Ni No Kuni: Wrath of the White Witch - recenzja
Ni No Kuni to, wydawałoby się, dwie sprzeczności w jednej grze: piękna, wzruszająca prosta opowieść oraz zaskakująco rozbudowana i nie tak prosta mechanika rozgrywki.
5/5 - Koniecznie! Choć Ni No Kuni cierpi na jRPG-owe bolączki, które odstraszają od gatunku wiele osób - długie nieme dialogi, wiele powtarzalnych zadań - to jednocześnie jeśli miałbym komuś polecić „jego pierwszy japoński RPG”, to wybór padłby właśnie na Ni No Kuni: Wrath of the White Witch.
Piękno dookoła mnie... Łatwo dać się zauroczyć Ni No Kuni. Bo oto gra, która wygląda jak film animowany. Kropka. Nie ma żadnego „ale...”, żadnego rzucania terminami w stylu „cel-shading” czy „ręcznie malowane tła”. Nie wiem, jak magicy z Level 5 to zrobili, ale rozgrywka praktycznie nie różni się od scenek filmowych przygotowanych przez studio Ghibli, mistrzów japońskiej animacji. Która, nawiasem mówiąc, wcale nie wygląda japońsko, co powinno przyciągnąć do Ni No Kuni także osoby zmęczone dominacją wielkookich postaci w grach jRPG. Nie ma co owijać w bawełnę - ta produkcja jest po prostu śliczna. Powinni ją wydać jako film, dla tych, co nie grają, albo jako ilustrowaną książkę, dla tych, co nie oglądają kreskówek. Dla tych, co nie czytają książek z obrazkami, nie ma już nadziei.
...i we mnie Taka oprawa ma nie tylko cieszyć oko, ma też bardziej konkretny cel - uświadomić graczowi, że oto trafił do baśni, jaką pamięta z dzieciństwa. Niewiele gier tak dokładnie realizuje scenariusz zaczynający się od słów „Dawno, dawno temu...”. Dlatego Ni No Kuni może sobie pozwolić na prostą, nieco przewidywalną fabułę. Nie spodziewajcie się nagłych zwrotów akcji - ta baśń jest jak wiele innych, ma schemat, który funkcjonuje od lat. Jest w nim chłopiec, który zostanie bohaterem. Pokona wielkie mroczne zło nękające bajkową krainę. Aby jednak do tego doszło, Oliver z miasta Motorville musi przejść serię prób, zebrać wiernych towarzyszy, odnaleźć magiczne przedmioty i odbyć długą podroż. I wiem, że mu się uda, bo za jego działaniami stoi najszlachetniejsza z motywacji - ocalenie ukochanej osoby - oraz dziecięca niewinność i wiara w to, że dobro zawsze tryumfuje.
Można się zżymać, że to sztampowa opowieść, że znamy to wszystko skądinąd. Ale chyba nie o to chodzi. Ocenianie fabuły Ni No Kuni nie ma sensu - jak każda baśń, ma ona prostą i szlachetną funkcję: nauczyć nas lub przypomnieć, że warto być dobrym. Nie ma tu żadnej rewolucji, bo jedną z cech bajkowego świata jest to, że od razu czuje się w nim znajomo. Może dlatego, że świat Ni No Kuni to odbicie naszego; choć kot może być tu królem, a gnom z lampą w nosie - najpotężniejszą z wróżek.
Nie ma tu odcieni szarości ani wyborów moralnych. Gra opowiada o dziecku, które bez wahania pomaga każdemu, kto tego potrzebuje. Choć w nowym świecie Oliver zostaje potężnym magiem, nie traci jednak czystego serca. „Bądź dobry i dziel się tym z innymi” - mówi mi gra. Pewnie dlatego biegałem po miastach, wykonując proste zadania „Przynieś, podaj, pozamiataj”. Dlatego znajdowałem kolejne osoby, które zły dżin pozbawił kawałka serca, i pomagałem im go odzyskać. Dlatego stoczyłem dziesiątki dziesiątek podobnych do siebie walk. Z każdym krokiem widziałem, że Oliver staje się lepszym człowiekiem, a jego dobro, odwaga i szlachetność promieniują na całą krainę. A wszystko to oglądałem opowiedziane pięknie i z humorem - tak, że chce się wysłuchać baśni do końca, poznać zakończenie, przekonać, czy „żyli długo i szczęśliwie”.
