Ninja Gaiden 2 - recenzja

Ninja Gaiden 2 - recenzja

Ninja Gaiden 2 - recenzja
marcindmjqtx
14.07.2008 20:08, aktualizacja: 30.12.2015 14:13

Ninja Gaiden to jedna z najlepszych (a w odczuciu wielu np. moim - najlepsza) gier jakie ukazały się na poprzednią generację konsol. Z oczywistych więc względów poprzeczka przed sequelem została ustawiona tak wysoko, jak tylko się da. Dla osób, które przespały ostatnie kilka lat warto przypomnieć co to w ogóle jest Ninja Gaiden. Seria (pomijam tutaj wcześniejsze odsłony na antyczne platformy) ta opowiada o przygodach ninja ze smoczego rodu - Ryu Hayabusa. Fabuła jednak nie ma w tej grze wielkiego znaczenia, ot i jakaś jest, ale nic poza tym. To, co istotne to fenomenalna rozgrywka w jakiej uczestniczymy. Niesamowity system walki poparty fantastyczną grafiką i genialnym klimatem pozwala przez wiele godzin cieszyć się rozrywką na najwyższym poziomie. Taki był Ninja Gaiden na pierwszym Xboksie. A co jest teraz ?

Na starcie wita nas możliwość wyboru języka polskiego. Oczywiście dialogi pozostają w oryginalnej angielskiej wersji językowej ale wszystkie napisy, menusy itp. są wyświetlane „po naszemu”.

Oprawa graficzna niestety nie zachwyca. Po pierwszym uruchomieniu odnosimy wrażenie, że gra wygląda tak samo lub też prawie tak samo jak Ninja Gaiden. Owszem dekapitacja przeciwników, odpadające kończyny, czy też fontanny krwi wyglądają wspaniale, ale wizualne fajerwerki na tym się kończą. No prawie, bo wypada wspomnieć o fantastycznych technikach ostatecznych. Niestety zarówno przeciwnicy jak i otoczenie prezentują się tak sobie. Duże zastrzeżenia można mieć szczególnie do tła oraz lokacji po których się poruszamy. Oczywiście bywają wyróżniające się momenty jak np. sama końcówka ale są to tylko wyjątkowe sytuacje. Zastrzeżenia można mieć nawet do bossów, bo niektórzy sprawiają wrażenie jakby pochodzili zupełnie z innej gry. Po fenomenalnej części pierwszej, która wszystkich powaliła na kolana, wizualne aspekty recenzowanego tutaj tytułu wyglądają po prostu przeciętnie. Nie dosyć, że Ninja Gaiden 2 nie deklasuje graficznie poprzedniej części, to w dodatku na tle tego, co prezentują obecne gry wypada średnio. Animacja postaci jest bez zarzutu, zarówno Ryu jak i przeciwnicy poruszają się fantastycznie. Smaczku dodaje strząsanie przez naszego ninja krwi z broni. Wygląda to po prostu fantastycznie, a co lepsze można tego nie robić i wtedy biegamy z „uświnionym” uzbrojeniem (duża kosa wielkości naszego bohatera, spoczywa spokojnie na jego plecach cała umazana krwią). Natomiast animacja rozgrywki bywa czasem skandaliczna. Zdarzają się momenty, że gra zamienia się w slideshow, a spadki animacji są po prostu na porządku dziennym. Jest to szokujące o tyle, że gra naprawdę nie jest jakąś graficzną rewelacją. Jaka jest przyczyna tego stanu rzeczy nie mam pojęcia (ale domyślam się że to niedbalstwo czy lenistwo autorów, bo już kilka razy pokazano, że gry na Xboxie 360 mogą wyglądać rewelacyjnie, a do tego ruszać się płynnie), natomiast jako odbiorcy końcowemu zdecydowanie mi się to nie podoba. Oprawa audio stoi na poprawnym poziomie. Odgłosy walki są takie jak być powinny. Muzyka jest natomiast interesująca i niektóre motywy wpadają w ucho.

