O mały włos od ekranizacji GTA
Nie pytajcie mnie czemu, nie wiem*, ale ktoś ciągle myśli, jakby tu zekranizować Grand Theft Auto. Wiecie, tę serię gier, która polega na przenoszeniu w świat komputerowej rozrywki scen z wszystkich możliwych filmów akcji. Na szczęście, opatrzność czuwa i widmo podobnego potworka na jakiś czas się oddaliło.
05.02.2010 | aktual.: 15.01.2016 15:28
Co stanęło na drodze ku świetlanej przyszłości ekranizacji Grand Theft Auto? Film z 1977 roku pod tym samym tytułem. Prawa do tytułu są zastrzeżone, więc ktokolwiek kto chciałby go wykorzystać, musiałby użerać się z prawnikami a na końcu płacić. Widać spodziewane zyski z ekranizacji nie są aż tak duże, aby się w to bawić.
I to bardzo dobra wiadomość, bo w tym podejściu ekranizacją miał się interesować Mark Neveldine, scenarzysta i reżyser Gamera z Richardem Butlerem. W ogóle to ciekawe, bo jak wynika z wywiadu jaki udzielił serwisowi Game Culture, Neveldine sporo czasu spędził grając w kolejne odsłony serii, zaczął angażować się w ekranizację, a gdy ta ugrzęzła w prawniczym martwym punkcie, pełen inspiracji zabrał się za Gamera. Brrr.
A samo Grand Theft Auto z 1977? Całkiem w porządku film, jeśli lubicie kino w rodzaju "Mistrz kierownicy ucieka". Polsat czasami puszcza go w niedzielne popołudnia pod jakimś zupełnie niepozornym polskim tytułem.
Ekranizacja GTA. Jeśli miałby się za to zabierać ktokolwiek, to tylko Uwe Boll: drużyna śmiałków złożona z bohaterów każdej z części serii wyrusza na krwawą misję w celu odzyskania pieniędzy, kokainy, pomszczenia matki, odnalezienia kumpla z wojska i podwiezienia 40 ludzi taksówkami.
*ok, chodzi o pieniądze, dzięki.
[via Game Culture]
Konrad Hildebrand