Nie pokochałem Soulsów, a kocham Elden Ring. Co takiego jest w nowej grze From Software?
Podchodziłem do wszystkich części Dark Souls i Sekiro, z żadną nie zostałem na dłużej, żadnej nie pokochałem. A od Elden Ring nie mogę się oderwać. Co się stało?
07.03.2022 | aktual.: 07.03.2022 17:25
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
O Elden Ring można tu i ówdzie przeczytać, że to "najbardziej przystępne soulsy" od From Software. Może to pozostawiać mylne wrażenie, że gra jest łatwiejsza od Dark Souls czy Sekiro. Nie jest to prawda. W sensie wymagających walk, szczególnie w przypadku bossów wymagających wielokrotnego powtarzania "aż w końcu się uda", niewiele się tu zmieniło w porównaniu z wcześniejszymi grami From. Ale na boku tego wszystkiego istotnie zmieniła się inna rzecz - którą podsumować można jednym zdaniem. Ta gra nie nienawidzi mnie za to, że chcę w nią grać.
To jest chyba dla mnie największa różnica w porównaniu do poprzednich gier From Software i cała istota tej nowej "przystępności". Składa się na nią kilka decyzji projektowych, które razem sprawiają, że faktycznie Elden Ring to najbardziej otwarta na nowych graczy produkcja w historii tego swoistego podgatunku.
U podstaw tych zmian stoi to, co jest jednocześnie największym wyróżnikiem Elden Ring - otwarty świat. Jego wprowadzenie w tej grze całkowicie zmienia jej całościowy odbiór i czyni z niej coś wyraźnie odmiennego od Dark Souls (mimo faktu, że system walki i rozgrywka jest przy tym właściwie identyczna). Twórcy gry wyraźnie inspirowali się Breath of the Wild i to właśnie do ostatniej Zeldy jest najbliżej otwartemu światu z Elden Ring.
Jest to więc świat skonstruowany nie na modłę Ubisoftu, z zadaniami pobocznymi, znacznikami i mnóstwem rzucającego się graczowi do gardła #contentu. Zamiast tego mamy olbrzymią mapę wypełnioną tajemnicami. A to jakiś ukryty enpec, a to mały loch do przejścia w pół godziny, nowy niespodziewany typ przeciwnika, jakaś forteca - na każdym kroku jest coś, co wzmaga w graczu poczucie bycia odkrywcą i chęć zobaczenia, co jeszcze czai się za rogiem (i co chce go zabić).
Dzięki temu jeżeli coś faktycznie mnie zabije albo utknę gdzieś w głównym wątku, nie mogąc sobie poradzić z jakimś bossem, to zawsze mogę pójść gdzieś indziej. Mapa pełna jest miejsc, które zapraszają, w których widziałem coś intrygującego, ale zostawiłem na później, albo które były wcześniej za trudne, ale może teraz spróbuję. Dzięki temu też nie mogę przestać myśleć o Elden Ring po skończeniu rozgrywki. Zastanawiam się, co jeszcze jest do odkrycia, gdzie jeszcze mogę się udać, co jeszcze przeżyć.
To również sprawia, że są to pierwsze "soulsy" od From, które mnie nie stresują. Jak czytałem nie do końca odpowiada to fanom poprzednich gier tych twórców - ludziom, którzy cenili sobie klimat pełny niebezpieczeństwa i level design nastawiony na trzymanie gracza w ciągłym napięciu. Ja z kolei tego napięcia nigdy nie lubiłem i to, że w Elden Ring nie ma go tak dużo... To znaczy jest, bywa, ale że zawsze mogę je zostawić, jak mnie zmęczy i pójść robić coś innego - to przemienia dla mnie tę grę w coś zapraszającego i fascynującego. Nie lubię się stresować.
Są jeszcze inne drobne odstępstwa od wcześniejszej formuły, składające się na całość, od której nie mogę się oderwać. Przede wszystkim znacznie bardziej hojne jest rozmieszczenie checkpointów - praktycznie nie ma tu tych sytuacji, które również męczyły mnie w "soulsach", że powtarzam jakiś element, ale przed każdym podejściem muszę przejść bez sensu ten sam nudny kawałek z tymi samymi wrogami do znudzenia. W Elden Ring kiedy coś powtarzam, to powtarzam tylko to, aż mi się uda, albo zostawię i pójdę gdzieś indziej, żeby spróbować znów za jakiś czas.
Gra nie bawi się też z odbiorcą w bezsensowne pułapki, których nie da się uniknąć za pierwszym razem albo tanie, przypadkowe zabijanie go "żeby się nauczył". Wrogowie i bossowie mogą nienawidzieć gracza, ale Elden Ring w końcu go lubi. Chce, żeby dobrze się bawił, a nie był tylko tyrany i tyrany.
Rozumiem fanów Dark Souls, dla których jest to z kolei zmiana na niekorzyść. Ale wybaczcie - dość mieliście. Czas w końcu, żeby waszymi zabawkami pobawili się też inni, ci, którzy wcześniej nie potrafili dostrzec ich geniuszu. Na przykład ja. I Wy, którzy czytacie ten tekst. Nie dajcie się zwieść powierzchownym podobieństwom - to naprawdę nowa jakość. Spróbujcie. Być może wsiąkniecie na długie godziny i gra stanie się Waszą nową obsesją - tak jak dla mnie.