Pomimo wielu podobieństw do Ninja Gaiden cała mechanika walki została przemodelowana. Najważniejszą różnicą jest zmniejszenie skuteczności bloku. Teraz blok nie jest już w pełni skuteczny, jako że praktycznie każdy przeciwnik posiada nieblokowalny ataki. Pomijam tutaj bossów przy których kurczowe trzymanie bloku kończy się bardzo często ograniczeniem naszej energii o połowę. Jest to o tyle rewolucyjne, że w poprzedniej części wciśnięcie bloku dawało nam prawie całkowite bezpieczeństwo i nietykalność (nawet w starciach z największymi przeciwnikami). Na całe szczęście autorzy nie zostawili nas z niczym i teraz zamiast blokować stosujemy po prostu uniki. Większość broni jak i dostępne kombinacje ciosów zostały zaczerpnięte z poprzedniej części (lot koszący nadal pozwala bezkarnie zabić każdego). Niestety gra w żaden sposób nie motywuje do używania konkretnego oręża. W zasadzie cały tytuł możemy ukończyć używając standardowego miecza. Osobiście podczas całej rozgrywki używałem tylko 3 rodzajów broni (Dragon Sword, duet dwóch mieczy, oraz kosa), resztę tylko sprawdziłem. Oczywiście posiadane narzędzia eksterminacji możemy ulepszać, co zwiększa ich siłę destrukcji, a także dodaje nowe kombinacje ciosów. Prócz tego w nasze ręce oddano także różne sposoby usuwania przeciwników na odległość. Poza łukiem, wybuchowymi shurikenami i motaczem harpunów (działa tylko w wodzie), cała reszta została dodana nie wiadomo po co, bo na pewno nie po to aby jej używać w walce (zerowa skuteczność). Powracają także znane ataki magiczne - Ninpo (również je można ulepszać). Do naszej dyspozycji oddano 4 tego typu ataki, z czego w zasadzie jedynie 2 wydają się sensowne (ogniste oraz noże), a co ważniejsze wyjątkowo skuteczne. Jedną z wprowadzonych nowości jest energia witalna naszego bohatera, która po zakończonej walce odnawia się. O ile jest to fantastyczne rozwiązanie podczas eksploracji poziomu oraz walki ze zwykłymi przeciwnikami to podczas starć końcowych całkowicie się nie sprawdza. Wynika to z tego, że na skutek wprowadzenia odnawiającej się energii znacznie ograniczono liczbę dostępnych środków leczniczych. Biorąc pod uwagę ograniczenie funkcjonalności bloku wszystko to składa się na znaczne zwiększenie poziomu trudności potyczek z bossami (walka z ostatnim przeciwnikiem to zwyczajne przegięcie).

Warto chwilę zatrzymać się przy tym, z czym będziemy walczyć. Prócz zwykłych przeciwników ninja (kilka wersji) napotkamy na swojej drodze różnego rodzaju demony, wilkołaki, żywe miny oraz mniej lub bardziej udane odmiany przeciwników mechanicznych (niektórzy zabłądzili z Quake 4). To co spowoduje zachwyt to zdecydowanie sposób w jaki możemy się ww. oponentów pozbywać. Fajnie jest uciąć najpierw przeciwnikowi rękę lub nogę i patrzeć jak nieudolnie próbuje cokolwiek zrobić, po to tylko by za chwilę zaobserwować widowiskowe wykończenie takiego delikwenta po naciśnięciu Y (zwykle polega to na ucięciu mu drugiej ręki, przecięciu na pół, a na dokładkę pozbawieniu głowy). Towarzyszą temu strugi krwi i jeśli walczymy w jakimś ciasnym pomieszczeniu lub korytarzu, to wszystko jest zabryzgane. Dodatkowo dzięki technikom ostatecznym, na ekranie odbywa się istna masakra przeciwników (30-50 ciosów to norma, a i powyżej 100 też uda się dojść). Poziom trudności nadal pozostał wysoki. Nawet na najniższym z nich liczba zgonów jest zdecydowanie ponad przyjętą średnią. Brutalnie niszczą nas nie tylko potyczki z wrogami czekającymi na końcach poziomów ale o zgrozo także starcia ze zwykłymi przeciwnikami. Tym niemniej ogromnie zwiększyła się liczba save pointów (teraz przeważnie są przed bossami, a nie po), które dodatkowa całkowicie leczą nasze rany. W dodatku czasem pojawiają się checkpointy pomiędzy poszczególnymi punktami zapisu gry. Wszystko to sprawia, że rozgrywka będzie teraz bardziej dostępna dla przeciętnego gracza. Czy to dobrze, czy źle niech każdy oceni sam (niektórzy narzekali na wyśrubowany poziom pierwszej części).

