„Niebieski team pushuje turreta na midzie”. O polskim języku w dyskusji o grach

„Niebieski team pushuje turreta na midzie”. O polskim języku w dyskusji o grach

„Niebieski team pushuje turreta na midzie”. O polskim języku w dyskusji o grach
marcindmjqtx
21.02.2014 11:39, aktualizacja: 15.01.2016 15:40

Przy okazji Dnia Języka Ojczystego zastanawiamy się, czy kill może być zabójstwem, czy zamiast o RTS-ach możemy mówić o SCR-ach i czy naprawdę potrzebujemy immersji.

Język polski w świecie nowych technologii ma pod górkę. Zwyczajnie nie nadąża za terminami atakującymi nas z Zachodu. Ma problemy w biznesie (te wszystkie Key Accounty, Junior Brand Managerowie itp.), a co dopiero w tematach, w których rozwój pędzi do przodu bez opamiętania.

W grach jest podobnie. Od 30 lat gramy nad Wisłą przede wszystkim w gry po angielsku. Wprawdzie polskie wersje językowe zaczęły się pojawiać jeszcze w latach 90., ale do dziś nie doczekaliśmy się sytuacji, że wszystkie gry na rynku zostały obdarzone przynajmniej polskimi napisami. Siłą rzeczy zaadaptowaliśmy wiele angielskich słów, choć - jak słusznie czytelnicy Polygamii wskazują nam niekiedy w komentarzach - nie warto się w ich stosowaniu zapędzać. Jeśli słowo ma ładny polski odpowiednik, to właśnie on powinien być używany.

Jednym z najpopularniejszych zjawisk jest przejmowanie znaczenia oryginalnego terminu. Jeden z naszych czytelników pisał jakiś czas temu o immersji, która po angielsku oznacza coś zupełnie innego niż po polsku. O ile PWN jeszcze tego nie uwzględnia, Wikipedii idzie już całkiem nieźle. Czy to jednak wystarczy, by sprowadzić immersję na polski grunt? Pułapek jest wiele. W końcu "eventually" to nie "ewentualnie", a "w końcu", a "conductor" to nie konduktor, lecz dyrygent. Co gorsza, "billion" to nie "bilion", tylko "miliard". Zbyt ochocze wprowadzenie do języka polskiego słów o innym znaczeniu owocuje bałaganem.

Z drugiej jednak strony, kiedyś w języku polskim nie było komputera, a konsola funkcjonowała co najwyżej jako stolik pod lustro z XVII wieku. Ktoś tych słów użył jako pierwszy, później ktoś powtórzył - i poszło. Wszystko brzmi dziwnie, gdy słyszymy to pierwszy raz. Jeśli nie ma lepszego odpowiednika - trzeba się przyzwyczaić.

Zresztą sami to wielokrotnie przerabialiśmy. Inwentarz kojarzył się kiedyś głównie ze zwierzętami hodowlanymi, ale został zaadaptowany przez "Top Secret" i "Secret Service" jako odpowiednik inventory, czyli tego miejsca w przygodówkach, do którego chowamy przedmioty. W prosty sposób został też przełożony interfejs (ang. interface), który wszedł do języka powszechnego i nie ma wątpliwości co do znaczenia tego terminu. Ale już z customization sprawa wygląda inaczej. Swego czasu kłóciliśmy się nawet w Polygamii o to, czy powinno się tworzyć polską wersję tego słowa. Bo jeśli tak, to jaką - kastomizacja czy kustomizacja? Nie zrównywałbym tego terminu z personalizacją, która sugeruje raczej działania mające na celu dopasowanie czegoś do naszych wymagań, podczas gdy kustomizacja/kastomizacja dotyczy raczej jakiegokolwiek dopasowywania. A najwięcej wyników w Google i tak jest na słowo... customizacja.

