Ninja Gaiden 3 - recenzja
Ninja Gaiden to seria, od której niebotycznie wysoki poziom trudności odstrasza przypadkowych graczy. To również niesamowicie wymagające starcia, pokazujące, jak ciężkim kawałkiem chleba jest zawód wojownika ninja. Jak bardzo „Ninja Gaiden 3” różni się od swoich poprzedniczek?
Ocena: 3/5 - Można Trzecia część przygód Ryu Hayabusy jest bardziej przystępna od poprzedniczek. Musicie jednak spojrzeć na ten tytuł z innej perspektywy, bo dopiero wtedy nabierze on rumieńców.
Nowa odsłona popularnej serii dla konsolowych wymiataczy musiała się zmienić. W jej tworzeniu nie brał bowiem udziału człowiek odpowiedzialny za sukces dwóch poprzednich odsłon - Tomonobu Itagaki. Trochę zmieniły się też czasy i chyba każdy, nawet japoński twórca, zdaje sobie sprawę z tego, że największe pieniądze robi się nie na tak zwanych „hardkorowcach”, ale na graczach, którzy niekoniecznie chcą tracić nerwy przy absolutnie każdym starciu z wirtualnym wrogiem. Jak bardzo ugrzeczniono trzecie „Ninja Gaiden”?
Uratuj świat W grach z serii NG nigdy nie zwracałem uwagi na fabułę. Wykręcony poziom trudności i świetny system walki całkowicie mnie absorbował. To jeden z powodów, drugim były niespecjalnie ciekawe historie, w które trudno było się wciągnąć. Tym razem jest inaczej, nie sposób przejść obojętnie obok historii. Miejcie jednak na uwadze, że to typowa, niespecjalnie realistyczna japońska historyjka i na niektóre niedorzeczności trzeba przymknąć oko. Otóż pewna tajemnicza organizacja terrorystyczna zagraża bezpieczeństwu na świecie, a ich głównym żądaniem jest Ryu Hayabusa, bohater serii Ninja Gaiden. Ani wojownik, ani japoński rząd nie wiedzą, dlaczego wszystko rozchodzi się o zamaskowanego zabójcę. Ryu szybko wskakuje więc w swój obcisły strój, przywdziewa maskę, chwyta miecz i rusza w bój. Jest on nie tylko jedyną osobą, która może zażegnać niebezpieczeństwo, ale również niezwykle ważnym ogniwem całej sytuacji.
Opowieść jest wciągająca, czasem ckliwa. Twórcy postanowili również poruszyć temat ofiar Hayabusy, wyrzutów sumienia, jakie mogą towarzyszyć zazwyczaj nieczułemu jak lód wojownikowi. Zgrabnie i ciekawie - naprawdę fajnie uczestniczy się w tej przygodzie i szkoda, że dopiero trzecia część serii potrafi na tej płaszczyźnie wciągnąć.
Tnij i siekaj Pisałem to już wcześniej, ale powtórzę - zabójczo wysoki poziom trudności to znak firmowy serii. To właśnie on odpycha od telewizorów przypadkowych graczy, to on każe rzucać padem o ścianę i kląć pod nosem na ciężki los zamaskowanego wojownika. Tym razem jednak twórcy postanowili umożliwić zwykłym graczom uczestnictwo w przygodzie, przygotowując prosty i przyjemny poziom trudności Hero. Jest łatwo, ale nie banalnie łatwo. Wciąż trzeba myśleć i planować ataki - przy dużej liczbie przeciwników konieczny jest blok i szybka kontra. Najlepiej połączyć to ze ślizgami, które pozwalają błyskawicznie uciec przed atakiem przeciwnika. Warto się dużo ruszać, atakować z tyłu, z boku, nie pozwalając wrogom wyprowadzić skutecznych cięć i uderzeń. Jeśli akurat jesteście pod ostrzałem, koniecznie w pierwszej kolejności zdejmijcie z łuku strzelców stojących na wysokości.
Gra wyciąga jednak do nas pomocną dłoń - np. po użyciu magicznego ataku Ninpo odnawia nam się energia. Musicie zdecydować, czego oczekujecie po nowej przygodzie. Jeśli chcecie po prostu w niej uczestniczyć, bez zbędnych nerwów i frustracji, wybierzcie najniższy poziom trudności - Hero. Jeśli jednak szukacie wyzwania, omijajcie go szerokim łukiem, kierując swoje zainteresowanie w stronę innych opcji. A tam dzieje się sporo, oj dzieje. To stare, (nie)dobre „Ninja Gaiden”, w którym opanowanie kombosów, ataków z powietrza, wykorzystania łuku i skutecznego blokowania połączonego z unikami jest na wagę złota. Trudno mi jednoznacznie powiedzieć, czy jest trudniej czy łatwiej niż w poprzednich częściach - mogę Was jednak zapewnić, że i tym razem trafiał mnie szlag, i zastanawiałem się, dla kogo są te poziomy trudności. Na pewno nie dla takich starych chłopów jak ja.