Choć prosta to historia, nie zabraknie momentów wzruszających, wartych zapamiętania. Wspomnicie pewnie chwilę, gdy z bajkowego świata przyjdzie nam wrócić do Motorville, by rozwiązać problem rodzinny jednego z bohaterów. Zapracowany ojciec, martwiąca się o niego matka, zaniedbana córka - w grze to sprawka złych sił magicznych, jednak uniwersalna nauka wynikająca z tego zadania brzmi inaczej: „Miłość i zrozumienie przezwyciężają problemy”. Takich prostych lekcji jest kilka, wyraźnie przeznaczonych dla młodszych graczy. Dlatego irytuje mnie, że nie powstała polska wersja gry - choć i tak byłaby przeznaczona do grania z rodzicami, ponieważ większość dialogów to tylko napisy.
Ja i moja menażeria Trzeba jednak pamiętać o jednym - Ni No Kuni: Wrath of the White Witch jest jRPG-iem ze wszystkimi tego konsekwencjami, które można uznać za wady lub zalety. Nie wszyscy, których urzekła oprawa, dadzą się wciągnąć rozgrywce, bowiem pełna jest ona gier w grze, elementów, na które spokojnie można zużyć kilkanaście godzin. Choćby walka. Na gracza czekają dziesiątki, jeśli nie setki, losowych walk - wśród trofeów jest jedno za stoczenie 1000 potyczek, co daje do myślenia. Dla jednych będzie to okazja do podniesienia poziomów postaci, dla innych męcząca, bo powtarzalna, przeszkoda na drodze do poznania kolejnego rozdziału fabuły. I choć można przeć do przodu, uciekając komu się da i ciesząc się, gdy słabsi przeciwnicy przed nami uciekną, to nie wiem, jak długo ta taktyka pozwoli wygrywać. Ni No Kuni wymaga odrobiny wysiłku i zaciśnięcia zębów (z angielska zwanego grindem) - i prędzej czy później wymusi na graczu choćby odrobinę, stawiając mu na drodze wyjątkowo opornego bossa. A te przyjemniaczki potrafią napsuć krwi i zmusić do kilku podejść.
Sama walka została pomyślana jednak tak, by osoby znające już japońskie RPG się nie nudziły. Zapomnijcie o statycznych turach. Przeciwnicy są w ruchu i my też musimy, bo nieraz przyjdzie szukać słabego punktu przeciwnika: wielki demon Bashura nosi na plecach tarczę chroniącą go od ataków z tej strony, zaś płonący Moltaan ma wrażliwy ogon. Do walki można ruszyć osobiście lub - co jest zalecane - wysłać jednego z towarzyszących nam magicznych chowańców. Kraina pełna jest stworków, które wystarczy pokonać i złapać, by stanęły do walki po naszej stronie. Oczywiście w celu poprawienia skuteczności trzeba kreaturki hartować w kolejnych potyczkach, dokarmiać smakołykami, a po jakimś czasie ewoluować na wyższy poziom. Tak, dobrze myślicie - jeśli zawsze chcieliście zagrać w Pokemony, a nigdy nie mieliście konsoli Nintendo, to Ni No Kuni da Wam bardzo podobne przeżycie. Fantazja poniosła grafików z Kraju Kwitnącej Wiśni - potworki są dziwne, bo u boku Olivera może stanąć plujący ogniem demon-niemowlak, płyta nagrobna albo kiść bananów. Ale wszelkie projekty postaci są bardzo pocieszne i jeśli nawet nieco straszne, to w taki bajkowy sposób.