Z niewiadomych przyczyn gra powiela najbardziej denerwujące elementy części pierwszej. Najpoważniejsze zarzuty można mieć do tragicznej kamery. Naprawdę nie rozumiem, jak przez tyle czasu nie udało się tego dopracować. Bardzo często pojawiają się momenty, że tniemy na ślepo lub też przypadkowo robimy do lawy. Warto dodać (na usprawiedliwienie gry), że co prawda prawym spustem możemy centrować kamerę, ale przecież w niczym nie tłumaczy to autorów gry, bo jest to rozwiązanie niewygodne i całkowicie niepotrzebne. Dodatkowo znowu pojawiają się w hurtowej ilości znienawidzone jednostki np. ninja z wybuchowymi shurikenami. O zgrozo autorzy wpadli na „genialny” pomysł i umiejscowili w grze JESZCZE bardziej wkurzających przeciwników. Mam tutaj na myśli wojowników z różnego rodzaju wyrzutniami rakiet, którzy walą w nas całymi seriami (nawet jeden niezablokowany strzał przewraca nas na ziemię). Ponadto gra jest całkowicie liniowa i zawsze mamy tylko jedną drogę, którą możemy się poruszać. Całkowicie zlikwidowano backtracking, ale jednocześnie jednym cięciem zlikwidowano wszelkiego rodzaju zagadki logiczne czy też konieczność kombinowana z czymkolwiek. Denerwujące są także niewidzialne ściany, które nie pozwolą nam na pokonanie prostej przeszkody. Jest to o tyle nielogiczne, że Ryu, który dokonuje niewiarygodnych wygibasów nie jest w stanie przeskoczyć przez metrowy murek, jeśli tylko nie przewidzieli tego autorzy gry. Jak więc widać lista wad jest całkiem obszerna i nie będę ukrywał, że były one także obecne w części pierwszej. O ile jednak tam można było to zrozumieć i wybaczyć o tyle powtórzenie tych samych błędów w produkcji, jaka ukazuje się kilka lat później jest karygodne i niczym niewytłumaczalne. Sama gra jest trochę krótsza niż poprzednia część i pęka za pierwszym razem w ok. 15 h (Ninja Gaiden w ok. 25h). Oczywiście można grać kolejny raz na wyższych poziomach trudności lub też postarać się uzyskać różne dziwne Osiągnięcia, jednakże większość z nas zapewne schowa grę do szafki już po jej pierwszym (lub drugim) ukończeniu.

Ciężko jest mi pisać podsumowanie gry na którą czekałem chyba najmocniej ze wszystkich mających się ukazać w tym roku kontynuacji. Zwłaszcza, że jak już pewnie się domyślacie, gra nie spełniła całkowicie moich oczekiwań. Owszem opisywany tu tytuł jest bardzo dobry i oferuje świetną rozgrywkę na wysokim poziomie, jednakże nie poradził sobie z udźwignięciem legendy części pierwszej. Po prostu poprzeczka została ustawiona chyba zbyt wysoko, aczkolwiek gdyby autorzy nie powielali niektórych wad, a skupili się na rozwijaniu najciekawszych elementów, to być może mielibyśmy najlepszą grę obecnej generacji. Niestety nie mamy nic więcej niż „tylko” tytuł bardzo dobry.

Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)