Odpowiedzialne rodzicielstwo, a Call of Duty
Co jakiś czas temat oznaczeń wiekowych na grach, rodziców nie interesujących się, w co grają ich pociechy i ogólnego wpływu tego typu rozrywki na psychikę pojawia się na naszych łamach. Trudno tu o jakieś definitywne konkluzje, ale chyba warto o tym rozmawiać. Dziś mam dla Was przykład pewnego kompromisu, jaki można wypracować z nastolatkiem, któremu bardzo zależy na jakiejś grze, w tym wypadku jest to Call of Duty: World at War.
23.02.2009 | aktual.: 12.01.2016 16:37
13-letni Evan postawił swoich rodziców przed sporym dylematem. W końcu dopiero co zasłużył sobie na miano nastolatka, a koniecznie chciał zagrać w grę z oznaczeniem T [choć najwyraźniej później gra dostała wyższe oznaczenie - M]. Zwykle w tym momencie spotykamy 2 postawy rodziców: kategoryczny zakaz lub totalny brak zainteresowania hobby dziecka. Ojciec Evana wpadł jednak na lepszy pomysł.
Najpierw dowiedział się kilku rzeczy o grze, by stwierdzić, że poza bieganiem i strzelaniem, niesie ona jakąś wartość edukacyjną. Później poprosił syna o zapoznanie się z Konwencją Genewską i urządził krótką pogadankę, po której... poprosił syna, by w trakcie gry stosował się do reguł zawartych w wyżej wymienionym dokumencie. Nie wiem, jak sprawdza się to w kampanii dla pojedynczego gracza, ale jeśli w trakcie sesji multi, któryś z kompanów Evana łamie Konwencję, to gra wędruje na jakiś czas na półkę.
Ciekawe, prawda? Jednak, gdy się chce, to można wypracować własną ścieżkę dialogu z dzieckiem. I o to przecież chodzi.
[via BoingBoing]