Niezależność dziennikarska czy po prostu uczciwość? Co zrobić z oryginalną kopią Resident Evil 6 na miesiąc przed premierą?

Niezależność dziennikarska czy po prostu uczciwość? Co zrobić z oryginalną kopią Resident Evil 6 na miesiąc przed premierą?

Niezależność dziennikarska czy po prostu uczciwość? Co zrobić z oryginalną kopią Resident Evil 6 na miesiąc przed premierą?
marcindmjqtx
09.09.2012 20:25, aktualizacja: 15.01.2016 15:42

Mniej więcej tydzień temu w polskiej sieci związanej z grami zawrzało.  W jednym z poznańskich sklepów pojawiły się jak najbardziej oryginalne kopie Resident Evil 6. Miesiąc przed premierą. Minęło trochę czasu, najwyższa pora na chłodno podsumować tamte wydarzenia.

Resident Evil to nie przelewki. Powstała w Japonii seria horrorów ukazuje się od 1996 roku, sprzedała się w milionach kopii na całym świecie, a na jej podstawie stworzono także sześć kinowych filmów (zagrała w nich między innymi Milla Jovovich). To ogromna marka, popularna wśród graczy na praktycznie każdej szerokości geograficznej. Premiera nowej części serii to ogromne wydarzenie popkulturowe, porównywalne choćby z nową płytą Madonny czy filmem rodzeństwa Wachowskich.

Tak ważna premiera... i taka wpadka.

31 sierpnia w jednym ze sklepów w Poznaniu na półkach pojawiło się kilka pudełek z Resident Evil 6 w wersji na PlayStation 3. Do kupienia, jak najbardziej legalnie. Żadne piraty, oryginalne kopie. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, że premiera gry w Europie zaplanowana jest dopiero na... 2 października. Nic dziwnego, że w sieci zawrzało. O wydarzeniu tym napisały praktycznie wszystkie najważniejsze serwisy dotyczące elektronicznej rozrywki na świecie. To, co dla jednych było jednak tylko ciekawostką, dla pewnego polskiego magazynu stało się ciężkim orzechem do zgryzienia...

Akt I: dziennikarze kontra wydawca O całym wydarzeniu świat dowiedział się bowiem dzięki serwisowi NEOGO.pl, czyli w gruncie rzeczy stronie internetowej pisma NEO+. Co więcej, jeden z redaktorów tego magazynu nabył jedną z kopii gry. Ona sama okazała się jak najbardziej funkcjonalna, nawet z uwzględnieniem polskich napisów.

Jednym słowem: NEO+ ma dostęp do jednego z potencjalnych hitów tej jesieni na długi czas przed innymi. Mogłoby napisać pierwszą recenzję na świecie, zrobić poradnik, dosłownie zalać sieć materiałami z niej. Tylko czy... powinno? Zdania są podzielone.

Redakcja pisma postanowiła tego nie robić. Oficjalny komunikat na stronie głosi:

UWAGA: Współpracujemy z wydawcami i szanujemy ich. Nie będziemy spoilerować gry. Na NEOGO.pl pojawił się więc jeden krótki materiał z Resident Evil 6, ale na tym się skończyło. Dziś zresztą filmik ten nie jest już dostępny z powodu roszczeń wydawcy gry:

Ta sprawa nie kończy się jednak w tym miejscu. Okazało się bowiem, że takie postępowanie NEO+ wzbudziło kontrowersje wśród wielu przedstawicieli polskiej branży.

