 13th próbuje nas straszyć? Teoretycznie nagłymi atakami nieśmiertelnego Jasona. W praktyce bardziej przeraża mapa - łatwiej się przez nią zgubić niż odnaleźć drogę. Muzyka wypala piętno na mózgu swoją monotonią, a ślimacze tempo rozgrywki odrzuca od ekranu już po kilku minutach. Horror.

Choć filmy o Freddym Kruegerze tworzą jedną z najdłuższych i najpopularniejszych serii w historii kina, doczekały się tylko dwóch elektronicznych adaptacji. Jedna, autorstwa Westwood, przeznaczona była na domowe komputery; druga, przygotowana przez LJN, trafiła na NES.

Bohaterem gry jest niezidentyfikowany osobnik płci męskiej; można zgadywać, że to postać odtwarzana przez Johnnego Deppa. Najwyraźniej autorzy nie zrazili się faktem, że przyszły kapitan Jack Sparrow ginie w połowie filmu jedną z najkrwawszych śmierci w historii kina. Być może uznali, że to tylko draśnięcie.

Zadaniem naszego protagonisty jest odnalezienie kości Freddy'ego Krugera, który jako upiór nawiedza w snach nastolatków z ulicy Wiązów. Jako że LJN przez długi czas znało tylko jeden gatunek gier wideo, i tym razem mamy do czynienia z platformówką. W poszukiwaniu zagubionych gnatów przemierzamy poziomy pełne węży, psów i latających czaszek, nie napotykając po drodze niczego, co oparłoby się lewemu prostemu w twarz.

LJN kontratakuje! Tym razem raczy nas ośmiobitową adaptacją Szczęk, stając się jednym z pierwszych developerów, którzy mieli się przekonać że przebój Spielberga nie jest dobrym materiałem na grę.

Największym problemem Jaws, jak i innych ośmiobitowych gier grozy, jest fakt że gracz staje po niewłaściwej stronie konfliktu. Taka już przypadłość horrorów, że potwór zazwyczaj jest jeden, za to walczących z nim ludzi - cała masa. Mimo wszystko producenci każą nam wcielać się w ofiarę, przez co konieczne staje się urozmaicenie gry innymi przeciwnikami. W efekcie zabawa w Jaws polega głównie na strzelaniu do meduz i płaszczek - najwyraźniej w ramach odwetu za Steve'a Irwina.

Chyba tylko księgowi z LJN znają odpowiedź na pytanie, dlaczego nie możemy wcielić się w rekina i stawić czoła liczniejszym, choć słabszym przeciwnikom. Jak wiemy, takie podejście nie gwarantuje dobrej gry, ale przynajmniej daje okazję wszamania paru niczego niespodziewających się plażowiczów.

Wydana przez LJN adaptacja komedio-horroru Tima Burtona jest oczywiście platformówką - tyle wystarczy, aby zniechęcić większość z Was do jej przetestowania. Warto jednak zauważyć, że za produkcję gry odpowiadało wówczas obiecujące, a dziś kultowe studio Rare. Czy powstał zatem tytuł lepszy niż Nightmare on the Elm Street albo Friday the 13th?

Nie.

Nie dość, że gra ma niewiele wspólnego z filmem (zabrakło nawet kultowego motywu muzycznego), to sama w sobie irytuje nadmiernie czułym sterowaniem oraz poziomami, które projektowano albo po ciemku, albo z bardzo dużą dozą złej woli.

Któż nie zna opowieści o Frankensteinie? Jak się okazuje, twórcy Frankenstein: The Monster Returns. Fabuła gry przedstawia się mniej więcej tak: potwór, zwany z jakiegoś powodu nazwiskiem swego twórcy, wstaje z grobu (nie pytajcie jakiego, skoro nigdy nie został pogrzebany) i porywa przypadkową dziewicę, bo... Bo najwyraźniej tym zajmują się frankensteiny. Na ratunek białogłowej rusza rzymski legionista (?), który używając siły pięści i umiejętności chodzenia w prawo musi przedrzeć się przez hordy demonów (??), dotrzeć do potwora i uświadomić mu błędy postępowania.

