Need for Speed: The Run - recenzja

Need for Speed: The Run - recenzja

Need for Speed: The Run - recenzja
marcindmjqtx
21.11.2011 18:08, aktualizacja: 30.12.2015 13:28

Bohater ucieka przed policjantami, skacząc po dachach stojących obok siebie budynków. Obezwładnia funkcjonariusza, rzucając się w dalszą ucieczkę - a wszystko to w sekwencjach QTE. Tak na samym początku wyglądał Need for Speed: The Run. Jak się jednak okazuje, najwięcej tu klasycznych wyścigów, w których główne role grają szybkie i piękne samochody. Czy nowy NFS rzuca na kolana?

Za sprawą „Need for Speed: The Run” studio Black Box postanowiło ponownie położyć duży nacisk na wątek fabularny. Po naprawdę słabym „Undercover” historia zadłużonego Jacka Rourke'a, który w pogoni za dużymi pieniędzmi przemierza całe Stany Zjednoczone, brzmi naprawdę fajnie i wciągająco. Organizowany jest wielki wyścig, w którym można wygrać 25 milionów dolarów. Jeśli z całej dwusetki startujących Jack dojedzie do mety pierwszy, otrzyma nie tylko 10% tej sumy (90% bierze jego urocza opiekunka, która zaproponowała mu całą imprezę), ale również skończą się jego problemy ze światkiem przestępczym. Młodzieniec nie zastanawia się ani chwili, w jego żyłach obok adrenaliny płynie przecież benzyna, wsiada więc ochoczo do samochodu i do dechy wciska pedał gazu.

To początek emocjonującej przygody, w której jest miejsce jedynie na tankowanie pojazdu i picie kolejnych puszek napojów energetyzujących. Droga z San Francisco do Nowego Jorku to kilka tysięcy kilometrów i każda minuta jest na wagę złota. Pamiętacie niedawne doniesienie, jakoby cała nadmuchana przez Electronic Arts przygoda miała trwać jedynie dwie godziny? Warto już teraz rozwiać pewne nieścisłości - na normalnym poziomie trudności grałem 5 godzin z małym hakiem. Sumując jednak czas samych przejazdów, licznik pokazał dokładnie 2 godziny i 19 minut. Jest to na tyle trafiony wynik, że nie tylko nie czułem znudzenia grą, ale też nawet przez chwilę nie uważałem, że coś dzieje się lub kończy za szybko. Twórcy umiejętnie wyreżyserowali tę przygodę, na którą składa się nie tylko samo dociskanie pedału gazu i walka o kolejne miejsca w stawce.

Need for Speed: The Run | Run For The Hills Gameplay

Need for Speed: Heavy Rain Tak Tomek Kutera podsumował pierwszy materiał z „The Run”. Obawialiście się, że będzie w grze zbyt wiele sekwencji QTE, na których Jack ucieka policji, skacząc po dachach i traktując z buta kolejne drzwi? Okazało się, że takich akcji jest raptem kilka i naprawdę urozmaicają zabawę. Owszem, są bardzo proste, ale za to ładnie wyreżyserowane i bardzo dynamiczne. Pasują ponadto do całej opowieści, dzięki czemu przejdziecie przez nie z uśmiechem na ustach. Naprawdę efektownie prezentuje się jeden z fragmentów, w którym stajemy się przyczyną wypadku wyglądającego tak, jak scena z typowo hollywoodzkiej superprodukcji.

A skoro mowa o urozmaiceniach, to trzeba koniecznie wspomnieć o dwóch rodzajach wyścigowych „przeszkadzajek”. Pierwszy to policjanci, którzy co jakiś czas usilnie próbują utrudnić nam dojechanie do mety, drugi to osiągający niesamowite prędkości mafiozi, którzy prują do nas z karabinów maszynowych. Fajnie to wyszło, dodaje miłego smaczku do przygody.

Symulacja? Jaka symulacja? Większość gier z serii NFS to czyste zręcznościówki i dokładnie tak jest w przypadku „The Run”. Nie znajdziecie tu ani krzty symulacji - samochody prowadzą się bardzo arcade'owo, ślizgają się niemal po torze. Sporo tu driftów, a hamulec przydaje się najbardziej właśnie do nich. Prawy palec odpowiadający za międzynarodowy znak pozdrowienia, praktycznie nie puszcza dociśniętego do oporu triggera, a odnawiający się co jakiś czas dopalacz jest najlepszym przyjacielem. Sporo tu efektownych akcji oraz konkretnych wypadków. Czołowe zderzenie sprawia, że samochód wygląda naprawdę źle, rozpryskują się szyby, wygina blacha, lecą iskry. Naprawdę fajna sprawa, szczególnie że w NFS-ach bywało z tym różnie.

