Nie grasz teraz w grę? Nie żyjesz. Przynajmniej według twórców tej kampanii społecznej
Z każdą kolejną kampanią społeczną dotyczącą gier i Internetu zadaję sobie to samo pytanie - dlaczego wszystkie muszą być tak straszliwie beznadziejne?
17.07.2012 | aktual.: 05.01.2016 16:41
Dlaczego muszą opierać się na najprostszych stereotypach? Dlaczego zawsze starają się wywołać w odbiorcy strach? Czy naprawdę nie można edukować innymi metodami?
Wszystkie te pytania znów pojawiły się w mojej głowie dziś rano, gdy zobaczyłem spot reklamowy kampanii "W którym świecie żyjesz?" realizowanej przez Polskie Centrum Programu Safer Internet (tworzone przez Fundację Dzieci Niczyje oraz Naukową i Akademicką Sieć Komputerową - instytut badawczy).
Na pierwszy rzut oka wszystko jest w porządku. Sama kampania dotyczy - przynajmniej w teorii - "nadmiernego korzystania z Internetu przez dzieci i młodzież". By była jasność: absolutnie nie twierdzę, że taki problem nie istnieje. Nie jestem psychologiem, szczerze się na tym nie znam i jestem w stanie zaufać mądrzejszym ode mnie. Rozmawiajmy na ten temat. Dyskutujmy. Edukujmy. Nie oponuję.
Ale, do jasnej cholery, nie takimi metodami!
Oto jest sobie spot reklamowy rzeczonej kampanii. Co na nim widzimy? Pewien chłopak dosłownie "nie żyje". Dziewczyna go całuje, on umiera. Je obiad rodzinny, umiera. Gra w piłkę, umiera. Ożywa dopiero, gdy wieczorem włącza komputer i zaczyna grać w jakąś strzelankę (sądząc po dźwiękach, ekranu nie widać):
Gdybyście byli zainteresowani, to jest też wersja dla rodziców, trochę skrócona...
...oraz spot radiowy, ale ciężko powiedzieć, o co w nim dokładnie chodzi, bo na YouTubie (tj. oficjalnym kanale fundacji Dzieci Niczyje) jest dziwnie ścięty pod koniec. Tak czy inaczej, też są w nim strzelanki:
A więc, jak widzicie, kolejny raz. Kolejny raz to gry są winne złu całego świata. To nic, że kampania ma traktować o uzależnieniu od sieci, najłatwiej zobrazować ten problem nastolatkiem zabijającym innych na ekranie monitora. W końcu po co wychodzić poza stereotypy, szkoda zachodu przecież... Potem wystarczy jeszcze obwieścić światu nadętą tezę ("ci, którzy żyją w wirtualnym świecie, tracą prawdziwe życie" - blablabla, czyli jakie? Obiadki rodzinne i kopanie piłki? Gdybym naprawdę był nastolatkiem uzależnionym od gier/Internetu, to nie sądzę, bym żałował, że tracę coś takiego. A to przecież do takich osób skierowany ma być podobno ten spot). I nie poprzeć jej żadnymi argumentami, rzecz jasna. Po co? Ważne tylko, by popaść w mentorski ton i spróbować przestraszyć odbiorcę. Strach, jak wiadomo, edukuje najlepiej.
Ten spot ani nie odnosi się do tematyki kampanii, ani nie próbuje nikogo o niczym poinformować (co najwyżej przestraszyć). Nie jest ani zabawny, ani trafny, za to oparto go o najprostsze, krzywdzące stereotypy dotyczące gier.
Być może to my, gracze, powinniśmy wystartować z jakąś kampanią społeczną? "Gracze nie są potworami i też mają prawdziwe życie. Nie uciekaj, gdy widzisz ich na ulicy". Niektórych zdecydowanie wypadałoby wyedukować w tym kierunku.
A tak swoją drogą, to na moje oko największym problemem w tym filmiku są rodzice tego nastolatka. Nie powinni pozwalać mu na granie w produkcje, które najprawdopodobniej nie są odpowiednie dla jego wieku. Czy o PEGI twórcy tej kampanii też nie słyszeli?
Na marginesie: to nawet nie jest polski spot. Został przygotowany w 2009 roku na potrzeby niemieckiej kampanii społecznej klicksafe (tutaj znajdziecie oryginał). Polska kampania została przygotowana we współpracy z tamtym projektem. Cóż, 2009 rok ciągle nie wyjaśnia, dlaczego ten nastolatek korzysta z komputera z - na oko - 1995 roku... Ale nie kopmy już leżącego.
Naprawdę chciałbym, żeby dzieci były bezpieczne w sieci. Ba, chciałbym, żeby w ogóle były bezpieczne, bo ja przecież nie mam nic przeciwko dzieciom. Życzyłbym sobie jednak, żeby zajmował się tym ktoś z większymi kompetencjami, kto potrafi chociażby dostrzec świat poza stereotypami. Może kiedyś moje życzenie się spełni. Na razie się na to nie zanosi.
Tomasz Kutera