Gra jest słabiutką podróbką Castlevanii, ale w przeciwieństwie do poprzednich tytułów stara się stworzyć przynajmniej namiastkę gęstej atmosfery. Grafika jest odpowiednio ponura, a muzyka pasuje do nastroju nihilistycznej desperacji, w jaki wpadniemy po kilku minutach zabawy.

Kontynuując wątek profanowania literackich arcydzieł (tym razem podjęty przez studio Toho), przyjrzyjmy się adaptacji powieści Roberta Louisa Stevensona, w której potwór jest alegorią ludzkich niedoskonałości. O dziwo, w grze pełni podobną rolę. Doktor Jekyll zmienia się w Hyde'a dopiero wtedy, gdy napotkani na ulicy dowcipnisie wyczerpią jego cierpliwość - zobrazowaną dla naszej wygody w formie standardowego paska energii. Gra jest niezwykle realistyczna, bo przypuszczam że też wyszedłby ze mnie rzeźnik, gdyby podczas niedzielnego spaceru ktoś co chwilę podkładał mi pod nogi ładunki wybuchowe.

W chwili gdy doktora trafia szlag (najczęściej po nalocie dywanowym w wykonaniu malutkiego ptaszka, nakazującym zastanowić się, kto i czym go nakarmił), zaczyna się przemiana w pana Hyde'a. Wszelki związek z powieścią idzie w tym momencie na ryby: dzień zmienia się w noc, pojawiają się hordy demonów i zaczynamy z nimi walczyć, ginąc w przypadkowym miejscu od uderzenia pioruna. Czy wspomniałem, że to japońska gra?

Wydany w 1989 roku Uninvited to prawdziwy rodzynek - jedna z nielicznych przygodówek typu point & click dostępnych na konsolę Nintendo. Zaczyna się nieźle, bo w stylu Silent Hilla: budzimy się w samochodzie po dzwonie w przydrożne drzewo, zauważając że podróżująca z nami siostra postanowiła wybrać się na spacerek. Niezwłocznie ruszamy na poszukiwania, wiodące do wielkiego i tajemniczego domostwa.

Gra jest zaskakująco rozbudowana w porównaniu do innych NES-owych tytułów, a skomplikowanie zawdzięcza komputerowym korzeniom. Uninvited jest bowiem portem z Maca, na dodatek całkiem udanym i usprawniającym niedostatki oryginału (choć ocenzurowanym z drastycznych scenek). Siadając do gry upewnijcie się, że macie sporo wolnego czasu. Wciąga!

W 1992 roku Francis Ford Coppola znokautował miłośników horroru fenomenalną ekranizacją jednej z najbardziej wyeksploatowanych opowieści w historii kina. Nie mogło się obyć bez co najmniej kilku elektronicznych adaptacji. Wersja na Segę CD również stanowiła potężne uderzenie, ale w przeciwieństwie do filmu był to cios z zaskoczenia w tył głowy, po którym gracz trafiał do bagażnika psychopatycznego mordercy. Na szczęście Dracula na NES nie ma z tamtą grą nic wspólnego.

Bram Stoker's Dracula, przygotowana przez trio Sony-Probe-Psygnosis, to nie tylko jedna z ciekawszych platformówek dostępnych na konsolę Nintendo, ale również rzadki przedstawiciel udanych filmowych adaptacji. Fabuła dość wiernie podąża za scenariuszem kinowego hitu, atmosfera jest ponura jak na historię o wampirach przystało, a zawsze szybkie tempo rozgrywki nie pozwala się nudzić.

Przyjacielska rada dla tych, którzy spróbują wziąć się za bary z wampirem: wybierzcie od razu najwyższy stopień trudności. Gra nie stanie się bardziej upierdliwa, lecz dłuższa. Tylko na "hardzie" dostępne są ostatnie poziomy.

Werewolf ? The Last Warrior to, mówiąc zwięźle, klon Ninja Gaiden, w którym zamiast nindżą kierujemy wilkołakiem. Wilkołakiem z ogromnymi ostrzami wyrastającymi z ramion. Czy potrzebujecie większej zachęty?

