Nie wiecie, jaką grę zabrać ze sobą na wakacje? Weźcie kultową przygodówkę w nowej wersji - Gabriel Knight: Sins of the Fathers
Właśnie ukazała się na platformy przenośne. Przypomina stare, dobre czasy point'n'clicków i pozwala małej łezce zakręcić się w oku.
Uwielbiam Gabriela Knighta. Pierwszą część uważam za jedną z najlepszych przygodówek w dziejach, w osobistym rankingu plasuje się tuż za dwiema pierwszymi odsłonami Monkey Island. Pozornie mroczna - w tytule "grzechy ojców", na screenach mrok - kryje w sobie bardzo dużo uroku i humoru charakterystycznego dla przygodówek z połowy lat 90.
Weteran zmian graficznych Pierwszą i trzecią część trylogii dzieli ledwie 6 lat, ale to wystarczyło, by zaliczyła ona kilka rewolucji graficznych. Debiut to klasyczna graficzna przygodówka.
Gabriel Knight: The Sins of the Fathers
Wydana 2 lata później "dwójka", The Beast Within: A Gabriel Knight Mystery, to już interaktywny film. Zamiast zlepkiem pikseli sterowaliśmy Gabrielem w postaci "ruchomej serii zdjęć", odwiedzając atrakcje turystyczne Bawarii i poznając losy przodków Gabriela. Choć interaktywne filmy z tamtych czasów szybko się zestarzały i dziś wydają się co najwyżej ślepym zaułkiem w historii gier, przygody Knighta wciąż trzymają poziom. Kończyłem je niedawno i choć oczywiście aktorstwo stoi na raczej niskim poziomie, to pod względem scenariusza i zagadek jest to świetna gra. Z charyzmatycznym baronem von Glowerem w jednej z głównych ról. Wcielił się w niego nasz rodak Piotr Andrzejewski (poza Polską znany jako Peter Lucas), który zagrał wiele epizodów w hollywodzkich filmach i serialach (od "Dnia niepodległości" po "Nikitę"), ale i tak najlepiej znają go Wasze mamy - z "Tańca z gwiazdami".
Andrzejewski i Dean Erickson (Gabriel Knight)
Gabriel Knight 3: Blood of the Sacred, Blood of the Damned z 1999 roku przyniósł kolejną zmianę konwencji. Tym razem na pełne 3D. To był trend, od którego nie było już odwrotu i jak pokazała historia, trójwymiarowe gry przejęły świat produkcji AAA i już go nie oddały. Z rynkowego punktu widzenia nie było już sensu robić rysowanych przygodówek. Z jakościowego punktu widzenia nie było za to sensu robić przygodówek w 3D. Bryły 3D nie miały w sobie choćby cienia uroku pikseli. Wkrótce przygodówki zapadły w długi, wieloletni letarg.
Gabriel Knight 3: Blood of the Sacred, Blood of the Damned
Gabriel nawet w tym paskudnym 3D nie radził sobie najgorzej, choć dla przygodówkowej drużyny Sierry była to zupełnie nowa technologia. Być może z tego powodu uwadze zespołu przeszła jedna z najbardziej absurdalnych zagadek w dziejach point'n'clicków, w której Gabriel Knight przebiera się za detektywa Mosleya. W tym celu trzeba było dokleić sobie wąsa z kociej sierści - a jako że Mosley wąsów nie nosił... Gabriel przylepiał też sierść do dokumentu tożsamości.
Królowe point'n'click Zagadki z wąsem nie wymyśliła Jane Jensen, autorka Gabriela Knighta. Ale cała reszta serii jest już jej zasługą. W pierwszej odsłonie opowiedziała historię w doskonały sposób, tworząc na ekranie postaci z krwi i kości i mnożąc tajemnice dotyczące kultu voodoo. O ile Monkey Island nie przestawało być lekką przygodówką, Gabriel Knight umiał balansować między humorem a dramatem. Mało kto potrafił tak opowiadać historie, a mówimy o samodzielnym debiucie. Wcześniej Jane pomagała słynnej Robercie Williams przy King's Quest VI: Heir Today, Gone Tomorrow.