Gry w grze Wbrew swojej oprawie Ni No Kuni kryje w sobie całkiem skomplikowaną mechanikę. Na polu walki może się znaleźć nawet trzech ludzi, każdy kontrolujący jednego stworka i mający dwa w odwodzie. Między postaciami można się swobodnie przełączać, jednak zawsze pod kontrolą jest jedna - reszcie można ustalić taktyki, według których mają postępować. Każda postać to osobny zbiór czarów i umiejętności. Do tego warto dodać, że stworki mają różne znaki zodiaku, posługują się albo siłą fizyczną, albo różnymi rodzajami magii, mogą mieć różne umiejętności, uzbrojenie i rozmaicie rozwinięte statystyki. W sumie daje to szaloną liczbę kombinacji i nieraz zwrócenie uwagi na to kogo i jak się atakuje może uratować od powtarzania enty raz ten samej walki. Ni No Kuni wymaga ciągłego zarządzania zasobami dwunastoosobowej drużyny. Ciągłego treningu, zarabiania pieniędzy na przedmioty, sprzęt i składniki. Jeśli macie żyłkę kolekcjonera, to przygotujcie się na długą podróż. Sama fabuła to ok. 30 godzin. Zebranie wszystkiego i dla wszystkich? Boję się myśleć. Na pewno pomocny będzie wbudowany kilkudziesięciostronicowy przewodnik po świecie.
Nie wspomnę już o takich dodatkach jak rozbudowana alchemia, pozwalająca tworzyć eliksiry i przedmioty, zadania z chwytaniem i polowaniem na określone chowańce, dbanie o relacje z naszymi pupilami, szukanie odpowiednich kawałków serca dla strapionych mieszkańców, szukanie ukrytych skarbów - i pewnie jeszcze coś, o czym zapomniałem. Jak pisałem - pełno tu gier w grze i bez problemu można spędzić w Ni No Kuni kilka godzin, nie poznając ani odrobiny dalszej historii - po prostu ulepszając, szukając i trenując.
Długa droga przed wami Mam wrażenie, że konstrukcja całości wyjątkowo pasuje do opowieści, którą Ni No Kuni przedstawia - długa i nieco żmudna jRPG-owa rozgrywka dobitnie pokazuje, jak wiele wysiłku i wyrzeczeń jest potrzebne, by móc uratować świat i najbliższą osobę. Oliver podejmuje tę próbę - daje tym samym wyraz największej odwagi i poświęcenia.
Jeśli zaś czytanie o tym wszystkim wywołało u Was chęć zapomnienia o tej grze jak najszybciej, to spokojnie - twórcy przygotowali tryb easy, który upraszcza walki. Powinien pozwolić na spokojne granie tym, którzy nie lubią grindowania, tym, którzy chcą się cieszyć opowieścią, tym, którzy grają z dziećmi. Choć nadal nie dam gwarancji, że wszyscy zdołają ją skończyć.
Werdykt Choć Ni No Kuni cierpi na jRPG-owe bolączki, które odstraszają od gatunku wiele osób - długie nieme dialogi, wiele powtarzalnych zadań - to jednocześnie jeśli miałbym komuś polecić „jego pierwszy japoński RPG”, to mój wybór padłby właśnie na Ni No Kuni: Wrath of the White Witch. Uniwersalna treść i piękna forma powinny trafić do każdego. Ni No Kuni urzeknie też fanów gatunku - łączy ze sobą elementy Final Fantasy i Pokemonów, ale wnosi też powiew świeżości. Jest grą japońską aż do ostatniego bita zapisanego na płycie Blu-ray. A takie albo się kocha, albo nienawidzi.
Ja ją pokochałem. I każdemu polecam.
Paweł Kamiński
5/5 - Koniecznie! (Ocenę 5 otrzymują gry bardzo dobre, dopracowane, urzekające - po prostu świetne).
Paweł Kamiński
Deweloper: Level 5 Wydawca: Namco Bandai Dystrybutor: Cenega Data premiery: 1 lutego 2013 PEGI: 12
Grę do recenzji dostarczył dystrybutor.
Ni No Kuni: Wrath of the White Witch (PS3)
- Kategoria wiekowa: od 12 lat