Ninja Gaiden 3 Chapter 2 gameplay (Part 1 of 3)
Zmierzymy się z różnymi przeciwnikami. Będą to trzymający w dłoniach miecze ninja, żołnierze z karabinami, bazookami. Nie obejdzie się bez bezmyślnych zombie i rodzących się z ich trupów zmutowanych stworów. Czasem na niebie pojawią się panowie z plecakami odrzutowymi, których łatwo zdjąć z łuku. Niektóre helikoptery, wyrzucające w naszą stronę kilogramy naboi, zdejmiemy strzałą, na inne trzeba wskoczyć, a następnie wbić w nie miecz podczas fajnie zmontowanej sekwencji QTE.
Osobną sprawą są starcia z bossami. Najbardziej zapadnie Wam w pamięć wielki T-Rex, choć i walka z ostatnim, zdecydowanie większym od nas przeciwnikiem jest emocjonująca. Podobnie jak walki z fabularnymi bohaterami, którzy używają - podobnie jak my - mieczy. Uskok, blok, a następnie atak z zaskoczenia, to najlepsza strategia.
To tu, to tam Aren działań jest kilka. Odwiedzimy na przykład ponury Londyn, pustynię, nowoczesne Tokio, czy wioskę Ryu Hayabusy. Lepiej od zamkniętych lokacji prezentują się otwarte tereny, szczególnie jeśli w tle pojawia się jakiś ładny widoczek. Trudno jednak powiedzieć, aby "Ninja Gaiden 3" wyglądało powalająco. Jest nieźle, choć to wciąż nie „Uncharted 3” czy „Gears of War 3”. Bardzo fajnie zmontowano natomiast proste scenki QTE, poza tym animacja jest na tyle płynna, że nawet przy większej liczbie przeciwników nie powinniście zauważyć chrupnięć.
Jak to sklep jest zamknięty? Z niewiadomych powodów zniknął sklep, w którym kupowało się mikstury i ulepszenia broni. Powiem więcej, ktoś postanowił mocno okroić arsenał, jakim dysponuje Hayabusa. Przez całą zabawę kilka razy zmienimy miecz, ale nie z własnej woli - będzie to konsekwencją wydarzeń fabularnych. W pewnym momencie dostaniemy łuk, który sam namierza się na wrogów. Do walki z dystansu oddano w nasze ręce również shurikeny, choć to broń niezwykle słaba i całkowicie nieprzydatna. Do tego jedno smocze Ninpo, czyli magiczny atak. Jest jeszcze pewna umiejętność, która rozwija się wraz z rozgrywką, a polega na możliwości doskoczenia do kilku przeciwników i zaserwowania im szybkiego, często śmiertelnego ciosu. I to tyle. Żadnego ulepszania broni, żadnych dodatkowych czarów. Nic, zero. W porównaniu z poprzednimi odsłonami, w których arsenał był nie tylko rozbudowany, ale trzeba go było również ulepszać i uczyć się jego użycia, jest naprawdę słabo. Czy jednak zupełne wyrzucenie elementu rozwoju i ulepszania aż tak psuje zabawę? Otóż nie, pewnie nie wszyscy się ze mną zgodzą, ale za bardzo nie przeszkadzało mi to w rozgrywce. Tyle tylko, że ja nie zamierzam spędzać przy tym tytule kilkudziesięciu godzin i główną radość czerpałem po prostu z przejścia gry bez zbędnych nerwów. Aha - dodatkowe bronie mają się pojawić w formie bezpłatnego dodatku. Dziwna polityka wydawcy.
Wyleciało również siekanie przeciwników na kawałki. Nie odetniemy ani jednej kończyny, choć nasze ataki wywołują fontanny krwi. Przed premierą obiecywano, że poczujemy się jak prawdziwy powiernik śmiercionośnego ostrza. To dość dziwne, kiedy przeciwnicy poczęstowani ostrą jak brzytwa stalą upadają na ziemię w jednym kawałku.