Jest jednak w „The Run” jedna rzecz, która irytuje niemiłosiernie i wydaje się największym błędem gry. Co chwila będziecie oglądać na ekranie ikonę przewijania, która cofnie Was do ostatniego punktu zapisu (często jest on naprawdę daleko od miejsca wypadku). Po czołówce - rozumiem, po dachowaniu - rozumiem, po zawinięciu się na słupie - również. Ale, na Odyna, po lekkim zjechaniu na pobocze? Czasami wystarczy przejechać po trawie czy piachu, by gra sama, bez naszej zgody, cofnęła nas do punktu zapisu. A tychże cofnięć nie ma znowu tak wiele, im poziom trudności większy, tym mamy ich mniej. Gwarantuję Wam, że z tego powodu zaklniecie pod nosem przynajmniej kilkadziesiąt razy. Ktoś powinien za ten pomysł stracić pracę. Najbardziej chybione przewijanie czasu w historii elektronicznych wyścigów.

Czym pojeździmy? Pojazdów w grze jest grubo ponad sto. Znajdziemy tu takie marki jak Aston Martin, Audi, BMW, Lamborghini, Lotus, Mercedes czy też Porsche. Sporo znanych modeli, zarówno z grupy sportowych samochodów egzotycznych, jak i klasycznych, amerykańskich muscle carów. Podczas trybu The Run będziemy je zmieniać, przejeżdżając przez stacje benzynowe - czasem po pokonaniu jakiegoś fabularnego przeciwnika zasiądziemy za kierownicą jego pojazdu, różniącego się w jakiś sposób od seryjnego modelu. Niestety, samochody nie są przesadnie dopracowane, przez co oglądanie ich nie napawa radością. Prowadzą się oczywiście zupełnie inaczej, warto więc albo znaleźć ulubione auto, albo - w zależności od rodzaju trasy - odpowiednio je dobierać. Ja skorzystałem z pierwszego wariantu, ale na pewno znajdą się osoby, które chętnie przetestują wszystkie możliwe do sprawdzenia samochody. Spora część z nich jest zablokowana, warto więc nie zostawiać sobie trybu wyzwań na później, bo to właśnie dzięki niemu w wirtualnym garażu pojawią się kolejne maszyny. W nowym „NFS-ie” nie ma w ogóle opcji tuningu, przez co trzeba się cieszyć tym, co przygotował dla nas Black Box.

Raz lepiej, raz gorzej Need for Speed to seria trzymająca równy poziom oprawy graficznej. Tym razem postanowiono użyć silnika Frostbite 2, który (jak doskonale wiemy) oferuje naprawdę niezły model zniszczeń obiektów - szkoda, że nie widać tego w grze. Ale po kolei. Pierwsze 10-15 minut zabawy wygląda koszmarnie. Wiem, że złomowisko nie jest najpiękniejszym miejscem jakie można sobie wyobrazić, ale podczas rozpoczynającej grę ucieczki miałem na twarzy grymas rozczarowania. W kwestii wykonania pojazdów utrzymał się on praktycznie do samego końca gry. Jego obraz dopełnia opcja oglądania samochodów w specjalnym trybie - mam w pamięci niedawną przygodę z „Forza Motorsport 4” i różnica wykonania aut jest tak ogromna, jak rozczarowanie „Duke Nukem Forever”.

Na szczęście wizualnie gra nabiera rumieńców już po jakimś czasie, gdy rzuca nas w kolejne rejony USA. I powiem Wam, że niektóre trasy wyglądają fantastycznie. Rozpływałem się wręcz podczas odcinków jesiennych, w których moja fura mknęła przez różnokolorowe liście upiększające jezdnię. Niebo wygląda fantastycznie (sprawdźcie trasę z dema), równie efektownie prezentują się etapy rozgrywane nocą. Skąd taka nierówna oprawa? Nie mam zielonego pojęcia, ale dobrze Wam radzę - jeśli w grach cenicie sobie grafikę, koniecznie przymknijcie oko na pierwsze dwa kwadranse i pozwólcie „The Run” się rozkręcić. Na szczęście nic się nie przycina.

