Nowe wydarzenie w Wildlands niemalże potwierdza powrót Splinter Cella
Sam Fisher przemawia znowu głosem Michaela Ironside'a i szykuje do następnej misji.
Na pewno słyszeliście, że w Ghost Recon: Wildlands znowu rozkwita życie. Ubisoft dość głośno rozpoczyna drugi rok wsparcia boliwijskiej piaskownicy, który choć teoretycznie skupiony na rozgrywkach rywalizacyjnych, ma również zaoferować garść singlowych dodatków. Pierwszy z nich może nie jest aż tak kontrowersyjny, jak polowanie na Predatora (tak, to naprawdę było w tej grze!), lecz wydaje się czymś więcej niż standardowym puszczeniem oczka dla bardziej obeznanych. Typowo wildlandsowa misja wymaga bowiem współpracy z nikim innym, tylko mocno podstarzałym Samem Fisherem ze Splinter Cella.
Ghost Recon® Wildlands Splinter Cell Cutscene
To, o czym będę pisał w tym akapicie, jest małym spoilerem trwającego właśnie wydarzenia, ale musi zostać tutaj wspomiane. Po zaliczeniu zadania obejrzycie bowiem krótką scenkę, w której Sam rozmawia z przełożoną Duchów, Karen Bowman (choć on nazywa ją imieniem "Lisa"). Najpierw dowiaduje się, że drugi najlepszy agent na świecie, ten, co nosił bandanę (i, paskudny, palił szlugi), przeszedł na emeryturę. "Czyli zostałem już tylko ja" - Fisher mówi ze smutkiem głosem Michaela Ironside'a, którego w tej roli nie słyszeliśmy od ośmiu lat. Karen nie pozwala mu jednak na refleksję. Gdzieś na świecie zaginął ładunek nuklearny, za godzinę musi lecieć. "Ktoś kiedyś powiedział: ceną sukcesu jest ciężka praca i poświęcenie".
Jeżeli swoją konferencję na E3 zakończą przypomnieniem tej scenki oraz pierwszą zajawką odrodzenia Splinter Cella, nie udawajmy przesadnie zaskoczonych, okej? Yves Guillemot w zeszłym roku rozwodził się zresztą, jak cudowny byłby powrót do tej serii i kazał "pozostać czujnym". Nowe przecieki czytaliśmy nawet w marcu. Totalnie marzę, by pod koniec ewentualnej "niespodzianki" w Los Angeles kultowy bohater podniósł jeszcze bardziej kultowe gogle i szepnął: "Kept you waiting, huh?".
Adam Piechota