Ninja Gaiden Sigma Plus - recenzja

Ninja Gaiden Sigma Plus - recenzja

Ninja Gaiden Sigma Plus - recenzja
marcindmjqtx
16.03.2012 07:45, aktualizacja: 30.12.2015 13:28

Kiedy czytam nazwę Ninja Gaiden, oczyma wyobraźni widzę gracza rzucającego padem o ścianę. W przypadku Ninja Gaiden Sigma Plus nie jest wcale łatwiej, choć na Waszym miejscu zastanowiłbym się kilka razy, czy rzucenie vity o ścianę to dobry pomysł.

Ocena: 3/5 - MożnaPrzenośne przygody Ryu Hayabusy dają radę. Jeśli oczywiście nie przegracie z wyśrubowanym poziomem trudności.

Gry z serii Ninja Gaiden nie są dla wszystkich i musicie sobie z tego zdać sprawę, zanim sięgniecie po odsłonę na konsolę PS Vita. Ninja Gaiden wydano w 2004 roku na pierwszym Xboksie - to taki spadkobierca NES-owej przygody z 1988 roku, który zachował większość cech tamtego tytułu, przenosząc rozgrywkę w trójwymiar. Zachowano również niebotycznie wysoki poziom trudności, co oczywiście spotkało się z gromkimi brawami graczy. Po paru latach tytuł ukazał się również na PS3, pod zmienionym nieco tytułem - „Ninja Gaiden Sigma”. Wersja Plus natomiast wylądowała na konsoli PlayStation Vita i powiem Wam jedno - wciąż jest piekielnie trudno.

Powodów tak wyśrubowanego poziomu trudności w „Ninja Gaiden Sigma Plus” jest kilka. Po pierwsze, same pojedynki nie należą do najłatwiejszych. Po drugie, nie zmieniono nic w temacie chaotycznej kamery, która często bardzo utrudnia nie tylko walkę, ale i samo poruszanie się. Po trzecie, nikt nie grzebał przy punktach zapisu, przez co niejednokrotnie trzeba powtarzać poszczególne fragmenty rozgrywki i ponownie przebijać się przez hordy wrogów tylko dlatego, że mający końcówkę paska życia boss trafił nas zbyt mocno. Jeśli spodziewaliście się ułatwień w porównaniu do pierwowzoru, to bardzo mi przykro, ale jest po staremu. Zaciśnijcie zęby i grajcie. I tak, jakkolwiek głupio to brzmi, wyśrubowany poziom trudności w dobie dzisiejszych gier to naprawdę spory plus. Prawdziwa rzeźnia zaczyna się już na poziomie Normal, miejcie to na uwadze. Najniższy poziom też potrafi napsuć krwi, choć tu na przykład możemy skorzystać z automatycznego bloku.

Jak w 2004 roku Gra wygląda nieźle. Nikt specjalnie nie dłubał przy ulepszaniu grafiki „Ninja Gaiden Sigma Plus”, choć mniejszy, ostry OLED-owy ekran daje wrażenie, że gra wygląda lepiej, niż pierwowzór. Wszystko działa bardzo płynnie, nawet kiedy ekran zalewają hektolitry krwi, a wrogowie padają jeden po drugim. Strasznie denerwuje natomiast czas doczytywania poszczególnych elementów gry. I na dobrą sprawę trudno wyczuć, kiedy taki „loading” się pojawi, bo może nas zaskoczyć pomiędzy walkami lub nawet podczas otwierania drzwi, za którymi kilka minut wcześniej już byliśmy. Tego Team Ninja nie dopracowało, a można byłoby się spodziewać, że tego typu rzeczy nie powinny się w dzisiejszych czasach zdarzać. Miejcie więc gdzieś pod ręką kawę, herbatę, czy też inny napój, by zająć dłonie w czasie wolnym od walki i chwilę odsapnąć.

Morderca doskonały Ryu Hayabusa to niesamowity gość. Ale żeby odpowiednio opanować jego umiejętności, sami musimy być bardzo zręczni. Aby stawić czoła doprawdy dziwnym przeciwnikom (od klasycznych ninja aż do czołgów i mechów), należy do perfekcji opanować przynajmniej jeden rodzaj broni. A tych jest kilka, sami musicie się zastanowić, który zestaw najlepiej wybrać. Poza klasycznym orężem, na który składa się broń do walki na krótkim dystansie oraz broń strzelająca, przyjdzie nam również używać Ninpo, czyli swoistych zaklęć. Nie liczcie jednak na to, że bez problemu poradzą sobie one z większymi przeciwnikami - działają jedynie na zwykłych pachołków. Zaklęcia włączamy za pomocą tylnego panelu konsoli - na początku jest prosto, później przyda się małpia zręczność. Fajny pomysł, dzięki niemu czuć, że to nie leniwy port, ale że ktoś faktycznie pomyślał o użytkownikach nowej przenośnej konsoli Sony.

