Neonowe smoki, powroty do przeszłości i rewelacyjny Dziki Zachód: testowaliśmy cyfrowe portfolio Ubisoftu
9 kwietnia na zaproszenie Ubisoftu wziąłem udział w prezentacji Spring Digital Days 2013, na której francuska firma prezentowała swoje zmierzające do cyfrowej dystrybucji portfolio na najbliższe miesiące. Grałem (i rozmawiałem z twórcami) w Far Cry 3: Blood Dragon, Might & Magic X: Legacy, Call of Juarez: Gunslinger, Flashback i Cloudberry Kingdom. Oto, co o nich sądzę.
11.04.2013 | aktual.: 07.01.2016 15:45
Far Cry 3: Blood Dragon
Far Cry 3: Blood Dragon
"STUPID" - to słowo, zapisane właśnie wielkimi literami, było chyba najważniejsze podczas krótkiej prezentacji Blood Dragon. Twórcy tego samodzielnego dodatku do Far Cry 3 wzięli po prostu mechanikę z tamtej produkcji, dorobili do niej świat oraz historię wyciągniętą żywcem z kiczowatych lat 80. i na tym oparli cały swój pomysł. Z naiwności niektórych rozwiązań, przesadzonej, neonowej kolorystyki i durnoty głównych bohaterów zrobili największy atut. "Mamy beznadziejny scenariusz", przyznają się wprost.
Jak powiedział mi Philippe Fournier, jeden z twórców Blood Dragon, inspirowała ich popkultura lat 80. w swojej najbardziej kiczowatej odmianie. Nie chodzi więc o sam cyberpunk czy filmy w stylu RoboCopa albo Terminatora, ale o ten moment, gdy nagle stawały się dziwacznymi kreskówkami, a ich bohaterowie w najrozmaitszych formach trafiali do sklepów z zabawkami. "Nazywamy to erą VHS", stwierdził Fournier.
To jednak pastisz skierowany nie tylko w lata 80., ale także, po części, w jak najbardziej współczesne gry. Na samym początku rozgrywki z całą mocą zaatakował mnie nie dający się pominąć samouczek, który co chwila przypominał mi, że muszę przez niego przejść i że powinno mnie to denerwować. "Rozejrzyj się, by się rozejrzeć", poinformował mnie kobiecy głos podczas jednego z poleceń. Chwilę wcześniej komunikat na ekranie oświadczył zaś, że doskonale wie, jak bardzo mnie wkurza, ale jeśli nacisnę przycisk A, to zniknie. Zniknął, a ja szczerze się przy tym uśmiałem.
Far Cry 3: Blood Dragon
Choć dowcip w Blood Dragon zdaje się być kreowany na największy atut tej produkcji, to jednak, prawdę mówiąc, po kilkunastu minutach rozgrywki przestałem jakoś zwracać na niego uwagę. Owszem, strzela się do dziwnie wyglądających robotów z karabinu laserowego robiącego "piu piu piu" i rzuca się w nie shurikneami wyciągniętymi gdzieś z opowieści o Wojowniczych Żółwiach, ale nie da się ukryć, że pod względem samej rozgrywki jest to zupełnie współczesna strzelanka. Czy też raczej: po prostu Far Cry 3 ze wszystkimi jego elementami, choćby skradaniem, otwartym światem (mniejszym niż w podstawowej grze, ale to dość zrozumiałe) czy zbieraniem rozmaitych przedmiotów.
Co, ma się rozumieć, jest zaletą, bo to przecież świetna gra jest. Przypomina mi się w tym momencie ubiegłoroczne Retro City Rampage, które również starało się parodiować podobne motywy, przy okazji jednak brakowało w nim satysfakcjonującej, przemyślanej mechaniki. Mocno się wtedy zawiodłem. Liczę, że tym razem będzie inaczej, bo ta estetyka zdecydowanie zasługuje na dobrą grę. No i prywatnie na pewno wolę to, niż kolejnego "modern shootera" z kijem w... przełyku. Nawet, jeśli dowcip bywa czasami ciężkawy.
Call of Juarez: Gunslinger
Call of Juarez: Gunslinger
W przeciwieństwie do poprzednich części serii, Gunslinger ma trafić nie do pudełek, ale do cyfrowej dystrybucji. Czy w związku z tym będzie mniejszy i/lub tańszy niż one? "I jedno, i drugie", odpowiedział mi Aymeric Evennou, który w Ubisofcie zajmuje się tą marką. I choć w pierwszej chwili nie brzmi to najlepiej, to jednak jakiekolwiek obiekcje przestałem mieć po zaledwie kilku minutach spędzonych z grą.
Zresztą, więcej specjalnie nie dało się spędzić, bo prezentowany etap był raczej krótki. Podczas niego goniłem szajkę złodziei ukrywającą się w wykolejonym pociągu na jakimś moście, gdzieś daleko, daleko na Dzikim Zachodzie... Klimat wylewa się z Gunslingera hektolitrami, a lekko pociągnięta komiksową kreską grafika tylko dopełnia wrażenie uczestniczenia w jakimś zrealizowanym właśnie dziecięcym marzeniu o byciu dzielnym kowbojem. Rewelacja.
"To niczym opowieść z jakiegoś zapadłego saloonu, snuta nad butelką whisky", podsumował Evennou - i, faktycznie, trzeba mu przyznać rację. Bardziej poważnych motywów (wojna secesyjna, te sprawy) rodem z Bound in Blood raczej nie należy się spodziewać, ale za to wystąpi mnóstwo znanych, westernowych postaci, jak choćby Butch Cassidy czy Sundance Kid.