Jensen w przypadku Gabriela nie poszła jednak w ślady swej mentorki. Była zapatrzona raczej w przygodówki LucasArts, niż King's Quest czy Police Quest. Przygodówki Sierry były znane ze swojej surowości dla gracza - można było w nich zginąć, interfejs sprawiał sporo problemów, a do tego implementowano w nich punktację niczym w zręcznościówkach. Punkty wprawdzie do Gabriela trafiły (znalazły się też w remake'u), ale poza tym Gabrielowi bliżej było do Secret of Monkey Island niż King's Quest.
Roberta Williams po King's Quest: Mask of Eternity z 1998 roku zapadła w twórczy letarg. Jane Jensen próbowała przetrwać w postapokaliptycznym dla przygodówek świecie. Tworzyła cyfrowe wersje kryminałów Agathy Christie, w 2010 roku błysnęła udanym Gray Matter. W 2012 roku pojawiła się tam, gdzie inni klasycy sprzed lat, jak Tim Schafer czy Brian Fargo - na Kickstarterze, zbierając blisko pół miliona dolarów na Moebiusa. Gra udała się średnio, ale ważne było co innego - pozwoliła wrócić do Gabriela Knighta. Na razie do remake'u. Ale skoro właśnie, po 17 latach, pojawiła się nowa odsłona King's Quest, to może i na Gabriela przyjdzie czas?
Gabriel Knight: Sins of the Fathers 20th Anniversary Edition
Nowy Orlean HD Wróćmy jednak właśnie do remake'u największego hitu Jane Jensen. W zeszłym roku ukazał się na PC, teraz zawitał również na tablety z Androidem i iPady. I ma wszystkie cechy, za które kochało się oryginał - mistyczny klimat voodoo, świetnie odwzorowany Nowy Orlean, udane zagadki oraz niezapomnianą muzykę, zremasterowaną przez kompozytora oryginału, Roberta Holmesa. Wszystko w ładnej, świeżej oprawie. Za pikselami tęsknię i chętnie przywitałbym opcję natychmiastowego powrotu do starej grafiki (jak w remasterowanym Secret of Monkey Island). Tu jej nie ma i domyślam się, dlaczego - lokacje zmieniły się na tyle, że trudno mówić tu tylko o dociągnięciu oprawy do dzisiejszych standardów. Ale w zamian nie brakuje ciekawostek na temat oryginału - można zobaczyć szkice i obrazki, które posłużyły za inspirację dla oryginału. Znalazło się też trochę nowych zagadek.
W remake'u denerwują mnie dwie rzeczy. Jedna mniej, druga bardziej. Tą pierwszą jest przewijanie dialogów - działa to źle i nie pozwala przewinąć naraz więcej niż jednej kwestii, bo nagle głosy zaczynają się dublować i gadać przez siebie, ale nie wyświetli się tekst, który chcielibyśmy przeczytać. Dziwne. Druga to dubbing. W oryginale głosy podkładali Tim Curry oraz Mark Hamill i byli absolutnie mistrzowscy. W nowej wersji nagrywano z udziałem nowych aktorów i niestety południowy akcent Gabriela działa odpychająco i w niezamierzony sposób komicznie.
Gabriel Knight: Sins of the Fathers 20th Anniversary Edition
To jednak wciąż kapitalny kawał przygodówki, tyle że w nowych szatach. Usprawniony o system podpowiedzi i podświetlenie obiektów na ekranie, z którymi można wejść w interakcję. Na wakacje jak znalazł, a zakończyć mogę jedynie tekstem "dziś już takich przygodówek nie robią".
Chyba że remaki.
Marcin Kosman