Wspomniałem o broniach służących do walki na dystans. Tu również zrobiono użytek z dobrodziejstw Vity, tym razem jej przedniego ekranu dotykowego. Strzelając na przykład z łuku, dotykamy cel palcem, a w jego stronę wylatują bełty. Ale gwarantuję Wam, że takiego sposobu walki użyjecie jedynie w kilku miejscach. Gra jest tak wymagająca, że nie ma czasu i możliwości, by stać spokojnie z boku i w ten sposób eliminować wrogów.

Zabici przez nas przeciwnicy zostawiają po sobie „kasę”, dzięki której ulepszamy bronie lub kupujemy lepszy sprzęt. Można ją wydać również na eliksiry albo Ninpo. Podczas usprawniania sprzętu proponuję skupić się na jednym orężu i nie ładować ulepszeń gdzie popadnie. To w tej grze naprawdę ważna rzecz.

Emocje towarzyszące walkom, nawet tym z szeregowymi przeciwnikami, są tak duże, jak ilość krwi wylewającej się z ekranu. Ryu skacze, biega po ścianach, tnie wszystko i wszystkich na dziesiątki różnych sposobów, wykonując akcje właściwe chińskim filmom traktującym o sztukach walki. Tu nie ma miejsca na nudę i spokój, praktycznie co chwila jesteśmy zalewani falami przeciwników, a dopiero ich wykończenie pozwala przejść dalej.

Ninja Fortress - Ninja Gaiden Sigma Plus Gameplay (Vita)

Kilka razy przyjdzie Wam się wcielić w łowczynię, Rachel, którą zapamiętacie z dwóch względów. Po pierwsze, trzyma w dłoniach ogromny młot, po drugie, dysponuje równie ogromnym biustem, którego twórcy nie raczyli przesadnie zakryć. Tak, podskakuje - i nie mówię o młocie.

Nie tylko rzeźnia Na szczęście wpleciono elementy, które pozwalają odpocząć palcom i oczom atakowanym miriadami niewyobrażalnych akcji. Otóż Hayabusa musi czasem stawić czoła zagadkom logicznym. To najczęściej dość utarty schemat - znajdź przedmiot i połóż go w wyznaczonym miejscu, a otworzą się drzwi. Na swojej drodze napotkacie jednak kilka bardziej skomplikowanych łamigłówek - do tego na przykład statku powietrznym łatwo się zgubić i błądzić bezmyślnie przez przynajmniej kilkanaście minut.

Wciąż Wam mało? Jeśli chcecie odpocząć od trybu fabularnego, twórcy przygotowali bardzo wymagające wyzwania. Polegają one przede wszystkim na odpieraniu ataków hord przeciwników - i pewnie nie będzie dla Was zaskoczeniem, jeśli napiszę, że jest strasznie trudno. W zasadzie przez cały czas grania w „Ninja Gaiden Sigma Plus” zastanawiałem się, dla kogo jest to gra. Czy przeciętny posiadacz vity, którego reprezentuje Olivier Janiak, ma w ogóle z tym tytułem najmniejsze szanse? Odpowiedź jest prosta i chyba nie powinna nikogo dziwić - nie ma. To cholernie wymagająca gra i docenią ją tylko zatwardziali odbiorcy, dla których dobra grą jest tylko taka, która stawia opór i nie pozwala pójść spać, jeśli nie przejdziecie danego, trudnego fragmentu.

Werdykt Wysłanie Ryu Hayabusy na przenośną platformę było świetnym pomysłem. Może lepiej sprawdziłaby się gra stworzona od podstaw na Vitę, ale Team Ninja zrobiło naprawdę niezły port, który pozwolił mi wrócić do świata, który pierwotnie poznałem w 2004 roku na pierwszym Xboksie. Solidna, choć klasyczna oprawa, wyśrubowany poziom trudności i emocjonująca rozgrywka to bez wątpienia najważniejsze zalety „Ninja Gaiden Sigma Plus”. Trochę szkoda, że brak tu jakiejś dodatkowej zawartości. Niepotrzebnie pozostawiono problemy z kamerą oraz zbyt rzadko porozstawianymi punktami zapisu. Jeśli jednak znudziła Was już wesoła zabawa z innymi, radosnymi, relaksującymi tytułami na Vitę i chcecie stawić czoła prawdziwemu wyzwaniu, sięgnijcie po „Ninja Gaiden Sigma Plus”. Ale pamiętajcie, nie powinniście rzucać konsolą o ścianę, choć chęć na to poczujecie na pewno przynajmniej kilkanaście razy.

Ocena: 3/5 - Można (Ocenę 3 otrzymują gry średnie, którym nieco brakuje. Można zagrać w wolnej chwili, ale nic się nie stanie, jeśli się z tym poczeka).

Paweł Winiarski

Data premiery: 22.02.2012 Deweloper: Team Ninja Wydawca: Tecmo Koei Dystrybutor: Galapagos PEGI: 18

Egzemplarz do recenzji udostępnił dystrybutor.

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)