OlliOlli - recenzja. Magia dwuwymiarowej deskorolki

Gdybym miał powiedzieć komuś na szybko, czym jest OlliOlli, nie miałbym najmniejszych problemów. Dwuwymiarowa zręcznościówka z deskorolką i karkołomnymi sztuczkami. Nie dodałbym tylko, że wciąga, bo to niespodzianka, której trzeba doświadczyć na własnej skórze.

OlliOlli - recenzja. Magia dwuwymiarowej deskorolki
marcindmjqtx

29.01.2014 | aktual.: 08.01.2016 13:20

Roll7 przygotowało tytuł, który pewnie większość z Was ominęłaby przeglądając ofertę vitowego sklepu. Kolorowe piksele zwróciłyby uwagę jedynie miłośników „indyków”, do których ja na przykład się nie zaliczam. Dlatego też przed premierą kompletnie nie interesowałem się tym tytułem i pewnie gdyby nie trafił mi się służbowo, ominąłbym nawet jego recenzje. I zrobiłbym ogromny błąd, bo od kilku dni nie mogę się od tej produkcji oderwać, przypominając sobie stare, dobre czasy, kiedy wykręcałem jak najlepsze wyniki w drugiej części Tony'ego Hawka.

Ciągle w prawo Pierwszym skojarzeniem po włączeniu OlliOlli będą tak zwane endless runnery, czyli gry, w których należy przeć w prawą stronę, omijając wszelkie przeszkody. Skojarzenie to szybko przestanie być trafne, bo po kilkudziesięciu sekundach dotrzecie do mety, na której gromko oklaskiwać Was będą widzowie. Może więc OlliOlli bliżej jest do staroszkolnej zręcznościówki, w której poziom trudności rośnie z każdym kolejnym etapem? Ciepło.

Nasz bohater nie ma imienia. Ma za to jeansy, zieloną koszulkę, czerwoną czapkę i deskorolkę. Nie możemy zmienić w niej kółek, ani przebrać naszego nieustraszonego miłośnika dechy w jakikolwiek inny strój. Jedyne co możemy, to przeć przed siebie robiąc to, co deskorolkowcy lubią najbardziej - korzystać z każdej możliwości na wykręcenie efektownej sztuczki.

fot. Polygamia

Karkołomne ewolucje A jest ich cała masa, o czym zgrabnie informuje specjalna rozpiska, z której będziecie często korzystać. Choć tak naprawdę są ich tylko dwa rodzaje - ewolucje w powietrzu i grindowanie, czyli ślizganie się deską na czym popadnie. Sterowanie jest banalnie proste, bohater jedzie bowiem niejako sam, rozpędzamy go jedynie naciskając co jakiś czas X kiedy wszystkie kółka deski są na ziemi. Brzmi banalnie, choć już po pierwszym przejeździe zrozumiecie, że tak nie jest.

Wybicie się w powietrze i wykręcenie fajnej sztuczki jest proste, podobnie jak naskoczenie na przeszkodę i zrobienie efektownego grindu. Schody zaczynają się w momencie lądowania, do którego OlliOlli przykłada ogromną wagę. Należy bowiem chwilę przed zetknięciem się kółek z podłożem nacisnąć X, w przeciwnym wypadku nasz sportowiec w najlepszym wypadku zachwieje się tracąc rozpęd i równowagę, a w najgorszym zaliczy klasyczną „glebę”, na czym zakończymy nasz przejazd, patrząc jak kierowana przez nas postać nabija sobie wirtualne siniaki i pokrywa się rozpikselowaną krwią.

Odrobinę łatwiejsze, choć również wymagające zarówno ogrania, jak i sporego refleksu, są kombinacje, dzięki którym nabijamy punkty. 5 różnych grindów pod rząd zakończonych sztuczką z obrotem wokół własnej osi i perfekcyjnym lądowaniem, kiedy dosłownie za sekundę kończy nam się grunt pod nogami i musimy znów wzbić się w powietrze? Gwarantuję Wam, że każdej z dostępnych w grze tras (25 w trybie amatora i tyle samo w trybie pro) nauczycie się na pamięć. Tu trzeba mieć pomysł na przejazd, a następnie działać intuicyjnie, planując przynajmniej jeden ruch do przodu.

