"Nie chodzi nam, o to by każdy odblokował wszystko" - Ubisoft próbuje tłumaczyć się z mikrotransakcji w For Honor
Niezbyt mu to wychodzi.
Z jednej strony należy się autorom poklepanie po plecach za to, że nie chowają głowy w piasek. Widzą o czym dyskutuje społeczność i zabierają głos. Ostatnio dyskusja toczyła się wokół dodatkowych elementów For Honor. Opcjonalnych dodatków wizualnych, za które trzeba zapłacić albo chorą liczbą godzin spędzonych w grze, której ekonomia jest przeciwko graczowi, albo sięgnąć do portfela. By wydać ponad 3 tysiące złotych (jeśli do mikrotransakcji doliczymy też kupno gry). Okazuje się, że autorzy nie biorą pod uwagę takiego podejścia.
Od biedy jestem w stanie zrozumieć argumentację, że do gry wrzucono masę elementów kosmetycznych po to, by gracz miał wybór. By nawet dość wcześnie w grze mógł wyróżniać się na polu walki emotkami czy elementami dekoracyjnymi, które sam wybrał. Ale porównywanie For Honor do World of Warcraft jest karkołomne. Gdzie Rzym, a gdzie Azeroth w kwestii skali zabawy. Podobnie z MOBA-mi - w poprzednim wpisie apelowałem do Ubisoftu by nie mieszał dwóch modeli biznesowych. Jeśli For Honor byłoby, tak jak większość gier MOBA, darmowe na pewno nikt by się nie czepiał mikrotransakcji.
Warrior's Den Weekly Livestream - March 21st
Jest pewnie tuzin sposobów na to, by "podkręcić" ekonomię w grze, by gracz czuł się nagradzany taką ilością stali (waluta), by nie czuł się naciągany. Większe nagrody za mecz, więcej dziennych misji - to pierwsze przychodzi do głowy. Przyznanie się do błędu nie byłoby powodem do wstydu. Ba, to - nomen omen - honorowe wyjście wybrali swego czasu autorzy Forza Motorsport 5, którym gracze wytykali umieszczenie w grze lichych nagród, by skłonić mniej odpornych do sięgnięcia do portfeli. Niestety Ubisoft idzie w zaparte imając się absurdalnych wymówek:
Skoro tak, to może przy For Honor 2 albo kolejnej grze powinieneś pozwolić, drogi Ubisofcie, graczom na to by sami wybrali kim chcą grać i za kogo płacić. Po co mam kupować całą grę z 12 zawodnikami i karnet na kolejnych skoro twoim zdaniem będę grać maksymalnie trzema? Nie brzmi to zbyt rozsądnie z punktu widzenia budżetu, a są już przecież gry - chociażby Killer Instinct na Xboksie One - które podchodzą do tego typu zagadnień prokonsumencko.
Kogoś patrzącego z boku drama może śmieszyć. Ale jeśli pogralibyście trochę w For Honor, wiedzielibyście, że nagrody są tam naprawdę mizerne. Na tyle, by uaktywnić we mnie pewien sprzeciw przeciwko dojeniu klienta, który zapłacił za grę pełną cenę w takim samym stopniu co gracza free-to-play.
Maciej Kowalik