Nintendo odpuści w tym roku retrokonsolkę? Dobrze, bo i tak będziemy zbyt zajęci PlayStation Classic
Tak! Marzenia się spełniają!
Oj, niepotrzebne wydumane wstępy. Plotki o zminiaturyzowanej wersji PSX-a czytaliśmy odkąd tylko Nintendo zdobyło rynek maleńkim NES-em. Podoba mi się także bezpośredniość samego Sony w kopiowaniu idei. Nie kombinują w ogóle. Oto PlayStation Classic, które wygląda jak „breloczkowa” wersja Szaraczka, w zestawie będą dwa kontrolery na kablu (liczyliście na DualShocki? Ha, najwyraźniej zapomnieliście klimat lat dziewięćdziesiątych) i złącze HDMI. Nawet zdjęcie promocyjne dość znajome. Nie wiadomo tylko, czy sprzęt posiadał będzie jakieś sensowne menu - zwiastun zdradza, że przycisk Open „zmienia płyty” - oraz czy gry zaoferują opcję sejwowania w dowolnym momencie. Byłoby trochę słabo w przeciwnym wypadku.
Przejdźmy do najważniejszego. W zestawie, zgadliście, dostaniecie dwadzieścia gier. Sony na razie zaprezentowało jedną czwartą listy. To Final Fantasy VII, Jumping Flash, Tekken 3, Wild Arms oraz Ridge Racer Type 4. Przy tak bogatej bibliotece - podobnie jak rok temu u Nintendo ze SNES-em - cięcia będą raczej koszmarne. Spodziewam się po jednej odsłonie kultowych platformerów (Crash, Spyro), któregoś Residenta (pewnie „dwójka”, żeby wypromować przyszłoroczny remake), MGS-a, Gran Turismo, jedno Oddworld, jednego Tony’ego Hawka, PaRappę, jednego Wipeouta, pierwszego Tomb Raidera czy pojedyncze Twisted Metal. Wiecie, te najbardziej oczywiste skojarzenia z samą marką. Razem ze wszystkimi zajęczę, że pakiecik nie zawiera przynajmniej z dziesięciu produkcji, które uważam za absolutnie kultowe. Ot, choćby pierwszego Silent Hill. Albo Chrono Cross. Albo [wpisz własną propozycję].
O tym przyjdzie nam jeszcze sporo dyskutować. Najpierw w najbliższym czasie, gdy firma wyjawi resztę gier, a potem już po premierze, bardziej refleksyjnie. Czyli… 3 grudnia. Jeżeli dostaniemy Classica tego samego dnia, co Amerykanie. Cena? Za oceanem 100 dolarów. Czyli, doliczając podatek od bycia Polakiem, może okolice 500 zł? Bardzo ładnie bym prosił. Wiadomo, że w moim przypadku zakup jest przesądzony. W oczach czytelników mogę być „gościem od Nintendo”, ale to dwie pierwsze konsole Sony mnie tak naprawdę wychowały. Gdyby nie one, nigdy nie zacząłbym pracować "w branży".