Jako jeden z pierwszych o sprawie napisał na swoim prywatnym blogu OpenBeta.pl - opisującym sprawy związane z branżą gier - Marcin Kosman, redaktor naczelny serwisu Gamezilla.pl. Zauważył, że, owszem, materiały dotyczące RE6 mogłyby przynieść NEO+ realny zysk:

W jakiejkolwiek formie te materiały by się ukazały, zlecą się tłumy fanów Residenta z całego świata. Niech oglądają reklamy, niech klikają, niech o N+ będzie głośno. Pewnie, że przełożenie na sprzedaż numeru niewielkie, ale właśnie tak tworzy się markę i rozpoznawalność, tak się robi marketing. Dlaczego więc, zdaniem Kosmana, polskie pismo nie chce jednak nic publikować? "Przez wgląd na współpracę z Capcomem", pisze. NEO+ jego zdaniem mogłoby na tym tylko stracić:

Żadnych propozycji ekskluzywnych wyjazdów na pokazy gier. Żadnych prasowych, wczesnych wersji. Może i ban na wysyłkę gier promocyjnych, choć to akurat najmniejszy problem. Dziś czytelnicy zobaczyliby ostatniego bossa z Residenta, ale przez kolejny rok lub dwa nie przeczytaliby w piśmie nic, czego inni nie mieliby dużo wcześniej. Zdaniem Kosmana dzisiaj "media mają niewiele do gadania". W pewnym sensie to wydawcy kreują rynek, a na otwarty konflikt z nimi mogą pozwolić sobie tylko najwięksi na świecie. Trudno nie zauważyć, że redaktor Gamezilli jest poirytowany tym faktem, ale zauważa też, że "trudno decyzji ekipy N+ nie rozumieć".

Są jednak tacy, którzy się z nią nie zgadzają. Choć pod samym wpisem na OpenBeta.pl nie wywiązała się żadna dyskusja, to jednak warto zajrzeć na profil facebookowy tego bloga, gdzie polscy dziennikarze (i inne osoby związane z branżą) wyraźnie podzielili się na kilka obozów.

Niektórzy, jak na przykład Krzysztof Gonciarz z tvgry.pl, uważają więc, że wydawców należy szanować, a działanie w zgodzie z nimi wcale nie musi być oznaką złego wpływu na media czy jakichkolwiek niemoralnych praktyk w branży:

Wielu jednak z Gonciarzem się nie zgadza. Radek Zaleski, przez wiele lat związany z Polygamią i portalem Gazeta.pl, twierdzi, że "to, ze nie ma jeszcze materialow z tej gry jest totalnym failem "redakcji", niestety"*. Jego zdaniem rolą dziennikarza jest informować:

Zaleski nie jest sam. Zgadza się z nim na przykład Tomasz Kreczmar z poświęconej grom telewizji Hyper:

Przy okazji Radek Zaleski zwraca uwagę jeszcze na pewien paradoks:

Głos w sprawie zabrał także na swoim blogu Jakub "Cubituss" Kowalski, również od wielu lat związany z branżą:

Panowie i panie dziennikarze i dziennikarki. Miejcie trochę więcej odwagi. A jeśli nie będziecie jej mieli, to przynajmniej zdobyliście ważną nauczkę na przyszłość: nie pucować się, gdy się coś gdzieś ciekawego znajdzie. Od razu mówię - ja bym z tego Resident Evila 6 robił recenzję, poradnik i okładkę. Oczywiście nie mówiąc o tym PR-owcowi, bo co go to obchodzi. Pojawia się więc całe mnóstwo pytań, na które nie ma jednej odpowiedzi: czy dzisiejszy związek wydawców z mediami wypacza te drugie? Czy niepublikowanie materiałów z RE6 to przejaw uczciwości czy tchórzostwa? Czy decyzja NEO+ była słuszna? Czy korporacje już nami rządzą? Czy media są już "chore"? A może nic złego się nie stało?

Nie ma jednej odpowiedzi. A to jeszcze nie koniec całej sprawy.

