Odkrywanie Ameryki, czyli EA przypomina sobie o MMA
Tak jak na najpopularniejszy sport walki przystało, MMA doczeka się pojedynku na szczycie. Tym razem pomiędzy Wielkim Zgapionym i Wielkim Dominatorem. Kto wygra? Ladies and gentelmen! ARE?! YOU?! READY?!?!!
28.08.2010 | aktual.: 07.01.2016 15:56
Co to jest? Szturm Electronic Arts na zupełnie nowy sport, który ten wielki wydawca, dominujący w tym segmencie gier, całkowicie przegapił. Teraz, gdy UFC jest czwartym najpopularniejszym sportem telewizyjnym w USA, szefostwo nagle się ogarnęło i chce rywalizować z THQ na ich własnym podwórku.
Wrażenia Idąc na pokaz Ea Sports MMA miałem w pamięci słowa Dany White'a, prezydenta UFC, który bardzo niepochlebnie wyrażał się o EA. Gdy kilka lat temu zwrócił się do EA Sports z propozycją zrobienia wspólnej gry o mieszanych sztukach walki, gigant z Redwood odpowiedział, że nie, bo formuła MMA to żaden sport, a oni zajmują się tylko sportami. Najlepszym dowodem na to jak bardzo się wtedy mylili (i jak wielką okazję przegapili) jest sam fakt powstawania MMA - jednak okazuje się, że jest to sport i to na tyle ważny, że rzucono na niego speców od Fight Nighta.
I te podobieństwa do FN dało się wyczuć od razu. Ciosy zadaje się tak jak w grze bokserskiej, przy pomocy prawego analoga. Wciśnięcie lewego spustu przełącza wyprowadzanie kopnięć. Są bloki, rzuty jest też wszystkorobiący przycisk wyrywania się z chwytów i do kontrowania w parterze. Po kilku chwilach sterowanie dało się ogarnąć na tyle, żeby toczyć coś co przynajmniej troszkę przypominało walkę. W porównaniu z UFC Undisputed 2009/2010, w którym na naukę podstawowych podstaw trzeba było poświęcić co najmniej godzinę, tu jest banalnie prosto, żeby nie powiedzieć casualowo.
Zwłaszcza w parterze, bo stójka to klasyczne okładanie się i próby wyłapania ciosu na blok i skontrowania. Groundgame jest zupełnie inny niż w tytule konkurencji i sądzę, że będzie to najbardziej dyskusyjny element całej gry. Za zdobywanie przewagi odpowiada jeden przycisk, za kontrowanie drugi. I to wszystko. Cała sztuka polega na odpowiednim wyczuciu chwili (tak, bardzo chciałem w tym momencie napisać timing, ale się powstrzymałem) i refleksie. W porównaniu z graniczącymi z magią przyzywania demonów tańcami na analogu z UFC, zmianę przyjąłem z zainteresowaniem. Jeśli będzie w tym troszkę więcej taktyki, to ten system może być całkiem sensowny. Choć z drugiej strony polegający na umiejętnościach (tu miało być skillowy, ale nie napisze) system z gry THQ w znacznie większym stopniu pokazuje, kto tu mistrzowsko opanował grę.
Od strony graficznej jest dobrze, choć bez achów i ochów. Oczywiście zabrakło licencji UFC, ale jest Strikeforce i kilka innych mniej i bardziej znanych organizacji. No i Fedor Emelianenko oraz Randy Couture w roli jasno świecących gwiazd na firmamencie MMA.
Pokaz był krótki bo mogliśmy po prostu zagrać jedną czy dwie walki. Z tego co zobaczyłem jasno wynika, że EA ma nieco inną strategię niż THQ. W Redwood wiedzą, że pokonać markę UFC nie będzie łatwo, a dotarcie do bazy graczy, którzy kupili markową grę będzie bardzo trudne. To zwykle hardkorowcy, którzy na EA MMA popatrzą jak zawodnik F1 patrzy na karting - z rozczuleniem i niewzruszoną wyższością. Im gra Electroników raczej nie przypadnie do gustu, ale nie dla nich jest przeznaczona. To gra dla tych wszystkich, którzy mimo miłości do mieszanych sztuk walki, nie byli w stanie ogarnąć UFC Undisputed. I którzy chcą się pookładać po pyskach z kolegami nie inwestując całego wolnego czasu w nauczenie się kilku podstawowych ciosów.
Najfajniejsze:
- system walki w stójce
- grafika
- przystępność
Najsłabsze:
- groundgame może się okazać niewypałem
Werdykt: Electronic Arts chce upiec dwie pieczenie na jednym ogniu - zająć segment gier o MMA nie wchodząc jednocześnie w bezpośrednie starcie z Undisputed. Wszystko wskazuje na to, że może im się to udać - mieszane sztuki walki są teraz na czasie nawet w Polsce, gier do wyboru za wiele nie ma, a do tego Undisputed 2010 okazało się niewypałem i THQ przechodzi teraz na dwuletni cykl produkcyjny. EA ma więc okienko czasowe i możliwości. Czy uda się wcisnąć w niszę? Sądzę, że bez problemu. Tadeusz Zieliński