Ninja zarobił na przejściu na Mixera od 20 do 30 milionów dolarów
Kolejna zagadka Wszechświata rozwiązana.
29.01.2020 | aktual.: 18.05.2020 09:51
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Na początku sierpnia zeszłego roku Łukasz pisał dla Was o zmianie barw Nindży, jednego z najpopularniejszych i najlepiej zarabiających growych streamerów na świecie. “Influencer” w dość spektakularny zostawił Twitcha na rzecz Mixera, platformy streamingowej Microsoftu. Spekulowano wtedy ile dokładnie kosztowało to Giganta z Redmond (mówiono nawet o 50 milionach dolarów), jednak nikt nie posługiwał się wówczas sprawdzonymi informacjami.
Leaving Twitch - The Next Chapter
Artykuł na łamach CNN Business rozwiewa w tej kwestii wątpliwości – Microsoft mógł wyłożyć od 20 do nawet 30 milionów dolarów. Serwis powołuje się na Justina Wardena (szefa agencji Ader), który miał mieć ponoć bezpośredni wgląd w umowę zawartą pomiędzy streamerem a włodarzami platformy. Warden dodaje również, że przejście na Mixera może opłacić się również innym twórcom – w artykule mowa nawet o 10 milionach dolarów dla streamerów Twitcha, którzy zgromadzili przynajmniej 10 tysięcy lub więcej unikalnych widzów. Osoby z mniejszymi kanałami mogą starać wynegocjować się kontrakt o wartości jednego miliona dolarów.
Jak z kolei przekłada się to na realną oglądalność? Okazuje się, że nie tak jak zakładał to Gigant z Redmond, bowiem według raportu przygotowanego przez Streamlabs, w trzecim kwartale 2019 roku widzowie spędzili 29,6 miliona godzin, co jest 10-procentowym spadkiem w stosunku do kwartału drugiego, kiedy Ninja stremował jeszcze na Twitchu. Całkowita liczba godzin transmitowanych na platformie wzrosła za to do 32,6 milionów, co chyba nikogo nie powinno dziwić, biorąc pod uwagę tak intratne kontrakty.
Cóż, wygląda na to, że nie tylko Epic Games szasta pieniędzmi, by w jakiś sposób konkurować z monopolistami na swoim poletku. Przyszłość pokaże, czy taka taktyka pozwala na realizację długoterminowych celów, czy może okaże się tylko chwilowym zastrzykiem popularności.
Bartek Witoszka