Gra nawet nie spróbuje napędzić wam stracha, ale bliska horrorowi tematyka i wysoka jakość wykonania sprawiają, że zasługuje na drugie miejsce w naszym rankingu.

Czy Castlevania jest straszna? Nie - ale teraz powinieneś już wiedzieć, że gry ośmiobitowe strasznymi być po prostu nie mogą. Czy jest satysfakcjonująca? Jak diabli; ekscytująca rozgrywka połączona z wysokim poziomem trudności sprawi, że nie raz będziesz miał ochotę wywalić joypad za okno. A mimo tego nie przestaniesz grać...

Posiadaczom PSP szczerze polecamy rewelacyjny remake Castlevanii w postaci Dracula X Chronicles, do którego dołączona jest znana z PSX Symphony of the Night. Wszystkich innych zachęcamy przynajmniej do zapoznania się z pierwowzorem. To nie tylko najlepszy horror na konsolę Nintendo - to jedna z najlepszych gier, jakie na nią powstały.

Zanim zaczniesz przedzierać się przez hordy potworów w zamku Draculi, poznaj jeszcze trzy gry, którym należy się honorowa wzmianka...

Zacznijmy od Splatterhouse - to marka wskrzeszona niedawno w rąbance na konsole obecnej generacji. Pierwsze gry z serii święciły triumfy na platformie TurboGrafx-16. Korzystające ze stylistyki Piątku 13-ego, Halloween czy Koszmaru z ulicy Wiązów bijatyki zdobyły rzesze fanów głównie ze względu na niespotykaną wcześniej brutalność.

Splatterhouse sprzedawał się doskonale, zdecydowano więc o stworzeniu konwersji na NES-a. Możecie zastanawiać się, jak to możliwe, biorąc pod uwagę przewrażliwienie i cenzorskie zapędy Nintendo. Otóż rozwiązanie okazało się proste: ostrą jak brzytwa siekankę wystarczyło przerobić na platformówkę o wesołym misiu. Splatterhouse w wersji ośmiobitowej nigdy nie opuścił granic Japonii.

Chiller - NES Gameplay

Michał Puczyński

Źródło artykułu:

Wybrane dla Ciebie

Rebel Wolves potwierdza. Dawnwalker to ich debiutancka gra
Rebel Wolves potwierdza. Dawnwalker to ich debiutancka gra
Assassin's Creed Red to potężna inwestycja Ubisoftu. Jest przeciek
Assassin's Creed Red to potężna inwestycja Ubisoftu. Jest przeciek
DualSense V2 wycieka. Czyżby mocniejsza bateria?
DualSense V2 wycieka. Czyżby mocniejsza bateria?
Horizon Forbidden West na PC coraz bliżej. Nvidia wkracza do akcji
Horizon Forbidden West na PC coraz bliżej. Nvidia wkracza do akcji
Imponująca sprzedaż Cyberpunk 2077: Phantom Liberty. Liczby mówią wszystko
Imponująca sprzedaż Cyberpunk 2077: Phantom Liberty. Liczby mówią wszystko
Xbox Game Pass z mocnymi grami w styczniu. Potężne otwarcie roku
Xbox Game Pass z mocnymi grami w styczniu. Potężne otwarcie roku
Star Wars Outlaws: wycieka termin premiery. Ubisoft dementuje
Star Wars Outlaws: wycieka termin premiery. Ubisoft dementuje
PS5 rozbija bank. Imponujące wyniki sprzedaży
PS5 rozbija bank. Imponujące wyniki sprzedaży
The Day Before za niespełna tysiąc złotych. Nie, to nie żart
The Day Before za niespełna tysiąc złotych. Nie, to nie żart
Hakerzy ujawnili plany Insomniac Games. Sześć gier na liście
Hakerzy ujawnili plany Insomniac Games. Sześć gier na liście
PS5 Pro z własnym DLSS. Nieoficjalne doniesienia o planach Sony
PS5 Pro z własnym DLSS. Nieoficjalne doniesienia o planach Sony
Nie będzie The Last of Us Multiplayer. To już pewne
Nie będzie The Last of Us Multiplayer. To już pewne