Nioh - 90% Dark Souls, 10% Onimushy
Dla takiej gry możecie zginąć dziesiątki razy w wersji beta.
Każdy miewa ultraleniwe dni, więc jeśli kliknąłeś tutaj ze względu na obrazek (bo był na nim Geralt) i jakimś cudem nie zauważyłeś tytułu artykułu, spieszę z wyjaśnieniem, jak w moim odczuciu można sobie wyobrazić Nioh. Przede wszystkim - baza z Soulsów. Najprawdopodobniej z Demon's Souls, jeśli którąś produkcję From Software musiałbym wskazać paluchem. Główne założenia, mechanika grobów (zdobyte doświadczenie pozostaje w miejscu śmierci, można je odzyskać, jeśli tam się dobiegnie), pojedynki na śmierć i życie z byle kmieciem, nauka poziomów na pamięć czy kultowa filozofia "git gud". Ale zanim dokończysz wykuty przepis, pod sam koniec otwór gar i dosyp nowe składniki. W tym przypadku proponuję starty system ze slasherów oraz zawartość tego słoika, co stał w piwnicy dekadę i ledwo widać na nim napis "Onimusha". Dla draki dorzuć Wiedźmina, bo jego facjata jest teraz modna.Na dobrą sprawę mamy całą esencję Nioh. Cholernie trudnej gry, gdzie przejście jednej planszy może trwać godzinkę, jeśli wyszedłeś właśnie z którychś Soulsów i masz wyrzeźbioną klatkę, a może też zająć kilka dni, czym narazi lokatorów na dyskomfort lub niezły ubaw z Twoich rozbudowanych wiązanek. Zginąłem może czterdziesty raz, kiedy już chciałem - zgodnie ze swoim trudnym do wyleczenia nawykiem - pięknie rzucić padem w stronę najbliższej ściany, ale w ostatnim momencie przypomniałem sobie, że to zaledwie beta. Że nie wolno jeszcze.
Uważam to za spory walor produkcji Team Ninja. Dotychczas widzieliśmy tylko jedną bezczelną grę soulsopodobną, Lords of the Fallen. Ta jednak wyszła jeszcze w trakcie życia samych Soulsów, dodatkowo nieszczególnie próbowała zmienić tak zwany setting, czyli gatunkowe klisze dark fantasy, za które pokochaliśmy Miyazakiego. Nioh postępuje rozsądniejszą ścieżką. Wprowadza wystarczająco dużo zmian na kilku poziomach, na przykład wykorzystując klasyczną mitologię japońską i dokładając ten "mrok" do opowiastek o samurajach, co z miejsca sprawia, że ma inny posmak. Katany, bambusowe mostki, charakterystyczne demony i czapa na modłę Raidena. Od czasów Onimushy wiemy, że to nadal się sprawdza. Od teraz z kolei zauważamy, że sprawdza się nawet w Soulsach.Ale to nie wszystko. Inaczej smakuje również model pojedynków. Każdą bronią (spokojnie, oprócz katan znajdziecie klasyczne toporki czy włócznie) wymachiwać można na trzy sposoby, w zależności od tego, na jakiej wysokości się ją trzyma. Podstawowo, na poziomie klatki piersiowej bohatera, to jest trochę tak, jak w "Duszach". Wielokrotnie jednak podniesiesz broń nad głowę, by postawić głównie na siłę rypnięcia (pojedyncze, mocarne szlagi), albo opuścisz do pasa, aby podkreślić prędkość i częstotliwość ataków. Przypomina to zmiany stylów ze slasherów, zwłaszcza że przypisane jest skrótom na padzie, następuje w locie walki. Wypisz-wymaluj płynny Devil May Cry lub ostatnie dwie odsłony Yakuzy (te nieprzetłumaczone jeszcze na angielski).
Zamiast staminy, w Niohu uświadczysz Ki. Ki spada po każdej akcji, jednak nie ładuje się zbyt chętnie w trakcie walki. Dlatego choćby uniki i bloki lepiej ograniczyć do minimum - co Ci po przejściu za plecy rywala, skoro brakuje siły na zadanie ataku? Kluczową umiejętnością będzie Ki Blast, czyli wymagający odrobinę refleksu QTE (z braku lepszego skojarzenia). Po wykonaniu kombosa należy kliknąć na czas R1, by za darmoszkę wypełnić pasek Ki. Warto zatem zawsze pamiętać o tej umiejętności, bo silniejszy przeciwnik załatwi Cię w mgnieniu oka, jeśli nagle okaże się, że wyparowało całe Ki i Twój Geralt (tak naprawdę William, ale wiadomo, jak będziemy go nazywać, prawda?) musi sobie odsapnąć.Reszta to już standardy. Próba dobiegnięcia do własnego trupa w celu odzyskania punktów doświadczenia, ogniska-świątynie, gdzie można rozbudować postać, ekwipunek wpływający na prędkość bohatera, przyzywanie innych graczy na pomoc, zaznaczone miejsca śmierci pozostałych nieszczęśników przy konsolach. Choć w sumie z tym ostatnim wiąże się fajny motyw, bo takiego trupa możemy "uruchomić", poskromić i okraść ze zbroi czy broni.Nie uważam siebie za wielkiego znawcę Soulsów, więc wolałem poszperać na Reddicie, zanim napiszę tego typu zdanie. Opierając się na wrażeniach dziesiątek graczy, można strzelić, że Nioh jest trudniejszą grą niż ostatnie DS. Mnie one wszystkie przyprawiają o zawrót głowy, przyprawiło również Nioh. Zwłaszcza ten paskudny demon, od którego nawet przed chwilą wolałem uciec, obejść go i liczyć, że zostanie gdzieś w tyle. Tak drżę przed stawieniem mu czoła. Ale wiadomo, że jutro wrócę, spróbuję raz jeszcze.Celowo ominąłem wcześniej testy wersji alfa, dlatego gra na razie wymaga ode mnie zaliczenie znanej już lokacji, zanim będę mógł przejść do następnych. Choć twórcy znowu obiecują darmowe DLC dla każdego, kto poradzi sobie z demkiem (czas tyka do 6 września), nie jestem pewny, czy będę już teraz wypruwał sobie nad tym flaki. Wystarczy rzucić okiem, o ile poprawił się kod gry w stosunku do ostatniej zajawki (jest szybciej, płynniej i po prostu "pełniej"), by nie chcieć już teraz psuć sobie sporej części niespodzianek.Ale po pięciu godzinach intensywnej zabawy mogę spokojnie stwierdzić, że Nioh będzie bardzo ciekawą alternatywą dla spragnionych soulsowania na okrągło fanów From Software. Wszak nie znamy nawet daty premiery, a gra już teraz sprawia wrażenie niemal kompletnej. Odrobinę zacofana grafika zyskuje przy jedynej słusznej ilości klatek na sekundę. Atrakcyjny model pojedynków wciąga. Chce się grać, zobaczyć następnych szefów i poczuć to, co kochają pasjonaci Soulsów - jak gra bije Cię po pysku mokrą szmatą. To także pierwsza intrygująca pozycja Team Ninja od drugiego Ninja Gaiden. Ode mnie zdecydowanie kciuk w górę. Czy od Was również - możecie zdecydować sami po sprawdzeniu demka. Ja tylko zachęcam, żeby to zrobić.Adam Piechota