Akt II: a gdyby tak tę grę sprzedać? Redaktor NEO+ nie był jedyną osoba, której udało się kupić przed premierą Resident Evil 6. Jedna z nich postanowiła grę... wystawić na aukcji internetowej. Cena wywoławcza wynosiła 2000 złotych, a "od ręki" można ja było nabyć za tysięcy pięć (bez złotówki):

Zaporowa cena? Dla zwykłego użytkownika z pewnością tak. Ale nie dla mediów. Kto mógłby być kupcem? Znów warto zajrzeć na profil facebookowy OpenBeta.pl. Tomasz Kreczmar pisze tam: "gamespot, ign, gametrailers... pewnie dla nich to tyle co za fistaszki, a się zmonetyzuje ;]".

Czy jednak taki zakup i wykorzystanie ew. materiałów byłyby uczciwe? Znów - zdania są podzielone. Pikanterii sprawie dodaje fakt, że sprzedającym okazał się redaktor poświęconego grom serwisu Nienagrani.pl. Takie zachowanie nie spodobało się szefostwu tej strony, które wyrzuciło go ze swoich szeregów.

Czy jednak aby na pewno zachował się źle? Ostatecznie wystawił na aukcji grę kupioną legalnie w sklepie.

A może i nielegalnie, bo cała sprawa ma jeszcze jeden aspekt.

Akt III: znalezione nie kradzione? 3 września Capcom poinformował, że kopie Resident Evil 6, które pojawiły się w polskim sklepie były... kradzione. Pochodziły z Niemiec, ale nie wiadomo na razie, skąd wzięły się w poznańskim sklepie.

Feralna aukcja zniknęła z ebaya.

Większość osób przestała też mieć wątpliwości co do słuszności postępowania NEO+. W końcu czym różni się zrobienie materiałów ze skradzionej kopii fizycznej od wykorzystania pirackiej gry ściągniętej z sieci? A tego drugiego przecież nie pochwala nikt.

Ano różni się - przede wszystkim intencjami. Kupujący legalnie grę w sklepie może przecież nie zdawać sobie sprawy, że ma do czynienia z lewym towarem. Zauważa to - znów na profilu OpenBeta - Konrad Hlidebrand z Polygamii:

Warto też pamiętać, że nie możemy wykluczyć, iż kopie RE6 nie zostały tak naprawdę skradzione, a Capcom podał taką informację do wiadomości publicznej, by zatuszować sprawę (co, jeśli ta hipoteza jest prawdziwa, mu się zresztą udało).

Oczywiście nawet jeśli wydawca skłamał w tej sprawie, to opisanie takiej gry byłoby niezbyt rozsądne z punktu widzenia opisującego. Jakie to mogłoby mieć konsekwencje, pisze chociażby - w znanym Wam miejscu - Hubert Habas, przez lata PR Manager w CD Projekcie:

I dochodzimy do punktu wyjścia...

Kurtyna? W całej tej sprawie jest mnóstwo pytań, ale nie ma jasnych odpowiedzi. Jak my, serwis Polygamia, postąpilibyśmy w takiej sytuacji? Nie mam pojęcia - tak naprawdę nie wiemy tego. Dowiemy się tylko, jeśli zostaniemy przed podobną postawieni.  Jakiekolwiek gdybanie jest w tym momencie pozbawione sensu (choć podobna sprawa przytrafiła się kiedyś Polygamii. Czasy były jednak inne - nikt nie myślał o zgrywaniu - i zarabianiu na nich! - filmików z gry).

Każda ze stron tej dyskusji ma swoje racje. Nie można jednak nie zauważyć, że wypowiadają się w niej głównie przedstawiciele branży. A co sądzicie na ten temat Wy, odbiorcy? Jak powinny w takiej sytuacji zachować się media? Jak powinien zachować się wydawca? Czy związek między tymi dwoma podmiotami jest dziś aż zbyt ścisły?

Podyskutujmy. Na chłodno, gdy emocje związane ze sprawą już trochę opadły.

Tomasz Kutera

*We wszystkich cytowanych wypowiedziach zachowaliśmy oryginalną pisownię.

Obraz
Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)