Ośli upór EA w kwestii MMO
Na Gamasutrze pojawiły się oferty pracy od EA, które wskazują, że firma angażuje się w kolejny sieciowy projekt. To upór naprawdę godny podziwu.
30.03.2011 | aktual.: 15.01.2016 15:45
Sieciowy ninja potrzebny natychmiast Oferta pracy w oddziale EA zlokalizowanym w Redwood City zaczyna się dość nietypowo:
Postawmy sprawę jasno. My nie szukamy kogokolwiek. My szukamy sieciowego ninja, osobę, która jest obeznana ze wszystkimi sieciowymi technologiami i ma spore doświadczenie ze skalowalnymi, serwerowymi systemami. Taki ninja powinien charakteryzować się odpowiednim podejściem:
Wielowątkowe aplikacje? Czy Ty żartujesz? Super-duper-hyper-wątkowe. "Jem je na śniadanie."
Jeśli ktoś Ciebie zapyta o znajomość języków, odpowiadasz "Owszem, Java, C++, C#, Python - by wymienić kilka" Czujecie, że to opis idealnie pasujący do Was? No to tutaj znajdziecie całą ofertę. Pytanie tylko, nad czym to trzeba będzie pracować?
To będzie wielkie. To będzie monumentalne i techniczne wyzwanie, tak wielkością, jak i ilością, a kiedy będzie gotowe, będzie znakomite. Pokochasz to i z radością będziesz przychodził do pracy każdego dnia. Czym jest tajemnicze "to"? Nie wiadomo do końca. Opis wskazuje na produkcję sieciową, parę razy przewija się w ofercie skrót MMO. Przewinął się on także w zdaniu, które podają serwisy newsowe, a które z Gamasutry już zniknęło:
Dołącz do najlepszego i najbłyskotliwszego zespołu tworzącego rewolucyjne MMO. Zapewne więc chodzi o pełnoprawną masówkę, chociaż mam małe wątpliwości, czy firma nie planuje przypadkiem jakiegoś projektu przeglądarkowego. Choć w sumie MMO z przeglądarką wcale nie muszą się wykluczać.
Wielki prekursor
Jeśli rzeczywiście EA chce wyprodukować wielką, rewolucyjną grę MMO, to muszę przyznać - jestem pod wrażeniem. Dlaczego? Warto się przyjrzeć historii poczynań tej firmy na polu masowej rozrywki. Owszem, początki wcale takie złe nie są, a wiążą się z jednym tytułem - Ultimą Online.
Ta wydana w 1997 masówka od Richarda Garriotta i Origin Systems uchodzi za fundamentalną produkcję dla gatunku MMO. Tytuł odniósł duży sukces i przygotował grunt (raczej nieumyślnie...) dla konkurencji jak Everquest. Co jednak najistotniejsze, gra ta... ciągle działa i się rozwija. To zadziwiające, ale za rok minie 15 lat od wydania tego MMO i zanosi się, że Ultima Online doczeka do tej rocznicy w niezłym stanie.
Do tej produkcji wyszło sporo dodatków, kilka razy była także odnawiana graficznie (chociaż nadal nie ma oprawy "godnej" naszych czasów). Od zeszłego roku tytuł ma się rozwijać za pomocą mniejszych dodatków zwanych "boosterami". Ukazał się już Ultima Online: Adventures on the High Seas, docelowo zaś mają się pojawiać dwa na rok. Tytuł zadziwia więc długowiecznością, nawet jeśli nie jest już kluczowym przedstawicielem gatunku. Co ciekawe, marka mogłaby mieć się lepiej, ale EA postanowiło anulować dwie potencjalne kontynuacje gry.
Po porażkach do celu
Skoro firma miała tak duży atut w postaci Ultimy Online, to można by zakładać, że kolejne MMO od EA też odniosą sukces, prawda? Nie prawda. Chyba najbardziej spektakularna klapa miała miejsce 5 lat po premierze Ultimy, kiedy ukazała się masówka The Sims Online. Murowany sukces zamienił się w ciągu paru miesięcy w porażkę. Jak się okazało, fanki (i fani) Simsów wcale nie garną się do spędzenia wirtualnego życia u boku prawdziwych (ale w sieciowym wydaniu) przyjaciół. Tytuł szybko zapikował w dół i po jakimś czasie zaczął wegetować pod postacią EA Land, aby zniknąć w 2008.
Nad swoim MMO pracowało także Westwood Studios. W 2002 roku ukazała się masówka Earth & Beyond, ostatni projekt tego studia. Gra rozgrywała się w kosmosie i... cóż, przyznaję, jestem w stanie tylko tyle o niej napisać. Także dlatego, że wygląda na to, że tytuł nie zdążył ukazać się poza obszarem Stanów Zjednoczonych. W 2004 Earth & Beyond dopełnił żywota.
Innym projektem, który rokował duże nadzieje, była sieciówka od Mythica. Ci specjaliści od MMO, twórcy Dark Age of Camelot, zostali przejęci przez EA i zaczęli pracować nad Warhammer Online. Tak jak Dark Age of Camelot, tytuł miał się wyróżniać naciskiem na rozgrywkę Gracz vs Gracz, Świat vs Świat. I choć produkcja została przyjęta całkiem nieźle, to szybko okazało się, że ambicje pokonania World of Warcraft (tak, to był ten czas, kiedy wszyscy chcieli odebrać palmę pierwszeństwa Blizzardowi) są nierealne. Ba, nawet jeśli twórcy asekurowali się zapowiadając, że nie chodzi wcale o pokonanie WoWa, ale jedynie o nawiązanie walki, to i ten cel raczej nie wypalił. I choć Warhammer Online nadal działa, to serwerów tej grze nie przybywa, a wręcz przeciwnie, ubywa.
Nowa nadzieja?
Przyznam, że nie spodziewałem się, żeby EA po takich doświadczeniach odważyło się jeszcze raz wpakować kasę w masówkę. Tymczasem od paru lat BioWare i Mythic pracują nad The Old Republic, sieciówką oasdzoną w uniwersum Gwiezdnych Wojen. Wg doniesień (niepotwierdzonych) jednego z pracowników z zeszłego roku, gra kosztowała ładne 300 mln dolarów, a i tak nie rokuje zbyt dużych nadziei. Na razie nie jest nawet do końca jasne, kiedy tytuł miałby się ukazać.
Z powodu wspomnianych niepokojących doniesień zacząłem patrzeć na The Old Republic jak na desperacką próbę EA odwrócenia trendu. W końcu mimo wszystko rynek MMO jest spory i potencjalnie bardzo zyskowny. Można więc zrozumieć, że firma szuka wszelkich sposobów zaistnienia na nim. Ale żeby pakować się w produkcję kolejnego MMO, nie wiedząc nawet, czy The Old Republic wypali? Tego już nie rozumiem.
Przeglądarkowy nos
No chyba, że ten wielki, rewolucyjny MMO okaże się tak naprawdę grą przeglądarkową, jak pisałem wcześniej. Akurat z nimi firma radzi sobie całkiem nieźle, technologia zaś idzie do przodu. Jeśli firma zaoferowałaby darmową masówkę, którą można by uruchomić na każdym komputerze, to kto wie, może akurat to by chwyciło. Tak czy siak, podziwiam EA, ale równocześnie firma ta mnie przeraża - uporem właśnie.
Paweł Płaza