Niby sfrustrowany, ale zagram jeszcze raz OlliOlli ma w sobie tę dziwną magię, która każe wracać do gry pomimo tego, że średnio co kilka minut miałem ochotę rzucić Vitą o ścianę lub złamać ją w dłoniach. No bo ileż razy można zabijać się tej samej przeszkodzie lub widzieć, jak osiągnięty wynik różni się minimalnie od pożądanego tylko dlatego, że podczas całego przejazdu dosłownie raz nie wykonałem perfekcyjnego lądowania? OlliOlli nie wybacza nawet najmniejszych błędów i o ile nie zatniecie się na którejś z końcowych miejscówek, zaliczycie wszystkie mety w trybie amatora. Ale to nie zaliczenie planszy jest największą frajdą  Będziecie chcieli odfajkować wszystkie dodatkowe zadania, takie jak zdobycie konkretnego wyniku podczas przejazdu, kombinacji za określoną ilość punktów, czy konkretnej sztuczki na konkretnej przeszkodzie. Bo to dzięki tym smaczkom i czasami naprawdę wysokiemu poziomowi trudności gra nie znudzi Wam się po jednym wieczorze, stając się wyzwaniem, które po prostu będziecie chcieli podjąć. Bardzo wciągającym wyzwaniem.

fot. Polygamia

Nie obyło się jednak bez zgrzytów. Sztuczki wykonujemy prawą gałką Vity (lub krzyżakiem) i nie zawsze jest to komfortowe - półobroty czasem nie wchodzą, burząc cały plan sztuczkowy przejazdu. Nie ma też rozgrywek wieloosobowych, a jedynie dzienne wyzwania, które stworzono w dość specyficzny sposób. Otóż trenować na miejscówce danego dnia można do woli, punktowany przejazd jest jednak już tylko jeden. Zdobyty w ten sposób wynik porównywany jest następnie z najlepszymi w sieci. Trochę szkoda, że nie można go poprawić, bo często zamiast umiejętności decyduje wyłącznie szczęście.

Pewnie spodziewacie się, że pomarudzę na oprawę, w końcu nie jestem fanem „indyków”. Nic z tych rzeczy - dwuwymiarowa, prosta, klasyczna, która w połączeniu z energetyzującą, wpadającą w ucho muzyką, tworzy jednolity, w pewnym sensie kompletny produkt. Już po kilku godzinach nie wyobrażałem sobie, żeby ta gra mogła wyglądać inaczej. Podobnie miałem tylko z Super Meat Boyem i zaryzykuję stwierdzenie, że w wielu aspektach to podobny rodzaj gry.

Werdykt Przed premierą patrzyłem z niedowierzaniem na cenę, jaką trzeba będzie zapłacić za OlliOlli. Blisko 40 złotych to kwota, którą na ogół trzeba wydać na pełnoprawną grę arcade, a nie coś, co wygląda na zwykłego Minisa za piątaka. Ale po włączeniu nie mogłem się od tej pozycji oderwać i wracam do niej prawie codziennie z nadzieją, że albo przejdę moment, w którym się zaciąłem, albo wykręcę lepszy niż dotychczas wynik. W OlliOlli jest magia starych produkcji, a jednocześnie bardzo duże pokłady frajdy, które potrafią odstresować po ciężkim dniu lub zirytować, kiedy wybitnie nam nie idzie. Prosta formuła, staroszkolna oprawa i wymagająca rozgrywka - te trzy cechy świetnie opisują produkcję Roll7 i jeśli szukacie takiego połączenia, sięgajcie po OlliOlli bez zastanowienia.

Paweł Winiarski

Platformy:       PS Vita Producent:      Roll7 Wydawca:       Roll7 Dystrybutor:    Sony Data premiery: 22.01.2014 PEGI:  3

Grę do recenzji udostępnił dystrybutor. Testowaliśmy wersję na PS Vita. Screeny podchodzą od redakcji.

Źródło artykułu:Polygamia.pl
recenzjesonyps vita
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)
© Polygamia
·

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje się  tutaj.