Nieco inaczej wygląda sprawa z deweloperem. Dosłownie kilka dni temu czytelnik zapytał w komentarzu, jak to właściwie powinno być - deweloper czy developer. Tutaj szlak wytyczyły nam inne branże, choćby budowlana, gdzie deweloper jest od dawna. I podobnie powinno być w języku polskim. Choć znów - słowniki za tym nie nadążają.

Jestem fanem pięknych polskich terminów i uważam, że mieliśmy spore szczęście, że magazyny komputerowe w latach 90. zrobiły sporo dobrej roboty w zakresie tłumaczenia terminów. Dlatego właśnie mamy przygodówki, platformówki czy wyścigówki, choć mogliśmy mieć adwenczery, platformery czy racery (choć akurat tych dwóch ostatnich używa się zamiennie). Uwielbiam słowo "znajdźki", które jest uroczo nasze i nieporównywalnie bardziej swojskie od "collectibles". Chętnie stosuję wyraz "lochopełzacz" zamiast dungeon crawlera, choć Google sugeruje, że takich osób jak ja są jeszcze w Polsce może dwie. Bo też rodzi to ryzyko - czy na pewno ktoś zrozumie, jaki gatunek mam na myśli?

Jedną z pokus w używaniu języków angielskich jest to, że znacznie lepiej oddają sens. Potworek w postaci team based shootera bądź squad based tactical shootera trudno przełożyć na polsku tak, by go w mig zrozumiano. W przeciwieństwie do strategii turowej lub strategii czasu rzeczywistego. Choć i tak, podatni na wpływy, mówimy raczej RTS, niż SCR. Prawdę mówiąc, nigdy nie słyszałem, by ktoś używał tego drugiego. A FPS? Niekiedy mówi się o "strzelaninie z perspektywy pierwszej osoby", co dla językoznawcy musi brzmieć jak gramatyczny koszmarek. Ale przynajmniej wiadomo o co chodzi. Inną klasą jest oczywiście przekładanie nazw na zbliżone polskie terminy - indyk w rozumieniu indie game jest już rozpowszechniony, podobnie jak rogalik w miejscie roguelike. Piękne, proste i po polsku.

Bywają zagwozdki, których obejść nie sposób. Choćby spoiler - w porządku, może być samochodowym spojlerem, ale gdybyśmy mieli znaleźć mu typowo polski odpowiednik, byłby problem. Bo niby jak opisać jednym słowem zdradzenie istotnego fragmentu fabuły? Frag i kill są krótkie i rozpoznawalne, nie ma potrzeby naginać się na siłę i wymyślać polskich zastępstw. Ale już level to poziom, skill to umiejętność, a skin to skórka. W roli synonimu angielskie odpowiedniki się sprawdzą, niemniej wyjściowo lepiej używać rodzimego języka.

Problemem może być nowe pokolenie żyjące grami MMO i free-to-pay (ktoś się pokusi o przetłumaczenie tych gatunków?). Fani e-sportowych zmagań w League of Legends nie mają zapewne problemu z rozszyfrowaniem zdania "Niebieski team pushuje turreta na midzie, tymczasem czerwoni chyba planują backdoor, Master Yi właśnie zgarnął reda i teleportuje się do miniona". Pytanie, czy to da się w ogóle przełożyć na tekst zrozumiały dla laika. Jak podpowiada Paweł Kamiński, byłoby mniej więcej tak: "Niebieska drużyna atakuje wieżę na środku, a tymczasem czerwoni planują atak za ich plecami na bazę. Master Yi właśnie zgarnął czerwony bonus i teleportuje się do stwora". W porządku, da się, ale czy fani LoL-a woleliby słuchać e-sportowej transmisji właśnie w tej formie?

Pamiętajmy, że zawsze mogło być gorzej. Moglibyśmy chodzić na shopping, jeść brunche i lunche, a po dorobieniu się potomka uprawiać parenting. Niektórzy tak robią i chyba nie zdają sobie sprawy, że to trochę smutne. Nie, nie że to robią - że nie używają pięknych polskich odpowiedników.

Marcin Kosman

Obraz
Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)