Trudno jednak odmówić walce dynamiki i tempa. Ogromna w tym zasługa systemu walki, który niewiele stracił w związku z ograniczeniem dostępnego arsenału. Ryu z mieczem w ręku wywija takie młynki, że nie będziecie się nudzić ani przez chwilę. Dynamiki nadaje również kamera, która pierwszy raz sprawuje się należycie. Nie tylko nie ogranicza pola widzenia, uciekając gdzieś w niewiadomym kierunku, ale serwuje sporo fajnych zbliżeń, które podkręcają niektóre akcje. Siekanie przeciwników sprawia ogromną przyjemność.
Niestety, tego samego nie można powiedzieć o elementach zręcznościowych. O ile wskakiwanie na wyższe platformy poprzez odbijanie się od ścian działa świetnie (podobnie jak bieganie po ścianach), o tyle wspinanie się za pomocą ostrzy już nie. Rytmiczne naciskanie spustów nie zawsze jest dobrze wyłapywane, przez co niejednokrotnie lądowałem w przepaści lub ześlizgiwałem się ze ściany. Podobnie chodzenie po linach. Kilka razy pojawią się też etapy, w których należy likwidować przeciwników z łuku - na przykład podczas jazdy samochodem. Nie jest to zbyt odkrywcze, ale odpowiednio urozmaica zabawę.
Nie sposób nie wspomnieć o pojawiających się co jakiś czas scenkach QTE, które często towarzyszą samej walce. Są bardzo proste i ograniczają się do wciskania pojedynczych klawiszy. Trochę przypominało mi to sceny z „Ninja Blade”, i jest to pozytywne skojarzenie.
Ninja w sieci Tym razem postanowiono wprowadzić tryb rozgrywki wieloosobowej, który powinien przytrzymać Was przy „Ninja Gaiden 3” dłużej. Zasmakujecie na przykład kooperacji - podczas walki na arenie można zaprosić do niej innego gracza. Co prawda nie jest to kooperacja sensu stricto, ot jeden robi swoje, drugi swoje - ale zawsze to miła odmiana dla samotnej walki. Stawianie czoła hordom nacierających przeciwników zawsze smakuje lepiej w dwie osoby, wprowadza bowiem elementy nie tylko współpracy, ale i rywalizacji. Ponadto znalazły się starcia drużynowe w systemie czterech na czterech. To klasyczny deathmatch, w którym doskonale widać poziom opanowania wojownika i technikę walki. Bezmyślne wciskanie pojedynczego klawisza tu się nie sprawdzi - musicie się wykazać finezją, w przeciwnym razie będziecie często padać na ziemię. W tym trybie odblokowują się dodatkowe stroje lub możliwość zabrania ze sobą na plac boju większej liczby shurikenów.
Nie jestem fanem dołączania trybów sieciowych do wszystkich gier i na pierwszy rzut oka może się wydawać, że Team Ninja dodało stadną zabawę na siłę. Gra się jednak przyjemnie, raczej bez lagów i problemów z połączeniem. Szkoda tylko, że pewnie za kilka miesięcy nie będzie można spotkać nikogo do wspólnej zabawy. Każdy egzemplarz ma swój kod sieciowy, co oczywiście odbije się czkawką osobom, które będą chciały kupić „Ninja Gaiden 3” z drugiej ręki.
Werdykt W porównaniu z poprzednimi odsłonami gra jest bardzo okrojona. Jedno Ninpo, ubogi arsenał, brak sklepu oraz możliwości szlachtowania przeciwników. Fani serii nie będą pocieszeni, jestem tego pewien. Jeżeli jednak chcecie wziąć udział w trwającej przynajmniej 7 godzin przygodzie, lubicie wykręcone klimaty i łączenie wojowników ninja z nowoczesną technologią, zagrajcie w „Ninja Gaiden 3”. Opowieść jest spójna, a walki ekscytujące. Większą przystępność zabawy zaliczam na plus, bo to właśnie przez jej brak długo decydowałem się na zagranie w poprzednie odsłony. Musicie spojrzeć na ten tytuł z innej perspektywy, bo dopiero wtedy nabierze on rumieńców. Dla wielu graczy „Ninja Gaiden 3” może się okazać impulsem do sięgnięcia po poprzednie odsłony serii. I to naprawdę fajna sprawa.
Ocena: 3/5 - Można (Ocenę 3 otrzymują gry średnie, którym nieco brakuje. Można zagrać w wolnej chwili, ale nic się nie stanie, jeśli się z tym poczeka).
Paweł Winiarski
- Deweloper: Team Ninja
- Wydawca: Tecmo
- Dystrybutor: Galapagos
- PEGI: 18
Ninja Gaiden 3 (X360)
- Gatunek: akcja
- Kategoria wiekowa: od 18 lat