Oblicza Night City. Przewodnik po mieście
Materiał powstał we współpracy z CD Projekt RED
10.12.2020 | aktual.: 02.03.2022 19:27
Przed wyruszeniem w drogę należy zebrać… informacje. Musisz wiedzieć, czego się spodziewać po Night City i jak stąpać po jego ulicach, by nie stracić stopy i innych wartościowych na czarnym rynku części ciała.
Night City, tak? Wybierasz się tam, Jack? Chcesz kilku dobrych rad? Za flaszkę. Albo za dwie, jeśli mają być naprawdę dobre. Potrzebujesz ich. Nawet nie wiesz jak bardzo, Jack. To nie jest zwykłe miasto, wiesz? Przeżyło swoją własną śmierć. Powaga. Atomówka, w samym centrum. Z orbity było widać. Porąbana rzecz, jak pozer po imprezie z boosterami. Nieeee, nie martw się, posprzątali. To było dawno temu. Podobno trochę tego szajsu zostało pod parkiem. Tak mówią, Jack. To by tłumaczyło szczury wielkości dobermanów. Heh. Zdrówko!
Night City zrodziło się z wielkiego marzenia. Pod koniec XX wieku w zatoce Del Coronado, między Los Angeles i San Francisco, zaczęło powstawać miasto-startup. Idealna metropolia. Zaprojektował ją i stworzył wizjoner Richard Night. Miało być czysto, funkcjonalnie, nowocześnie i bezpiecznie. Niestety, nie było. Night został zamordowany przez mafię, a miasto na ładnych kilka lat stało się kryminalną stolicą Ameryki Północnej i gorącą strefą wojny gangów. Potem wkroczyły zniecierpliwione megakorporacje. Najemni komandosi dokonali krwawej czystki w półświatku, a władzę objęli ludzie w garniturach - rzeczowi i nie mniej pozbawieni serca niż gangsterzy. I tworzyli swoją własną kapitalistyczną utopię, z marionetkowymi politykami, podziałem zysków między udziałowców i iluzją spokoju. Miraż prysł, gdy wybuchła wojna korporacji. A z nią w atomowym ogniu całe centrum miasta.
Centrum, Jack? Centrum nie jest złe. Jeśli lubisz korpowieżowce, korponeony i korpoludki, oczywiście. W samym śródmieściu można nawet coś zjeść albo wpaść do klubu. Nie jest najgorzej, serio. Nie musisz się cały czas przejmować, że ktoś do ciebie strzeli za nic zupełnie. Jeśli będą strzelać, to za coś. Uczciwie, nie, Jack? Po drugiej stronie zatoki jest Watson. Kiedyś to było dobre miejsce. Zeszło na psy. Uważaj tam na siebie. Ale parę dobrych knajp tam znajdziesz. I bazar Kabuki. Taaak, tam kupisz wszystko, Jack. Wszystko. Oprócz miłości. Bo widzisz Jack, miłość to sobie kupisz w Westbrook. W Japantown. Tanią, drogą, dozgonną dla ciebie lub dla niej. Jaką chcesz. Może nawet prawdziwą. Tylko jej nie bij, bo Moxy cię znajdą. I będzie przykro.
Night City podnosiło się ze zgliszczy przez prawie trzy dekady. Do miasta wrócił wielki biznes, dając pracę zdesperowanym masom. Korporacje takie jak Arasaka, Petrochem, EBM czy BioTechnica zarabiały najpierw na odbudowie, a potem dzięki ulgom podatkowym. I trzymały się nawzajem w szachu, utrzymując kruchy, ale zyskowny pokój. Po korporacjach wróciły też gangi, a na podmiejskich pustkowiach zadomowiły się klany nomadów. Miasto się rozwijało w gorączkowym tempie, jakby chcąc nadrobić stracone lata. To nie był amerykański sen i nie każdy miał tu szansę na karierę od zera do bohatera. Ale wszystkim się wydawało, że mają. Czasem to musi wystarczyć.
Heywood jest na południe od centrum. W porządku miejsce. Dobrzy ludzie, nie interesują się nie swoimi sprawami. Można tam żyć. Zwłaszcza jak szanujesz Valentinos. Nie podskakuj, nie pluj na tą ich Santa-puta-Muerte czy jak jej tam, a zostawią cię w spokoju. W większość dni tygodnia. Tylko na granicy z Santo Domingo uważaj. Tam są te szajbusy z 6th Street. Wiesz Jack, fanatycy drugiej poprawki. Dużo patriotycznej gadki i jeszcze więcej spluw. I mają kosę z Tinos. Można przypadkiem oberwać. Całą serią. W samym Santo Domingo tylko fabryki i bloki z robolami. Już Pacyfika lepsza. No, chyba że boisz się śmierci, to wtedy nie. Miał być kurort, a jest koszmar. Ale jak się dogadasz z Voodoo Boys, to dasz radę. Odjechana załoga, taka ich haitańska mać. Czary mary i netrunning na ostro aż do Blackwallu. Jak się pomyśli co będzie, jak się przebiją do korporacyjnych SI, to można popuścić ze strachu, nie?
Bujna, zmienna i dramatyczna historia miasta jest odzwierciedlona w jego wyglądzie. Sceneria i ludzie są jak strony w książce, w której można przeczytać o kolejnych epokach rozwoju Night City. Najpierw był kolorowy, plastikowy i chromowany kicz, styl ponad istotą, byle lepiej i bardziej, byle się wyróżnić. Trochę go zostało, choć po wybuchu zastąpił go entropizm. Budynki, ludzie i rzeczy miały działać, a nie wyglądać. Nie było miejsca na estetykę, gdy walczyło się o przetrwanie. Styl utylitarny, ale nie taki jak korporacyjny minimalistyczny neomilitaryzm. Jest go pełno w dzielnicach biznesowych. Prosta, agresywna, gładka i zimna forma jako pochodna funkcji użytkowych. A na samym szczycie neokicz. Styl razem z istotą, dla wybrańców losu. Nawiązanie do klasyki i dawnego ducha miasta, tylko w cenach nie dla zwykłych śmiertelników. Do obejrzenia w mediach albo w braindansie.
Ale serio Jack? Naprawdę uderzasz do starego dobrego NC?! Uuu, to szanuję bardzo. Do odważnych świat należy. Miasto przeżyło swoją śmierć, no mówię ci. Może ty też dasz radę, Jack. I nie przejmuj się, że będzie bolało. Życie boli, hehe. Ale że nie masz na imię Jack? Wyglądasz jak Jack. Od kiedy kulka mi weszła pod pióra, o, tędy, to wszyscy mi wyglądają jak Jack, Jack. Albo to, albo w bodyszopie źle spięli wszczep endorfinowy z płatem przednim. Jedno z tych dwóch. O, właśnie, jeszcze jedno. Na tych bękartów tostera i turbiny wiatrowej z Maelstrom uważaj. Czysta cyberpsychoza. Są tacy, którzy tylko chcą patrzeć jak świat płonie. A ci chcą patrzeć jak ty płoniesz. Przez termowizję w cyberoku. Chore sukinsyny, Jack. Lepiej unikaj. Lepiej w ogóle siedź na tyłku i daruj sobie Night City.
No, chyba że sobie dasz radę.
Materiał powstał we współpracy z CD Projekt RED