Nie było lepszego momentu na czwartą generację Pokémonów w Go
Wszak premiera Let’s Go! za miesiąc z hakiem.
17.10.2018 13:18
Dla mojego pokolenia czwarta generacja Pokémonów to ta, przy której już byliśmy nieobecni. Tak po prostu. Oddzieliła zajawkowiczów od przyszłych, prawdziwych fanów serii. A zatem o magicznej marce z entuzjazmem wypowiadać zaczęli się raczej tylko właściciele platform Nintendo - ci, którzy mieli jak poznawać następne rozdziały twórczości Game Freak. Bo z anime pewnie niewielu zostało. U nas odsłony Diamond i Pearl cieszyły się jednak umiarkowaną popularnością, na pewno ze względu na to, jak łatwo było spiracić DS-a. A zatem niektórzy dzisiejsi fanatycy aplikacji Niantic mają jeszcze szansę na tę wiadomość zareagować z entuzjazmem.
Open your eyes to an exciting new world in Pokémon GO!
Wczoraj do Go trafiła pierwsza część nowego rozszerzenia. Stworki czwartej generacji - których powinno łącznie być odrobinę ponad sto - pojawiać się będą w niewielkich odstępach czasowych. Zobaczycie je zarówno w terenie, jak i po magicznym „Oh…?”. Niantic od jakiegoś czasu eksperymentuje z efektami środowiskowymi - na spotykane gatunki wpływ ma już pogoda w naszym mieście oraz pora dnia. Ponadto na terenach zalesionych pojawiać się ma od teraz więcej potworków. To ostatnie, o ile działać będzie sprawnie, ocaliłoby dwa lata temu niemałą grupę prowincjonalnych trenerów przed wieloma nerwami.
Potwierdzono już, że czwarta generacja zawiera ekskluzywne dla danych regionów Pokémony. Carnivine prawdopodobnie pojawia się wyłącznie w Stanach Zjednoczonych, Chatot w Australii i Brazylii, zaś Pachirisu - Kanadzie. Czy znowu znajdą się osoby z usposobieniem na tyle szalonym, by zrobić małą wycieczkę po świecie w celu skompletowania Pokedexu?
Oczywiście, ważne aktualizacje sprzężone są z rychłą premierą Let’s Go!, najnowszą grą w serii, pierwszym „niemal-erpegowym” odszczepem marki na konsolach stacjonarnych. Jak wiadomo, połączenie jednego z drugim da nam sporo bonusów. A bez aplikacji Niantic możecie wybić sobie z głowy „scalakowanie” pstryczkowych Poksów. W moich oczach to bardzo fajny zabieg. Ileż razy czytałem o mobilnych dziwactwach, które „przedłużą” doświadczenie z konsoli, trudno zliczyć. Jak często coś takiego dostawałem? Cóż, chyba nie dostałem nigdy.