I, by była jasność, nie mam nic przeciwko temu - tym bardziej, że sama rozgrywka w Gunslingerze jest naprawdę świetna. Samo strzelanie swoim tempem i miodnością najbardziej przywiodło mi na myśl kultowego Painkillera, natomiast zdobywane za efektowne zabójstwa punkty to ukłon w stronę innej gry People Can Fly, Bulletstorma. Taka konwencja akurat do opowieści o Dzikim Zachodzie bardzo pasuje, tak samo jak możliwość spowolnienia czasu i dokładnego wycelowania w przeciwników, przesadzona brutalność czy rewelacyjne sekwencje pojedynków 1 na 1. Kupuję to w całości - szczególnie ciekaw jestem zaś trybu Arcade, w którym usunięte zostaną elementy fabularne, będzie za to więcej przeciwników. Grałbym.
Might & Magic X: Legacy
Might and Magic X: Legacy
Niestety - gra, której na całej prezentacji byłem najbardziej ciekaw, okazała się największym zawodem. Dziesiąta część słynnej serii odrzuca już na starcie: jest paskudnie brzydka - i mówi to osoba, która naprawdę nie oczekuje graficznych wodotrysków. Modele przeciwników wyglądają jak wyjęte z Might & Magic: Heroes VI - tylko że tam obserwuje się je z bezpiecznej odległości, a nie na zbliżeniach, ale najbardziej i tak przeszkadzały mi chyba pastelowe kolory. Ja rozumiem, że to się musi stylistycznie wpisywać w obecną linię marki, ale co sprawdza się w strategiach, niekoniecznie musi pasować do RPG (swoją drogą, na obrazkach, przyznaję, nie wygląda to nawet źle, ale uwierzcie, że w rzeczywistości jest gorzej...).
O ile jednak jestem w stanie jakoś przełknąć oprawę, o tyle ciężko mi się pogodzić z nieintuicyjnym interfejsem (nie, to nie jest synonim słowa "oldschool") czy dziwnymi decyzjami projektantów - przede wszystkim z tym, że świata nie można swobodne przemierzać, jest bowiem podzielony na kwadratowe pola. Erwan Le Breton, dyrektor kreatywny przy tej produkcji, zdradził mi co prawda, że podjęto taką decyzję z uwagi na to, że do gry dołączony będzie już od startu edytor poziomów, a twórcom zależy, by był jak najbardziej intuicyjny, ale i tak nie czuję się przekonany. Nie wierzę, że nie mógłby taki być bez zastosowania "szyn".
Might and Magic X: Legacy
O samej rozgrywce ciężko mi niestety powiedzieć więcej. Owszem, jest żywcem wyjęta ze starych odsłon Might & Magic, ale zaprezentowane demo zapewniało zaledwie 10 minut rozgrywki, było totalnie liniowe, a postaci, które dano do przetestowania, były tak "przypakowane", że zupełnie nie było miejsca na kombinowanie. Nie tego się spodziewałem.
Szczerze - ubiegłoroczne Legends of Grimrock to rzecz, po tym, co widziałem, o klasę lepsza. A przecież zbliża się jeszcze jego druga część. I choć Le Breton uważa, że obie gry mogą trafić do tych samych odbiorców, zwłaszcza, że LoG to bardziej dungeon crawler, a M&M to bardziej tradycyjne RPG, to jednak ja mam co do tego wątpliwości. Na razie po prostu Legacy wygląda zbyt słabo. Ale, kto wie, może do premiery zostanie jeszcze odpowiednio dopieszczone. Liczę na to.
Flashback
Flashback
Wedle Księgi Rekordów Guinessa Flashback Paula Cuisseta to najlepiej sprzedająca się w historii gra rodem z Francji. W sumie nic dziwnego, że jej remake wydaje francuska firma.
Bo to jest remake, a nie tylko wersja odświeżona graficznie - i to rzecz godna podkreślenia. Jak powiedział mi Simon H. Mackenzie, jeden z jej twórców, będą w niej nowe etapy, nowe elementy fabularne i rozgrywkowe czy nowe sekrety. Fani będą więc zadowoleni nie tylko z powrotu do przeszłości, ale także z powodu nowej zawartości. Zwłaszcza, że o jej poziom w stosunku do oryginału można być raczej spokojnym - nad remakiem również pracuje Cuisset.
Zaprezentowane demo było dosyć krótkie, ale nie mogę na nie specjalnie narzekać, bo bawiłem się dobrze. Zaskoczyło mnie, że zastosowano model skoku rodem z dawnych lat - starego Flashbacka co prawda nie pamiętam, ale za to poczułem się jakbym grał w najstarszą część Prince of Persia. Na szczęście szybko się przyzwyczaiłem i w żaden sposób mi to nie przeszkadzało. Boję się tylko trochę, że Flashback może trochę zaginąć w tłumie - dzisiaj już "platformówka 2D" nie budzi specjalnych emocji. Ale kto wie, może zadziała magia oldschoolu.
Cloudberry Kingdom
Cloudberry Kingdom
Platformówką 2D jest również ostatnia gra, która miałem okazję przetestować, czyli Cloudberry Kingdom. Powiem krótko: jeśli przeszliście już całego Super Meat Boya na wszystkie sposoby, a drugiej części ni widu, ni słychu, to właśnie znalazłem grę dla Was. Jest kosmicznie trudna, wymaga małpiej zręczności, składa się z mnóstwa króciutkich poziomów i... to w sumie tyle. W przeciwieństwie do SMB można w nią grać w kilka osób, więc spodziewam się, że będzie robić furorę na imprezach. Graficznie jest raczej dosyć... minimalistyczna, ale naprawdę nie warto jej z tego powodu skreślać. Zapiszcie ją sobie w pamięci, warto.
Tomasz Kutera