Cicho liczyłem na energetyczną, wpadającą w ucho muzykę, która dopełni całkiem niezłych wrażeń z fabularnego trybu gry. Jak się jednak okazało, tam praktycznie nie ma ścieżki dźwiękowej jako takiej. Jest za to fajny, filmowy motyw przewodni, który słychać od czasu do czasu. Normalne kawałki pojawiają się dopiero w pojedynczych wyścigach, choć trudno tu znaleźć naprawdę świetne numery. Fajnie prezentują się odgłosy pojazdów, syreny policyjnych radiowozów czy też dźwięki kraks. O ile oczywiście odgłosy gnącej się niczym kartka papieru blachy można zaliczyć do tej kategorii. W „Need for Speed: The Run” znajdziemy kinową lokalizację, czyli pojawiające się wszędzie napisy.

A poza wątkiem fabularnym Tryb The Run to nie jedyne, co zaoferuje nam nowy „Need for Speed”. Po skończonej historii nie warto odkładać płyty na półkę. Czeka nas bowiem tryb wyzwań, który jednocześnie pozwala odblokować kolejne samochody oraz wszelkiej maści obrazki do upiększenia swojego profilu w trybie sieciowym. Wyścigi są różne, najczęściej podzielone ze względu na samochody, którymi można się w nich ścigać. Nie wszystkie wyzwania dostępne są od razu, będzie to więc dla Was motywacja do odblokowywania kolejnych konkurencji. Tu też nieźle sprawdza się stosowany już od jakiegoś czasu Autolog. Możecie zobaczyć czasy osiągnięte przez Waszych znajomych, a także zmierzyć się z nimi, walcząc o szczyt listy rankingowej.

„Need for Speed: The Run” to również rozgrywka w sieci. Lobby działa sprawnie i bez większych problemów wrzuca do wyścigów (dwukrotnie zawiesiło mi konsolę, ale trudno ocenić, czy to wina Black Box, czy raczej mojego niezbyt młodego już xboksa). Niestety często dołączamy do spotkania, które już trwa, przez co nie mamy absolutnie żadnych szans na podium. Zabawa w multi to również cele - zarówno solowe, jak i drużynowe (jeśli przyjdzie nam do głowy utworzenie drużyny ze znajomych, mających swój egzemplarz gry). Jest też maszyna losująca, która daje różnego rodzaju nagrody za wygranie wyścigów. Podczas zabawy miejcie jednak jedno na uwadze - przeciwnicy bardzo chętnie spychają z trasy i prowokują wypadki, przez co łatwo już na samym początku wylądować na ostatniej pozycji, z której naprawdę trudno osiągnąć podium.

Polygamia.pl - rozbijamy się w demie Need For Speed: The Run

Werdykt Po kilkukrotnym ograniu dostępnego na Xbox Live dema gry byłem bardzo pozytywnie nastawiony i z wielką chęcią zabrałem recenzencką kopię do domu. W trybie „The Run” bawiłem się nieźle, całkiem fajnie ścigało mi się również wyzwaniach i rozgrywkach sieciowych. Nie jestem jednak w stanie zaakceptować kompletnie chybionego cofania czasu przy byle skręceniu z trasy, nierównej oprawy i braku pewnej iskry, na którą tym razem bardzo liczyłem. Nowy „Need for Speed” nie zachwyca, trzyma jednak niezły poziom - jest natomiast słabszy od odświeżonego „Hot Pursuit”. Miejcie to na względzie, wydając na niego pieniądze. Przy zalewie jesiennych hitów nie warto sięgać po tę grę od razu po premierze. Kiedy już jednak cena spadnie, przejedźcie się na emocjonującą wycieczkę po USA.

Ocena: 3/5 - Można (Ocenę 3 otrzymują gry średnie, którym nieco brakuje. Można zagrać w wolnej chwili, ale nic się nie stanie, jeśli się z tym poczeka).

Data premiery: 18.11.2011 Deweloper: EA Black Box Wydawca: Electronic Arts Dystrybutor: Electronic Arts Polska PEGI: 12

Egzemplarz do recenzji użyczyła firma Electronic Arts Polska.

Paweł Winiarski

Need for Speed: The Run (X360)

  • Gatunek: wyścigi
  • Kategoria wiekowa: od 12 lat
Źródło artykułu:Polygamia.pl
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)