Need for Speed: The Run - jest dobrze. Bardzo dobrze!
Kolejny rok (ostatnio to nawet jakoś mniej...), kolejny Need for Speed. Zręcznościowe wyścigi. Proszę się rozejść, nie ma tu nic więcej do oglądania? Właśnie nie do końca. Szedłem na gamescomowy pokaz gry właśnie trochę z takim podejściem, a jej, skubanej, udało się mnie zaskoczyć. Pozytywnie.
20.08.2011 | aktual.: 07.01.2016 15:55
Zaprezentowany w czerwcu na targach E3 zwiastun Need for Speed: The Run zaskoczył chyba wszystkich. O ile wielki wyścig przez całą Amerykę jest chwytliwym pomysłem (zupełnie nieoryginalnym, ale to formuła, która się nie zużywa), o tyle fragmenty QTE, które tam pokazano, wzbudziły mocno mieszane uczucia. Czy to na pewno dobry pomysł? W wyścigach?
Electronic Arts chyba zauważyło, że przeszarżowało i tym razem, na Gamescomie, postanowiło pokazać coś bardziej konwencjonalnego. Zarówno na konferencji przed samymi targami, jak i na zamkniętym pokazie w ich czasie, można było zobaczyć i zagrać w tradycyjne (ale z „twistem”) wyścigi. I - ku mojemu bardzo miłemu zdziwieniu - okazało się, że... są super.
Miałem okazję przejechać dwie trasy. Pierwszą była ta, którą możecie znać z wspomnianej gamescomowej konferencji. Zadaniem gracza jest przejechanie górskiej trasy, gdzie cały czas spadają lawiny, gasną światła w tunelach i generalnie zbyt wiele dobrych rzeczy dla kierowcy się nie dzieje. Dla gracza - już tak. Już oglądanie tego wyścigu jest emocjonujące, a granie? Co najmniej dwa razy bardziej. Wszystko się wali, świat śmiga przed oczami, pad wibruje, ryk silnika ogłusza... Bomba.
Duża w tym zasługa świetnego poczucia prędkości. W Need for Speed raczej nigdy nie było z tym źle, ale teraz jest naprawdę fenomalnie. Dosłownie wciska w fotel. Model jazdy też wypada bardzo dobrze. To oczywiście absolutna zręcznościówka, pod tym względem nic się zmieniło. Świetnie czuje się zwłaszcza ciężar prowadzonego pojazdu. Nie grałem zbyt długo, więc nie feruję na razie wyroków, ale pod tym względem The Run nie powinno zawieść. Twórcy naprawdę musieliby coś zupełnie zepsuć.
Drugi wyścig, który miałem okazję przetestować, był już zdecydowanie bardziej tradycyjny. Miejscem była Dolina Śmierci, zadaniem: wyprzedzenie na określonym odcinku ośmiu przeciwników. Łatwo wcale nie było (zresztą wyścig w górach był jeszcze trudniejszy), dodam. Było też bardziej standardowo, ale to nie znaczy, że mniej emocjonująco. No może trochę, ale tamten etap po prostu bardzo, bardzo trudno przebić.
Pokaz (właściwie możliwość zagrania) nie był zbyt długi, nie twierdzę wiec, że The Run na sto procent będzie super, och i ach. Niemniej, gdybym musiał się zakładać, raczej powiedziałbym, że tak będzie, niż że nie. To pierwsza gra z tej serii od bardzo dawna, której naprawdę będę oczekiwał, a nie potraktuję na zasadzie „o, kolejny NFS”. Wiele pytań wymaga jeszcze odpowiedzi, ale na razie gra zapowiada się świetnie.
Tomasz Kutera