Niezbyt urodziwa, ale uczciwa. Potrzeba nam więcej zapowiedzi pokroju Fallouta 4 [HEADSHOT]
Czujecie? Od Bethesdy powiało wiatrem zmian. Tym razem zubażania grafiki da się chyba uniknąć.
05.06.2015 | aktual.: 15.01.2016 15:36
Stało się! Bethesda zapowiedziała Fallouta 4. Wśród dobiegających z tłumu okrzyków "hura!”, "nareszcie!”, "polej Nuka-Coli!”, trafiają się też mniej entuzjastyczne "ależ to brzydkie!” czy "modele postaci z PS2!”. Faktycznie, zbyt ładny to ten Fallout 4 na pierwszym zwiastunie nie jest. I to jego największa zaleta.
Żeby nie było: mówi to człowiek, który pewnie nawet w Fallouta 4 nie zagra. To nie moja para kaloszy.
W zdaniu "zbyt ładny to ten Fallout 4 nie jest" kluczowe jest słowo "zbyt”. Zbyt ładny był rzucający na kolana materiał z Watch Dogs na E3 2012. Zbyt czarujący był też pierwszy kontakt z trzecim Wiedźminem. To musiało skończyć się rozczarowaniem. Fallout 4 zabiera się za promocję inaczej. I co z tego, że Call of Duty: Ghosts miała ładniejszego psa prawie dwa lata temu, a tyłek głównego bohatera wygląda tak:
YouTube
Fallout 4 nie traktuje nas jak idiotów. Fallout 4 pokazuje nam się od razu w postaci, jaką zobaczymy w dniu premiery. Ba. Założę się nawet, że trafiająca na półki gra będzie wyglądać nawet lepiej. To powiew świeżego powietrza w erze coraz to kolejnych afer z graficznymi - uwaga, nadchodzi brzydkie słowo - downgrade'ami.
Zastanówmy się, dlaczego gry ubożeją im bliżej premiery. Scenariusz jest zazwyczaj ten sam. I nie należy do skomplikowanych tudzież trudnych do uniknięcia. Gra pokazywana jest po prostu za wcześnie. Różnią się jedynie powody. Wbrew pozorom, nie wszyscy chcą nas zrobić w bambuko. Wyskakujący przed szereg wydawca prezentujący wyreżyserowany zwiastun produktu, który - przy dobrych wiatrach - może osiągnąć poziom pokazówki za trzy lata czy pochwalenie się urodziwym kawałkiem kodu bez sprawdzenia, czy da się go w takiej jakości zamienić w całą grę. To tylko dwa bodaj najpopularniejsze (i łatwo dopasować je do dwóch wspomnianych już w tekście przykładów) alibi.
Muszę wcisnąć w tym miejscu małe sprostowanie. Do jednego worka niespełniających wizualnych obietnic gier wrzucam Wiedźmina 3 i Watch Dogs. Nie oznacza to jednak, że traktuje je jako część tego samego kazusu. Wiedźmin 3 to wciąż piękna, dotrzymująca danego fanom słowa produkcja. Watch Dogs dane nam słowo zlekceważyła splunięciem w twarz. Ok, kamień z serca.
Można zaryzykować w tym miejscu tezę, że Fallouta 4 też pokazano zbyt wcześnie. Teza to dość odważna, bo gra powstaje ponoć od czterech lat, ale są ku temu poszlaki. Kiepskie animacje postaci, dobranie niezbyt reprezentacyjnych ujęć, brak "uderzenia" - to te najważniejsze. Bethesda - tak czy owak - zdecydowała się jednak pokazać właściwą grę, a nie wizję, do której w poprzedzających premierę miesiącach będzie gorączkowo dążyła. Grę na pewno nie idealną, ale prawdziwą. W tej branży nie ma nic pewnego. Coś mi jednak podpowiada, że po premierze Fallouta 4 takich (klik, klik) porównań uda nam się uniknąć. Nikt z Bethesdy nie też będzie musiał graczy przepraszać.
Jasne, Bethesda mogłaby pokazać Fallouta 4 z oprawą Hotline Miami, a internet i tak by oszalał. To marka-legenda, na powrót której czekają miliony. Przywołane do tablicy Ubisoft i CD Projekt RED nie mieli komfortu tak dużego kredytu zaufania/rozpalonych oczekiwań. Pierwsi zaczynali od zera z nową marką (ale i ogromnym budżetem). Drudzy ledwie udowodnili, że potrafią robić gry. Dorobili się już co prawda wiernych fanów, lecz świat podbić mieli dopiero przy trzecim podejściu. Czy w końcowym rozrachunku turlające się w dniu zapowiedzi po podłodze szczęki przewyższają jednak plamę na honorze po premierze? Czy zamówienia przedpremierowe faktycznie są wartością najwyższą?
Pewne jest jedno: jesteśmy tak przyzwyczajeni do mydlenia oczu, że szczypie nas dopiero uczciwość.
Piotr Bajda